poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 20

*Oczami Jessicki
          Dzisiejszego popołudnia odwiedzili nas wszyscy chłopcy. Bez wyjątku. Jednak bez Perrie, która pomimo upałów, postanowiła udać się do miasta, na zakupy, a także Eleonor, która wyleciała wczoraj do Londynu. Siedząc wygodnie na fotelach, rozmawialiśmy o ostatniej imprezie, a także planowaliśmy co moglibyśmy jeszcze zrobić.
          Nie mogłam tak po prostu popatrzeć, czy odezwać się do skłóconych ze sobą, Nialla i Liama, wiedząc, że poszło im o mnie. Unikałam rozmowy z nimi i kontaktów wzrokowych. Czułam się potwornie. Nie wiedziałam, że oboje zaczęli coś do mnie czuć. Od początku wydawało mi się, że Niall nie za bardzo za mną przepada, a Liam lubi mnie jedynie jako dobrą koleżanką, z możliwością wjechania na tor przyjaźni.
          Przez cały czas, czułam na sobie ich wzrok. Patrzyłam tępo przed siebie, na komodę, gdzie stał telewizor. W ogóle nie mogłam się odwrócić ani w prawo, ani w lewo, gdyż chłopcy siedzieli po przeciwnych sobie stronach. Na ich szyjach oraz rękach widniały niewielkie siniaki, jedyne pozostałości po wczorajszej bójce, natomiast nos Nialla, powoli wracał do normalnego odcieniu koloru skóry blondyna.
          Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk dzwonka, oznaczający przychodzącego smsa. Powoli sięgając po swój telefon, leżący na szklanej ławie obok szklanek z napojami, odblokowałam urządzenie i spojrzałam na jego duży wyświetlacz.
Rosalie: Nie uwierzycie! Lisa wychodzi za mąż! Tak bardzo cieszę się jej szczęściem. Szykujcie sukienki na ślub, bo na pewno będziecie na liście gości! A za kogo? Opowiem wam po moim powrocie. Ale powiem wam, że jestem bardzo sympatyczną osobą. Dzisiaj wylatujemy do Londynu, by odwiedzić moją mamę i resztę rodziny. Kocham was!
- Dziewczyny! Rosalie napisała! – oznajmiłam. Na dźwięk imienia blondynki, siedzący obok Nialla, Zayn momentalnie przeniósł na mnie swój wzrok.
- Co napisała? – zapytał mulat, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Interesuje cię to w ogóle? – odpowiedziała dość szorstko Scarlett. W dalszym ciągu miała za złe, to jak potraktował naszą przyjaciółkę. Za każdym razem, kiedy któraś z nas była smutna, ona podzielała nasze cierpienie.
- Scarlett! – upomniała ją Chealsy, która przez swoją nieobecność tego poranka, nie miała pojęcia o całym tym zajściu, w przeciwnym razie rzuciła by się brunetowi do gardła. Scarlett  spiorunowała Malika spojrzeniem, po czym wstała i wyszła z pokoju. – Czy ja o czymś nie wiem? – zapytała zdezorientowana blondynka i spojrzała to na mnie, to na Zayna.
- Przed wyjazdem Rosalie, między mną a waszą przyjaciółką, doszło do małej wymiany zdań. – objaśnił jej chłopak, beznamiętnym tonem. Tak jakby to, że ją zranił wcale go nie ruszało.
- Lisa wychodzi za mąż! – oznajmiłam entuzjastycznie, kompletnie ignorując ton wypowiedzi Malika. Nie chciałam by w przeciągu kilku godzin, doszło do kolejnej kłótni. – A poza tym, jadą z Rosalie do Londynu. – dodałam.
- Tak w ogóle chłopaki – Louis zwrócił się do swoich dwóch przyjaciół, wskazując na nich ręką. – O co poszło? – spytał i pogładził swój podbródek. Obydwoje zmrużyli oczy, a następnie wbili wzrok w podłogę.
- O nic. – odpowiedział za nich mulat. – Po prostu alkohol opanował ich mózg i chcieli sprawdzić, który z nich jest silniejszy. A teraz obydwoje się na siebie gniewają zamiast się pogodzić. – dodał. – Może jednak czas przestać zachowywać się jak banda rozkapryszonych dzieciaków? – zapytał Nialla i Liama. Obydwoje obdarzyli go morderczymi spojrzeniami, po czym kolejno opuścili nasz dom. – Widocznie nie. – powiedział bardziej do siebie i krzyżując ręce na klatce piersiowej oparł się plecami o oparcie złotego fotela.
Nastała niezręczna cisza, podczas której każde z obecnych w pomieszczeniu, zaczęło się sobie wzajemnie przyglądać, a także wymieniać się zaciekawionymi spojrzeniami. Nikt poza mną i Zaynem, tak naprawdę nie wiedział do czego doszło ostatniej nocy. Jednak każde z nich było tego bardzo ciekawe. Chciałam aby się pogodzili i zapomnieli o wszystkim. Bałam się jednak, że na to trzeba będzie dłużej poczekać.
- Jessica, mogę cię prosić na słówko? – z zamyślenia wyrwał mnie głos mulata, patrzącego prosto na mnie. Skinęłam jedynie lekko głową i wstając z fotela, udałam się za chłopakiem. Kiedy wyszliśmy na świeże powietrze, zaczęliśmy się oddalać od domu. Zatrzymaliśmy się dopiero za zakrętem. Posłałam Malikowi pytające spojrzenie. – Musisz coś z tym zrobić. – poinformował mnie.
- Ale co ja mogę zrobić?! – zapytałam z bezradnością w głosie. – Przecież ta dwójka pokłóciła się, a raczej pobiła, przeze mnie. Boję się, że mogę jedynie pogorszyć sytuację. – odpowiedziałam.
- Postaw sprawę jasno. – oznajmił, a ja popatrzyłam na niego. – Wybierz z którym z nich chcesz być, a drugi jako, że jest tego pierwszego przyjacielem, musi się z tym pogodzić. Przecież jak coś ci pomogę, tylko zgódź się na taki układ. Pogódź ich ze sobą, bo ja nie wytrzymam z nimi do końca wakacji. Nie chcę mieszkać jeszcze przez ostatnie trzy tygodnie z ludźmi, którzy prowadzą ze sobą wojnę. – powiedział błagalnym tonem, a ja przewracając teatralnie oczami, skinęłam lekko głową.
- Niech będzie. – rzuciłam beznamiętnie i ruszyłam w stronę mojego domu.

*Oczami Liama
          Bolało mnie to, w jakiej sytuacji znaleźliśmy się z Niallem. Był jednym z czwórki moich najlepszych przyjaciół. Byli dla mnie jak bracia, których nigdy nie miałem, a teraz pewnie darzył mnie nienawiścią i na pewno nie chciał ze mną przebywać w jednym pomieszczeniu, a co dopiero rozmawiać.
          Kompletnie zignorowałem słowa Danielle, dotyczące przyjaźni, która jest najważniejsza. Przecież obiecałem, że nie narażę tego co było między mną i Niallem, dla Jess, czy każdej innej dziewczyny. Nie dotrzymałem tej obietnicy.
          Pamiętam, że kiedyś rozmawialiśmy z chłopakami, że dziewczyna Nialla, będzie musiała być naprawdę niesamowita, w końcu tyle na nią czekał. Tą dziewczyną okazała się Jessica. To była pierwsza dziewczyna, która podbiła serce naszego blondyna. W końcu zaczęło mu na kimś płci przeciwnej bardziej zależeć. Pomyśleć, że to wszystko zepsułem.

*Oczami Nialla
          Stojąc przed dużym lustrem, znajdującym się w mojej łazience, powoli ściągnąłem koszulkę na grubych ramiączkach i odrzucając ją w bok, przyłożyłem swoje obie dłonie, do przeciwnych im ramion. Jeżdżąc po nich, obserwowałem każdy niewielki siniak. Następnie przejechałem po swojej szyi, która była równie poturbowana, co ręce. Odrywając prawą dłoń, od swojego ciała, podniosłem ją na wysokość swojej twarzy i delikatnie dotykając każdego policzka, pogładziłem palcem swój siny nos. W dalszym ciągu, sprawiało mi to ból, jednak na pewno mniejszy niż wczorajszej nocy.
          Liam był w podobnej do mnie sytuacji. Mimo wszystko bolało mnie to, co wydarzyło się pomiędzy nami. Moja zazdrość o dziewczynę, zniszczyła naszą przyjaźń. Coś, co tak długo budowaliśmy. Wiadomo, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej, a to wszystko przeze mnie. Prawdę powiedziawszy przesadziłem, że rzuciłem się na niego z pięściami. To właśnie mój atak, zmusił go do obrony. Może byliby razem szczęśliwi? Może ona czuła do niego coś więcej? Może była tą, która miała zagoić rany, które powstały po odejściu Danielle? Może miała być jego powodem, dla którego na jego twarzy pojawiał się codziennie szczery uśmiech?
***

Cześć :* Nawet nie wiecie, jak podle się czuję, bo skłóciłam ze sobą Nialla i Liama. Mam nadzieję, że niedługo się pogodzą, ale to pewnie tak samo jak Wy. Rozdział tak szczerze, nie wyszedł najlepiej, ratują go jedynie odczucia obojgu chłopców. Nie wiem, kiedy nastąpi moment, że będę mogła się przed Wami pochwalić wysokim poziomem pisania, o co tak bardzo się staram. Kto wie, czy kiedykolwiek coś takiego nastąpi. W każdym razie dziękuję, że ze mną jesteście. Co prawda rozdział miał się pojawić dopiero we wrześniu, ale na pewną prośbę dodaję go właśnie dzisiaj. Ogólnie chciałabym go zadedykować, bo dawno tego nie robiłam, eM. , która z entuzjazmem przyjmuje wiadomości o moich rozdziałach, co nie powiem jest bardzo miłe, a także C.Usher, która swoimi szczerymi i długimi opiniami, które po prostu kocham, podbudowuje mnie. Dziękuję Wam i wybaczcie mi za to, że dedykuję Wam dno totalne, ale obiecuję, że kiedyś jeszcze raz dostaniecie ode mnie dedykację, ale pod czymś co z czystym sumieniem nazwę rozdziałem. Na koniec zapraszam na mojego nowego bloga, który ruszy bo zakończeniu tego! Możecie zapoznać się ze zwiastunem o bohaterami. Kocham Was wszystkich :*

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 19



*Oczami Rosalie
          Kiedy w Nowym Jorku powoli zaczynało się ściemniać, samolot wylądował na lotnisku. Cieszyłam się, że znów zobaczę ciocię Lisę i w końcu będę mogła sobie z nią spokojnie porozmawiać, czy pospędzać czas. Brakowało mi tego uczucia bezpieczeństwa, które przy niej czułam. Może nie znałyśmy się od samego początku, ale szybko złapałyśmy kontakt, a nasze więzi z każdym, nowym dniem stawały się coraz silniejsze. Była dla mnie jak druga matka, ale także i przyjaciółka.
          Odpinając pasy bezpieczeństwa, wstałam z wygodnego fotela i przepychając się pomiędzy pasażerami, opuściłam latający pojazd. Krocząc po pasie startowym w kierunku wejścia do budynku, przypominałam sobie dwa momenty mojego życia, kiedy znajdowałam się w tym miejscu. Pierwszym z nich była przeprowadzka do Los Angeles, a drugim ucieczka z Londynu, w poszukiwaniu lepszego życia. Do dzisiaj zastanawiam się, co by było gdybym nie zdecydowała się na tak odważny krok. Zapewne nie poznałabym mojej cioci i dziewczyn, które są dla mnie jak siostry, a moje życie dalej byłoby tylko rutyną. Żyłabym aby pracować na własne utrzymanie i myśleć o przykrościach, które mnie spotkały. Jednak tak nie jest, za co jestem i do końca swych dni, będę wdzięczna Bogu.
          Przechodząc przez odprawę, odebrałam swoją walizkę i ciągnąc ją za sobą, wmieszałam się w tłum ludzi, którzy albo gdzieś wyjeżdżali, albo dopiero co przylecieli do Nowego Jorku. Miasta marzeń. Taka była prawda. Wielu przyjeżdżających tutaj ludzi, ze swoją wizytą wiązało wiele nadziei, czy planów do zrealizowania. W Nowym Jorku wszystko wydawało się takie realne, nawet najmniej możliwe do spełnienia.
Rozglądając się dokładnie na boki, starałam się odszukać ciocię Lisę. Minęło kilka miesięcy, odkąd się nie widziałyśmy. Nie mogła się, aż tak bardzo zmienić. Zatrzymując się w miejscu, okręciłam się dookoła. W pewnym momencie przed oczami mignęła mi burza rudych włosów. Ponownie kręcąc się wokół, odszukałam kobietę, do mojej cioci. Siedziała na jednej z ławek i co jakiś czas spoglądając na zegarek, spoczywający na jej lewym nadgarstku, rozglądała się na boki. Chwyciłam uchwyt od walizki i szybkim krokiem udałam się w jej stronę. Kobieta popatrzyła przed siebie. Kiedy zauważyła mnie, od razu wstała z miejsca i ruszyła w moją stronę.
- Ciociu Liso! – krzyknęłam radośnie i puszczając walizkę, która chwilę później runęła na ziemię, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk, rzuciłam się cioci na szyję.
- Rosalie, nawet nie wiesz jak bardzo mi ciebie brakowało. – oznajmiła i przytuliła mnie mocno do siebie.
- Mi ciebie też. – odpowiedziałam. – Ale już jestem i po upływie tego tygodnia, będziesz mnie miała dość. – dodałam, po czym obie się zaśmiałyśmy.
- Dziecko, ciebie nigdy nie będę miała dość. – odparła i rozluźniając uścisk, odsunęła się ode mnie, robiąc mały krok w tył. - Nic się nie zmieniłaś. – skomentowała, uśmiechając się szeroko.
- Może dlatego, że minęły trzy miesiące? – odpowiedziałam pytaniem, jednocześnie przeczesując moje blond włosy ułożone w lekkie fale.
          Obudziłam się z samego ranka. Przewracając się z lewego boku na plecy, dokładnie rozglądnęłam się po swoim pokoju, za którym tak bardzo tęskniłam. Powoli zwlekając się z miękkiego łóżka, wolnym krokiem podeszłam pod okno i siadając na parapecie, wyglądnęłam przez szybę. Mimo tak wczesnej godziny, miasto zdążyło wybudzić się ze snu. Po ulicach jeździło wiele samochodów, a po chodnikach kroczyli ludzie, jak zwykle gdzieś się spieszący. Brakowało mi tego. Tej tłoczności na jezdniach, chodnikach, czy innych miejscach, takich jak sklepy. Tej okrytej pośpiechem codzienności.
Schodząc powoli po schodach, przeszłam do salonu. Na popielatym narożniku siedziała moja ciocia w towarzystwie nieznanego mi dotąd mężczyzny. Miał brązowe włosy i duże niebieskie oczy, a także wypowiadał się ze śmiesznym akcentem. Kiedy tylko zauważyli, że nie są sami, wstali z miejsca i podeszli do mnie.
- Rosalie poznaj Jamesa Horana. – powiedziała ciocia, wskazując na mężczyznę. Szatyn wyciągnął do mnie rękę, którą szybko uścisnęłam, obdarzając go jednocześnie lekkim uśmiechem.
- Lisa mi o tobie dużo opowiadała. – oznajmił. – Oczywiście same dobre rzeczy. – dodał po chwili i uśmiechając się szeroko, przeczesał swoje brązowe włosy.
- Zabawne, że ma pan takie samo nazwisko jak Niall Horan. – odezwałam się, a mężczyzna zaśmiał się dźwięcznie.
- Mój mi po prostu James. – odpowiedział. – To pewnie dlatego, że Niall to mój siostrzeniec. Jesteś fanką? – spytał po chwili. Pokręciłam przecząco głową.
- Znam Nialla, bo odkąd on i jego zespół przebywają w Los Angeles są naszymi sąsiadami i można powiedzieć, że mamy dość częsty kontakt. – odpowiedziałam.
- Tak w ogóle, ja i James, chcielibyśmy o czymś powiedzieć. – zabrała głos Lisa, która przed momentem stała z boku i słuchała naszej konwersacji. Od razu posłałam im pytające spojrzenia. – Zamierzamy się pobrać. Wybacz, że wcześniej ci tego nie powiedziałam, ale to wszystko stało się od razu po twoim wyjeździe i jednak wolałam powiedzieć ci to na żywo.
- Naprawdę?! Gratuluję wam! – powiedziałam entuzjastycznie i przytuliłam każdego z osobna. Lisa zasługiwała na kogoś, kto będzie ją kochał i szanował, a James na takiego wyglądał, więc oczywiście nie miałam nie przeciwko temu.
          Kiedy ciocia Lisa udała się do pracy, postanowiliśmy się z Jamesem lepiej poznać. W końcu niedługo mieliśmy stać się rodziną. Siedząc wygodnie na popielatym fotelu, znajdującym się w salonie, słuchałam jego opowieści z czasów dzieciństwa, jak również dorosłego życia. Opowiedział mi również o Niallu, którego kochał jak syna, a także jak poznał siostrę mojej mamy. Okazało się, że poznali się za czasów, kiedy Lisa mieszkała jeszcze w Londynie, lecz spotkali się dopiero po mojej przeprowadzce do Los Angeles i odnowili starą znajomość. Sama opowiedziałam mu historię mojego życia, a także zwierzyłam się również z tego, co leżało mi na sercu.
- To naprawdę przykre jak cię potraktował. – powiedział, kiedy opowiedziałam mu co zaszło przed moim wyjazdem do Nowego Jorku, pomiędzy mną a mulatem. – Rosalie, teraz uważnie posłuchaj co ci powiem i zapamiętaj moje słowa. One na pewno przydadzą ci się w życiu. – polecił i nabrał powietrza, które chwilę później wypuścił ustami. – Nikt kto się tak zachowuje, nie jest wart twoich łez i zmartwień. Nawet jeśli jest się Zaynem Malikiem.

*Oczami Scarlett
          Stojąc przed komodą, znajdującą się w salonie, ściągałam kurze z półek. Odkąd Rosalie wyjechała do Nowego Jorku, jakaś część nas jakby umarła. Dom wydawał się taki pusty. Chociaż wyjechała wczoraj wieczorem, już za nią tęskniłam i chciałam, aby rozpoczynający się tydzień, szybko zleciał.
          Po domu rozniósł się donośny dźwięk dzwonka. Odkładając wilgotną ściereczkę na bok, wytarłam ręce w moje jeansowe szorty. Szybkim krokiem udałam się do znajdującego się obok holu. Naciskając na mosiężną klamkę, powoli otworzyłam drzwi. W progu stanęła uśmiechnięta Eleonor. Może nie znałam jej dość długo, jednak po spędzonych wspólnie z nią i Louisem chwilach, muszę przyznać, że ją polubiłam.
- Cześć Scarlett. – przywitała mnie. – Mogę wejść? – spytała od razu.
- Hej Eleonor. – odpowiedziałam. – Jasne, wchodź. – dodałam i odsuwając się lekko w bok, przepuściłam dziewczynę przez próg.
          Zaprowadziłam dziewczynę do salonu. Kiedy usiadła na białym, skórkowym fotelu, zaproponowałam jej coś do picia, a następnie przeszłam do kuchni. Wyciągając z lodówki schłodzony jabłkowy sok, napełniłam nim dwie przeźroczyste szklanki i biorąc je w obie ręce, wyszłam z pomieszczenia i wróciłam do pokoju, w którym siedział mój gość. Podałam dziewczynie napój, a następnie usiadłam obok niej.
- Jak wiesz dzisiaj po południu, wracam do Londynu. Chciałam się z tobą pożegnać, ale wcześniej porozmawiać. – oznajmiła z uśmiechem na twarzy i upijając kilka łyczków soku z pomarańczy, odłożyła go na stół. – Jak wiesz, jeszcze kilka miesięcy temu byłam dziewczyną Louisa. On na pewno opowiedział ci o nas, jak między nami było i w jakich okolicznościach się rozstaliśmy. – powiedziała, a ja lekko skinęłam głową. – Chociaż od tego minęło troszkę czasu, ja nadal go kocham i zawsze będę i wiem, że on kocha mnie.
- Wiem El. Widzę to po nim. – powiedziałam. – Słyszę jak się o tobie wyraża, jak opowiada, i jak się na ciebie patrzy. – dodałam i uśmiechnęłam się lekko.
- Jednak jego uczucie względem mnie nie jest już tak silne, jak to sprzed to sprzed kilku miesięcy. Jestem dla niego tylko najlepszą przyjaciółką. – powiedziała i na chwilę się zatrzymała. Popatrzyła na mnie i uśmiechając się do mnie, położyła swoją dłoń na mojej ręce. – W sercu Louisa pojawiła się nowa osoba. Tą osobą Scarlett jesteś ty. – oznajmiła, a ja popatrzyłam na nią ze zdziwieniem, lekko przechyliłam głowę w bok. – Kiedy przyjechał do Los Angeles, był zupełnie innym człowiekiem niż go wszyscy znają. Chodził smutny i przybity. To wszystko z mojego powodu. – po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, ale mimo to nie przestawała się uśmiechać.
- Nieprawda. – tyle zdążyłam powiedzieć, bo dziewczyna kontynuowała swoją wypowiedź.
- Scarlett, ja o tym doskonale wiem. Można powiedzieć, że fani zrobili swoje, ale ja nie byłam zbyt silna by dla miłości przezwyciężyć wszystko. – odparła. – Tylko ty potrafiłaś sprawić, że zaczął się znów uśmiechać, wygłupiać się, a przestał się smucić. – na chwilę zatrzymała się i wzięła głęboki oddech. - Z każdym kolejnym dniem jego uczucia do ciebie stawały się mocniejsze. Jesteś dla niego naprawdę ważna. On cię kocha, chociaż ci tego nie powiedział. – dodała. – Dziękuję ci za wszystko co dla niego zrobiłaś. Mam też prośbę.
- O co tylko mnie poprosisz. – oznajmiłam i uśmiechnęłam się przez łzy, które nie wiem kiedy wypłynęły z moich oczu.
- Nie popełnij tego błędu co ja. Walcz w imię waszej miłości, bo wiem, że ty go też pokochałaś. Dbaj o niego i bądź jego powodem do szczęścia. – kiedy skończyła, obie wstałyśmy z miejsca i wolnym krokiem udałyśmy się do holu. – Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy.
- Ja też mam taką nadzieję. – odpowiedziałam i przytuliłam dziewczynę, która od razu odwzajemniła gest.
***

Cześć :* Rozdział może nie jest przesiąknięty akcją, ale mimo wszystko mi się nawet podoba. Szczególnie perspektywa Scarlett. Jest taka uczuciowa. Myślicie, że Scarlett wywiąże się z obietnicy i faktycznie zostanie dziewczyną Louisa, czy może stanie się coś innego? Tego nawet ja nie wiem. Zobaczymy co mi pomysły przyniosą. Najbardziej z całego rozdziału utkwiły mi w pamięci słowa Jamesa skierowane do Rosalie. Są takie prawdziwe. Zresztą mniejsza o to. Dziękuję za każdy komentarz pod ostatnim rozdziałem i również zachęcam do komentowania każdego, kto czyta moje opowiadanie. To jest jeden z nielicznych powodów, dzięki którym się uśmiecham. Chociaż większości z Was nie znam osobiście, to i tak jesteście dla mnie ważne, ale to chyba zostawię na epilog, gdzie pewnie się rozpiszę. Nie przedłużając życzę miłego dnia i do następnego rozdziału :*

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 18


*Oczami Liama
Wolnym krokiem spacerowaliśmy ulicami Londynu, omijając każdą głęboką kałużę, które przez intensywne opady deszczu z każdą chwilą  robiły się coraz większe. Od kilku dni Londyn, pokrywały ogromne deszczowe chmury, które nie chciały opuścić stolicy, jednego z piękniejszych miast, oraz spełnić marzenia wielu ludzi i odsłonić upragnionego słońca.
Nie wiedziałem o czym chciała ze mną porozmawiać. Ostatnimi dniami była smutna, a ja byłem na siebie zły, że nie potrafiłem jej rozweselić.
- Już drugi raz próbowaliśmy, ale nam nie wyszło. – powiedziała Danielle, trzymając swoją prawą dłoń, na mojej. Cały czas patrzyła mi się prosto w oczy. – Nie wiem, kiedy nasze relacje się zepsuły. – dodała.
- To moja wina. – oznajmiłem i spuściłem wzrok. Dziewczyna drugą ręką dotykając mojego podbródka, podniosła go tak, że znów spojrzałem w jej piękne, brązowe oczy.
- Nie mów tak Liam. To nie jest niczyja wina. – odpowiedziała. – Po prostu oboje pracujemy. Robimy to co kochamy i z każdym dniem staramy się, abyśmy byli w tym lepsi. To nie nasza wina, że mamy pasje, którym trzeba się poświęcać. – wyjaśniła. Podziwiałem ją za tą mądrość, a także zrozumienie każdego człowieka. – Chciałabym być dalej twoją dziewczyną. Chciałabym aby Lanielle w dalszym ciągu było uznawane za parę idealną. Jednak widzę, że w pewien sposób cię krzywdę. Zasługujesz na kogoś lepszego.
- Dla mnie ty jesteś najlepsza. – powiedziałem. Po policzku dziewczyny spłynęła pojedyncza łza. Nie czekając długo, Dan delikatnie przytuliła się do mnie. Objąłem ją swoimi ramionami. – Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. – wyszeptałem jej do ucha. – Może masz rację, potrzebujemy troszkę czasu, w którym być może znajdziemy ludzi, którzy zastąpią nam drugie z nas w sercu. W każdym razie pamiętaj, że zawsze będę cię kochał. – powoli rozluźniając uścisk, pocałowałem dziewczynę w policzek. Danielle kiwnęła głową, a na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech. 

          Leżąc jeszcze w ciepłym łóżku w swoim pokoju, oglądałem zdjęcia ze swojego telefonu, które przedstawiały Danielle. Tęskniłem za nią i mimo, że nie byliśmy już parą, dla mnie pozostawała kimś ważnym. Była najlepszą przyjaciółką, wspierającą mnie, moją pracę i moje pomysły. Wiedziałem, że zawsze mogłem się jej wyżalić. Zawsze starała się znaleźć dla mnie czas. Byłem jej za to wszystko wdzięczny.
          W ten dzień, kiedy po raz drugi zadecydowaliśmy o naszym rozstaniu, nie sądziłem, że znajdę kogoś po Danielle, kto mnie zauroczy. Nie wiedziałem, że w Los Angeles spotkam kogoś takiego jak Jessica. Chociaż ona i Danielle, znacznie się od siebie różnią, zarówno w wyglądzie, jak i zachowaniu, nie przeszkadza mi to. Nie wielkim gestem, Jess potrafi sprawić, że się uśmiecham, zapominam o otaczającym mnie świecie. Jednak na drodze, stał jeden problem. Wydawało mi się, że wpadła też w oko Niallowi, który jest dla mnie najlepszym przyjacielem jak i bratem.
          Musiałem się kogoś poradzić. Potrzebowałem z kimś porozmawiać. Nie chciałem iść do chłopaków i stawiać ich pomiędzy mną, a Niallem. Nie czekając długo, wyszukałem w spisie kontaktów numer do Danielle i przykładając komórkę do ucha, czekałem aż odbierze. Po dwóch sygnałach, usłyszałem wesoły głos mojej najlepszej przyjaciółki.
- Hej Liam. Co słychać? – zapytała mnie i dałbym sobie głowę uciąć, że się uśmiechnęła.
- Cześć Dan. Wszystko w porządku, a u ciebie?
- U mnie też. Jestem teraz w Australii, a zamiast wylegiwać się na plaży, mam same próby. – powiedziała i zaśmiała się. – Coś się stało?
- W zasadzie nic poważnego. Po prostu spodobała mi się jedna dziewczyna. – oznajmiłem.
- To wspaniale! – odpowiedziała z entuzjazmem.
- Nie wiem, czy tak wspaniale. Spodobała się też Niallowi, a ja nie chcę wybierać pomiędzy najlepszym przyjacielem, a dziewczyną, którą ledwo znamy. Ale mimo tego jest niesamowita, musisz ją poznać.
- Bardzo chętnie. – powiedziała. – A teraz Liam, posłuchaj. Jeśli ta dziewczyna wybierze ciebie, to Niall jako twój przyjaciel na pewno to zaakceptuje, bo dla niego liczy się też twoje szczęście i na odwrót. A jeśli po prostu te sprawy potoczą się za daleko, odpuście. Nie warto rezygnować z przyjaźni. – dodała.
- Dziękuję Dan. Masz całkowitą rację.
- Nie ma za co. Odezwę się później, bo kończy nam się przerwa. Muszę wracać do ćwiczeń. Trzymaj się. – pożegnała się i szybko rozłączyła. Odkładając telefon na bok, uśmiechnąłem się sam do siebie. Po rozmowie z nią poczułem się pewniej.
          Wieczorem umówiliśmy się z dziewczynami, że wybierzemy się do klubu, by móc się w końcu wyszaleć i odreagować ostatnie dni. Ostatni raz przeglądnąłem się w lustrze. Miałem na sobie niebieski, obcisły podkoszulek z logiem supermana, czarne, męskie rurki i tego samego koloru trampki. Przeczesując delikatnie prawą dłonią, swoje włosy, lekko uśmiechnąłem się do siebie i wyszedłem z pokoju. Schodząc schodami na dół zastałem czwórkę swoich przyjaciół, Perrie oraz Eleonor, której miała to być ostatnia noc w Los Angeles.
- Gotowi? – spytałem, a reszta mi przytaknęła.
          Po kilku minutach drogi, dojechaliśmy na miejsce. Stanęliśmy pod jednym z najlepszych klubów w Los Angeles. Mieścił się w dzielnicy Hollywood Hills, tej samej, w której mieszkaliśmy. Przechodząc przez szklane drzwi, znaleźliśmy się w długim korytarzu, na którego końcu widać było salę, na której w rytm muzyki bawiło się mnóstwo ludzi.
          Zajmując wolny stolik, w samym rogu, część z nas rozsiadła się wygodnie na czerwonych, skórkowych fotelach, a reszta od razu udała się na parkiet by dać ponieść się muzyce. Popatrzyłem na Scarlett, Nialla i Jessicę, którzy siedzieli ze mną przy czarnym, drewnianym stole.
- Zaraz wracam. – powiedziałem i przepraszając, odszedłem od stołu, a następnie przedzierając się przez tłum tańczących ludzi, podszedłem pod bar.
          Kładąc kolorowe drinki na czarny blat, podsunąłem je każdemu z trójki moich towarzyszy. Niall popatrzył na mnie z nieukrywanym zdziwieniem. Posyłając mu pytające spojrzenie, usiadłem obok Scarlett, która spoglądała w stronę tańczącego z Eleonor, Louisa.
- Przecież ty nie pijesz alkoholu. – skomentował, próbując przekrzyczeć muzykę, wydobywającą się z głośników.
- Raz na jakiś czas mi nie zaszkodzi. – odpowiedziałem, puszczając przyjacielowi oczko, a następnie biorąc do ręki naczynie z pomarańczową cieczą, opróżniłem je do połowy.
          Odkąd momentu, w którym przyjechaliśmy do klubu, minęły dobre dwie godziny. A ja co? Przez cały czas siedziałem na fotelu, w zmieniających się towarzystwach. Pijąc już któregoś z kolei drinka, spoglądałem na Jessicę, tańczącą z jakimś obcym mężczyzną, który patrzył na nią jak na mięso. Nie mogłem patrzeć, jak dotyka ją tymi swoimi brudnymi rękoma. Tak, byłem zazdrosny.
          Powoli wstając z fotela, odszedłem od stolika, przy którym w chwili obecnej siedziałem sam. Chwiejnym krokiem udałem się w stronę parkietu, na którym tańczyła Jess. Podchodząc bliżej nich, delikatnie chwyciłem dziewczynę za rękę i przyciągnąłem do siebie.
- Zatańczymy? – spytałem się jej, cały czas nie spuszczając z jej twarzy wzroku. Dziewczyna kiwnęła lekko głową i posyłając, patrzącemu na nas, mężczyźnie przepraszające spojrzenie, odeszła razem ze mną kilka metrów dalej. Zarzuciła mi ręce za szyję, a swoje dłonie położyłem na jej tali. – Ślicznie wyglądasz. – wyszeptałem dziewczynie, patrząc jej cały czas prosto w oczy.
- Dziękuję. – odpowiedziała, obdarzając mnie uśmiechem.
Wychodząc przez szklane drzwi, znaleźliśmy się na świeżym powietrzu. Było zdecydowanie chłodniej niż wcześniej, jednak w dalszym ciągu ciepło. Odchodząc parę kroków od klubu, stanąłem przed Jessicą.
- Mówiłem ci już, że ślicznie wyglądasz? – zapytałem, uśmiechając się szeroko.
- Tak mówiłeś. – odpowiedziała i zaśmiała się. Powoli podnosząc dłoń do góry, odgarnąłem opadający bezwładnie kosmyk brązowych włosów dziewczyny i założyłem go za ucho. Przysunąłem swoją twarz bliżej jej, tak, że czułem jej ciepły oddech na swoim policzku. Delikatnie przygryzłem wargę.
- Liam ty jesteś pijany. – odezwała się po chwili. – Nie rób czegoś, czego będziesz później żałował. – powiedziała. Szybko przyłożyłem jej do ust palec. Następnie zacząłem nim jeździć po jej dolnej wardze. Powoli zacząłem przysuwać swoje usta do jej. Tak bardzo chciałem jej pocałować.
- Co wy do cholery robicie?! – usłyszałem za sobą głos jednego z moich przyjaciół. Poczułem mocne szarpnięcie odciągające mnie od dziewczyny. Popatrzyłem z wyrzutem na chłopaka, który stanął przede mną.
- O co ci chodzi? – spytałem, przeczesując swoje włosy, jednak nie spuszczając z niego wzroku. Jego niebieskie oczy świeciły niczym gwiazdy na niebie. Biła z nich złość. Widać było, że był pijany. Tak samo jak ja.
- Nie udawaj Payne! – krzyknął. Zrobiłem kilka kroków do przodu. – Zależy mi na tej dziewczynie. – odpowiedział szeptem.
- Naprawdę? Ciekawe od kiedy? – spytałem, udając głupiego. Doskonale o tym wiedziałem. Chociaż nic nie mówił, od dnia, który razem spędzili, patrzył na nią całkiem inaczej. Tak jak ja, prawie, że od początku wyjazdu. – Mnie też na niej zależy. Dłużej od ciebie. – powiedziałem, klepiąc go po policzku. – I nie ustąpię. – dodałem przez zaciśnięte zęby.
- Ja też nie. – oznajmił. – Chcesz się o nią bić, to proszę. – powiedział i z całej siły pchnął mnie do tyłu. Ledwo co łapiąc równowagę, podszedłem w jego stronę i nie pozostając mu dłużny, zrobiłem to samo. Następnie Horan rzucił się na mnie powalając mnie na brudny betonowy chodnik. Zacisnął dłonie w pięści i zaczął mnie nimi z całej siły okładać.
- Chłopaki, przestańcie! – krzyknęła Jessica, podbiegając do nas.
          Dostając zastrzyku energii, jednym ruchem ręki, zwaliłem siedzącego na mnie Nialla, i tym razem ja rzuciłem się na niego z pięściami. Uderzając go w nos, zobaczyłem wypływającą z niego krew, brudząca mu koszulkę, mi moje ręce, a także utworzyła na chodniku kałużę.   
- Przestańcie. – powiedziała błagalnie dziewczyna. W jej oczach było widać strach, a po delikatnych policzkach, zaczęły spływać łzy.
          Po raz kolejny dzisiejszego wieczoru, poczułem mocne szarpnięcie. Rozdzielony z Niallem, znów wylądowałem na ziemi. Szybko podnosząc się z niej, już ruszałem przeciwko swojemu przyjacielowi. On zrobił podobnie. Kiedy już zbliżaliśmy się do siebie, pomiędzy nami stanął jeden z naszych przyjaciół.
- Przestańcie, do cholery! – krzyknął Zayn. – Popatrzcie na siebie. Czy tak się zachowują najlepsi przyjaciele?! Do tego śmierdzi od was na kilometr alkoholem. – skomentował, następnie podszedł do szatynki i mocno ją do siebie przytulił.
***

Cześć :* Jak Wam się podoba ten rozdział? Może na samym początku nic szczególnego się w nim nie dzieje, ale pod koniec jesteście świadkami bijatyką pomiędzy pijanym Niallem i Liamem o względy Jess. Właśnie, jeśli już o tym mowa. Za kim jesteście? Za Nessicą, czy Lessicą? Tego jestem bardzo ciekawa. Tak w ogóle dzisiaj mija rok odkąd dodałam prolog na swojego wcześniejszego bloga, którego jakoś do dzisiaj rozpamiętuję, więc tak w rocznicę postanowiłam wziąć się w garść i dodać rozdział. Bardzo proszę Was o komentarze, które są największą motywacją. Wiem, że na pewno nie mogę się spodziewać takiej ilości, jaką dostawałam na początku, bo zawaliłam. Dosłownie wszystkim. Jednak wiem, że czyta troszkę więcej osób niż komentuje. Może chcecie zrobić dobry uczynek i sprawić, że ktoś się uśmiechnie? Życzę udanej reszty wakacji. Spożytkujmy je tylko tak, jak się da. Do następnego ;*

środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział 17


*Oczami Rosalie
- Naprawdę zostawisz mnie samą pod jednym dachem z Jessicą?! – zapytała Scarlett z nutką wymuszonego przejęcia w głosie. Jednocześnie podała mi kupkę bluzek, które postanowiłam zabrać ze sobą. Odbierając kilka złożonych ubrań od przyjaciółki, włożyłam je do walizki. Następnie przymknęłam wieko swojego bagażu i zasunęłam go na zamek.
- Dzięki Scarlett. Też cię kocham. – odpowiedziała Jessica, leżąca na moim łóżku i bawiąca się kosmykami swoich brązowych włosów. Przerywając czynność, lekko podniosła głowę ku górze i wyciągając zza siebie małą, białą poduszkę wycelowała nią w szatynkę.
- Widzisz?! – spytała pokazując palcem na śmiejącą się dziewczynę.
- Nie zostawiam cię samej. Przecież będzie jeszcze Chealsy. – odparłam i usiadłam obok szatynki. Na chwilę zapanowała cisza, którą przerwał wybuch śmiechu u moich dwóch przyjaciółek.
- Tak, jasne. – odpowiedziały na raz.
- O ile nie będzie Harry’ego, lub będzie zajęty sprawami zespołu. – powiedziała Jess.
- Przecież nie wyjeżdżam na zawsze. Wrócę za tydzień, lub parę dni więcej. – poinformowałam swoje przyjaciółki i wstając z łóżka, podeszłam do okna. – Tylko jak wrócę, dom ma wyglądać, w takim stanie w jakim go zostawiam. – zwróciłam się do dziewczyn i próbując zachować poważny wyraz twarzy, pogroziłam im palcem. Nie minęła chwila, kiedy całą trójką wybuchłyśmy niepochamowanym śmiechem.
          Nagle rozległo się pukanie do drzwi od mojego pokoju. Nasze śmiechy ucichły. Wymieniłyśmy się z dziewczynami zdziwionymi spojrzeniami. Żadna z nas nie miała pojęcia, kto to mógł być. Wypowiadając słowo przyzwalające na wejście, obserwowałyśmy jak drzwi powoli się uchylają, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk. W progu, opierając się jedną ręką o framugę, stał Zayn.
- Pukałem, ale nikt mi nie otworzył, więc pozwoliłem sobie wejść. - odpowiedział.
- Jasne, nic się przecież nie stało. – powiedziała Jessica. Chwilę później, zarówno ona, jak i Scarlett wstały z mojego łóżka i zaczęły wychodzić z mojego pokoju. – Zostawimy was samych. – rzuciła, mijając mulata w progu.
          Nic się nie odzywając, obserwowałam każdy krok chłopaka, przybliżający go do mnie. Chwilę później zajął miejsce obok mnie, które jeszcze przed jego przyjściem zajmowała Scarlett. Nie wiedziałam, co mogło być powodem jego wizyty, gdyż od naszej rozmowy z jego dziewczyną, nie widzieliśmy się zbyt często, a kiedy już się spotkaliśmy, Malik traktował mnie jak powietrze.
          Poczułam zapach jego perfum, które tak bardzo lubiłam, jednak to nie był moment na rozkoszowanie się jego obecnością. Spojrzałam na niego. Wyraz jego twarzy nadal pokrywała powaga. Cały czas bacznie mi się przyglądał.
- Czym zawdzięczam twoją wizytę? – spytałam szorstko chłopaka, jednocześnie odsuwając się na niewielką od niego odległość. Chciałam uniknąć jego dotyku, który sprawiał, że przechodziły mnie przyjemne ciarki. – Coś się stało?
- Czemu coś się musiało stać, bym mógł cię odwiedzić? – odpowiedział pytaniem na pytanie i uśmiechnął się lekko. Kochałam jego uśmiech. Cieszyłam się jego szczęściem, które również mi przynosiło radość, jednak nie dzisiaj. Dziś muszę być twarda.
- Widocznie tak, bo po kilku dniach ignorowania mnie, przyszedłeś tutaj. – odpowiedziałam chłodno. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Nic nie rozumiał. Czyżby zapomniał, że ja też mam uczucia i można mnie zranić? – Och nie udawaj. – powiedziałam. – Od czasu naszej rozmowy z twoją dziewczyną, zachowujesz się tak jakby mnie tutaj nie było. Jakbym była zupełnie obca. – dodałam.
- Jesteś zazdrosna? – spytał obojętnie, posyłając mi po raz kolejny dzisiejszego dnia, zdziwione spojrzenie. Powoli wstając z miejsca, stanął naprzeciwko mnie. – Nie możesz przeboleć, że poświęcam czas Perrie, a tobie w ogóle? Jesteś zła, bo to jej każdego dnia powtarzam, że ją kocham, a tobie nie? Chciałabyś tak jak ona być obdarowywana czułymi pocałunkami? – zaczął zadawać pytania, a ja poczułam, że coś we mnie pękło. Jednak nie mogłam pozwolić, aby cisnące się powoli do oczu łzy, wypłynęły i dały mi satysfakcję. Uświadomiły, że w pewien sposób ma rację. – Nie kryjmy się, chciałabyś być na jej miejscu, prawda?
- Co ci to daje? – spytałam, marszcząc brwi. – Nie, nie jestem zazdrosna i nie chciałabym być na miejscu twojej dziewczyny, gdyż poznałam prawdziwe oblicze Zayna Malika, któremu radość sprawia ból i cierpienie innych osób. – wysyczałam mu w twarz, po czym chamsko się uśmiechnęłam. – Po prostu denerwuje mnie to, że kiedy wszystko jest dobrze, traktujesz mnie tak, jakbyśmy się nie znali, ale jak już coś się stanie, to przychodzisz do mnie i szukasz pocieszenia i zrozumienia. Albo się zepsułeś, albo w tedy w Londynie grałeś kogoś, kim nie jesteś. – dodałam. – Tak w ogóle przyszedłeś się kłócić?
- Nie, nie przyszedłem się kłócić. – chłopak od razu zaprzeczył. – Ja przyszedłem się spytać czemu wyjeżdżasz do Nowego Jorku? Czyżbyś nie mogła znieść widoku szczęśliwego mnie z osobą, którą naprawdę kocham? – spytał, mocniej akcentując ostatnie dwa wyrazy w drugim pytaniu.
- Lecę do Nowego Jorku, odwiedzić moją ciocię. Jedyną rodzinę jaką mam. – powiedziałam. – Chociaż ci teraz powiem, że nie uciekam, to dla ciebie i tak będzie, że jednak to robię! Nie mylę się?
- Nie, nie mylisz. Rosalie, jesteś żałosna. Oczekujesz ode mnie prawdy i normalnego traktowania, a sama się nie potrafisz się przyznać do swoich uczuć. – odpowiedział. – Nikt cię tego nie nauczył? Nie powiedział, jak ważne w życiu człowieka są uczucia? – zadał kilka pytań, patrząc na mnie, jak na gorszą od siebie. – Ach tak, przepraszam. Zapomniałem, że wychowywałaś się w sierocińcu.
- Dość tego. Wynoś się stąd! – krzyknęłam. Poczułam łzy, które wypływając z moich oczu, zaczęły spływać po policzkach. Jedna po drugiej. – Dobrze. Może moja matka umarła i nikt w tedy nie obdarzył mnie żadnym szczególnym uczuciem, ale jestem o wiele więcej warta od tego chłopaka, który stoi przede mną i chociaż wydawało mi się, że go znam, wcale tak nie jest. – odpowiedziałam, po czym spuściłam wzrok. – Zadowolony?
- Ja nie rozumiem, jak mogłem tracić na taką dziewczynę czas. – odpowiedział i odwracając się do mnie tyłem, wyszedł z mojego pokoju, trzaskając drzwiami jak tylko najgłośniej się da.
          Wtulając się w poduszkę, zaniosłam się płaczem. Czemu większość naszych rozmów, sprowadza się do kłótni?! Nie wiem po co on tutaj w ogóle przychodzi? Co ma z tego, że przez niego cierpię? Co wywołują u niego moje łzy, ból czy smutek? Czy to daje mu satysfakcję? Wywołuje uśmiech? Co się stało z tym starym Zaynem, którego pokochałam?
- Ros, co się stało?! – usłyszałam głos Jess, która chwilę później siedziała koło mnie i przytulała do siebie.
- Co on ci zrobił? – spytała Scarlett, głaszcząc mnie po plecach.
- Nic. – powiedziałam, pociągając nosem.
- Po pierwsze, my nie jesteśmy ślepe. Po drugie, jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, które mogą sobie powiedzieć wszystko. Po trzecie, obiecałyśmy sobie, już więcej żadnych kłamstw, pamiętasz? – wyliczała Jessica. Kiwnęłam lekko głową.
- Po prostu ma chore pretensje, których nikt nie zrozumie. Nie ma się czym przejmować. – odpowiedziałam po krótce.
- To czemu płaczesz?! – spytały obie na raz, wymieniając się zdziwionymi spojrzeniami.
- Bo patrzę na kogoś kogo kochałam i chociaż bardzo chcę, nie potrafię poznać tej osoby. – odpowiedziałam.
          Kiedy słońce powoli zaczęło zmierzać ku zachodowi, wzięłam swoją walizkę i zniosłam ją na dół. Z jednej strony nie chciałam opuszczać tego miejsca, do którego zaczęłam powoli się przyzwyczajać, oraz dziewczyn, bez których będzie mi nudno. Jednak tęskniłam za ciocią Lisą. Zresztą mój pobyt w Nowym Jorku, może okaże się czymś przełomowym? Może spotka mnie coś nowego? Coś, co na zawsze odmieni moje życie? Bolało mnie jednak to, że opuszczam Los Angeles, pokłócona z Zaynem.
          Wchodząc do salonu, zastałam dziewczyny w towarzystwie naszych sąsiadów, jednak nie było wśród nich mulata. Na mój widok, wszyscy się uśmiechnęli i podchodząc do mnie, zaczęli do siebie przytulać.
- Będziemy tęsknili Rosalie. – powiedział Louis. – Serio musisz wyjeżdżać? – zadał pytanie. Wszyscy popatrzyli się na mnie wyczekująco.
- Dawno nie widziałam się ze swoją ciocią, którą znalazłam po parunastu latach. Zresztą kilka dni beze mnie dobrze wam zrobi. – odpowiedziałam i zaśmiałam się lekko.
- Tak jakbyś nam w czymś przeszkadzała. – odpowiedział Niall, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Obiecuję, że niedługo znów mnie tutaj zobaczycie. – odpowiedziałam.
          Przechodząc przez próg, wyszłam na świeże powietrze. Momentalnie zostałam obdarowana gorącymi promieniami kalifornijskiego słońca, którego również będzie mi brakowało. Mimo, że nie mieszkamy tutaj od tak dawna, niemal od razu przyzwyczaiłam się do tych klimatów. Powoli kierując się w stronę samochodu chłopaków, którym Harry razem z Chealsy, Scarlett i Jess, mieli mnie zawieść na lotnisko. Zajmując miejsce na tylnym siedzeniu za pasażerem, zapięłam pasy i opierając się głową o nagrzaną szybę, ostatni raz spojrzałam na nasz dom, oraz stojącą obok naszego, willę chłopców.
          W jednym z okien, dostrzegłam jego. Stał tam ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma. Cały czas patrzył się na mnie swoimi czekoladowymi tęczówkami. W dalszym ciągu miał poważny wyraz twarzy, a z oczu biła złość. Przez krótką chwilę patrzyliśmy się na siebie.
- Gotowa? – dobiegł mnie głos Harry’ego, który siedział już na siedzeniu kierowcy.
- Tak. – odpowiedziałam i ponownie spojrzałam w stronę okna sypialni Malika, jednak go już tam nie było.
Po dojeździe na miejsce, przyszedł moment na najgorszą część każdego wyjazdu. Pożegnanie się z przyjaciółmi.
- Będziemy za tobą tęskniły. – odpowiedziała Jessica, która ledwo co powstrzymywała się od płaczu.
- Masz dzwonić do nas codziennie i mówić nam wszystko! – oznajmiła Chealsy, uśmiechając się do mnie.
- Jasne, wy tak samo. – odparłam, po czym przytuliłam każdą z osobna.
          Machając im na pożegnanie, ruszyłam w głąb odprawy. Przechodząc przez nią, udałam się w miejsce, gdzie stał samolot, do którego szybko wsiadając, zajęłam odpowiednie miejsce. Od razu zapięłam się pasami i czekałam, aż wzniesiemy się do góry. Kiedy tak się już stało, a samolot znajdował się tak blisko chmur, rzucałam tęsknym spojrzeniem na Los Angeles. Było mi ciężko rozstać się z miastem, gdzie zostały moje przyjaciółki, które były dla mnie jak siostry, jednak wiedziałam, że za kilka dni znów tutaj powrócę. Uśmiechając się do siebie, ostatni raz spojrzałam na miasto, a następnie przymykając powieki, pogrążyłam się w myślach.
***


Cześć ;* Przepraszam Was na samym początku za taki nieciekawy rozdział, ale obiecuję, że już niedługo zacznie się coś dziać. Chciałabym podziękować za miłe komentarze pod ostatnim rozdziałem. Jesteście niesamowite, że nadal chcecie czytać to, co ja piszę, szczególnie biorąc pod uwagę, jaka jestem. Naprawdę dziękuję, że ze mną jesteście, bo bez Was byłabym nikim. Taka prawda. Mam nadzieję, że miło spędzacie wakacje. Co prawda, miałam dodać ten rozdział dopiero w poniedziałek, kiedy upływa rok odkąd założyłam mojego wcześniejszego bloga, z którym mimo tego jaki był jego poziom, jestem strasznie związana. Ale dla osób, które lubią to co i jak piszę, mam małą niespodziankę, a mianowicie bloga, który ruszy zaraz po zakończeniu tego, jednak na to jeszcze musicie poczekać. Zachęcam już dodawanie się do obserwatorów i zapoznanie się z postaciami. Mam nadzieję, że takie osoby się znajdą. Do następnego rozdziału ;*