niedziela, 17 marca 2013

Rozdział 7



*Oczami Chealsy

          Spróbujcie mnie chociaż zrozumieć. Zdanie wypowiedziane drżącym głosem przez Rosalie, takim sposobem kończąc opowiadanie pewnego rozdziału z historii swojego życia, którego nigdy wcześniej nie poznałyśmy, chociażby w połowie. Od momentu, kiedy te parę słów dotarło do moich uszu, nieustannie odbijały się echem w mojej głowie, którą można by było w niniejszej sytuacji, porównać do studni.
          W pomieszczeniu panowała niezręczna cisza, której żadna z nas nie ośmieliła się przerwać. Spojrzałam na blondynkę, siedzącą naprzeciwko mnie. Po obu jej policzkach, spływały łzy bólu, spowodowane przywołaniem wspomnień, jednego z nieszczęśliwszych momentów jej życia. Rozumiałam ją, chociaż sama nie doświadczyłam czegoś podobnego. Ponadto nie dziwiło mnie to, że nic nam wcześniej nie powiedziała. Chciała po prostu zapomnieć o nim, o Zaynie, który był jej pierwszą miłością, oraz zaznać odrobiny szczęścia.
          Osobiście, mogłam poznać taką Rosalie. Smutną. Cierpiącą. Zagubioną. Takie przynajmniej sprawiała wrażenie, kiedy przypadkowo spotkałam ją siedzącą na krawężniku, idąc w stronę swojego domu. I jak się później okazało, nie myliłam się. Opowiedziała mi jak straciła mamę, o sierocińcu, w którym mieszkała przez parę długich lat, o jego zamknięciu i tułaczce po ulicach Londynu, a następnie pracy, jedynym źródle jej utrzymania. W młodym wieku, przeżyła więcej niż niejedna osoba, kilka razy od niej starsza.
          Podczas jej, prawie dwuletniego, pobytu w Nowym Jorku, patrzyłam jak rozkwitła. Niegdyś smutna twarz, przyozdobiona została szerokim i szczerym uśmiechem, a w ciemnobrązowych oczach, tańczyły iskierki. W tedy stała się dla mnie przykładem osoby, którą warto naśladować. Osoby, która nauczyła mnie, że nie ważne jak ciężkie jest życie, nie wolno się poddawać. 
          Przez cały czas miałam wielką nadzieję, że pozostała dwójka, siedząca po moich obu stronach, podobnie do mnie, nie będzie miała jej tego za złe. Biorąc pod uwagę charakter Scarlett, o to nie musiałam się aż tak martwić. Szatynka była osobą ułożoną i spokojną, a także starającą się każdego zrozumieć. W tej sytuacji, jak prawie w każdej innej, gorzej mogło być z Jess, która ma trudny charakter. Nie pomagał również fakt, iż jest ona wielką fanką chłopaków.
          Przykładając, zaciśniętą w pięść, dłoń, odchrząknęłam cały czas patrząc w stronę szatynki. Dziewczyna, jak na zawołanie, spojrzała w moją stronę. Proszę cię, powiedz coś. Błagałam w myślach, mając złudną nadzieję, że jakimś magicznym sposobem, Jessica usłyszy moje prośby. Chyba powoli zaczynam świrować!
- Czemu nie powiedziałaś nam tego wcześniej? Przecież jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. – odezwała się Jessica z nutką żalu w głosie, ale pomimo tego, odetchnęłam z ulgą. Równie dobrze mogła nic nie powiedzieć.
- Z dość błahego powodu. Nie chciałam tego wspominać. Nie chciałam już więcej cierpieć, tylko zaznać szczęścia. Budzić się z uśmiechem na twarzy, nawet najmniejszym, ale szczerym, który widniałby na niej do końca dnia, a nawet i pod czas snu. Może dla innych jest to czymś banalnym, jednak dla mnie ma to ogromne znacznie. – odpowiedziała ze spuszczoną głową. – Przepraszam. Naprawdę bardzo was przepraszam. Teraz gdy tak na to popatrzę, widzę, że zachowywałam się jak samolub. Nie powinnam była tak postępować, w końcu jesteśmy przyjaciółkami. – dodała i popatrzyła kolejno na każdą z nas. – Najlepszymi przyjaciółkami. – poprawiła się, a na jej twarzy namalował się delikatny uśmiech. Nie czekając długo, Jessica przytuliła ją do siebie, jak najmocniej umiała. Scarlett patrząc w stronę, tulących się dziewczyn, uśmiechnęła się radośnie, a ja odetchnęłam z ulgą, zażegnując całą nieprzyjemną sytuację.
- Obiecaj jedno. Koniec z sekretami. Nawet najmniejszymi. – powiedziała do Rosalie. – Was też się to tyczy. – zwróciła się do nas.
- Obiecuję. – odpowiedziała Montgomery, a my kiwnęłyśmy głowami, na znak, że się z nią zgadzamy.
          Obudziłam się na niewygodnej podłodze w pokoju Rosalie. Najwidoczniej wczorajsze rozmowy do późnych godzin nocnych, pochłonęły każdą z nas do tego stopnia, że nie zauważyłyśmy, kiedy zmrużył nas sen. Powoli podnosząc się z ziemi, rozglądnęłam się po sypialni przyjaciółki, którą wypełniały promienie słoneczne gorącego słońca. Było to średniej wielkości pomieszczenie z przewagą jasnych barw. Nagrzaną podłogę w postaci paneli, częściowo okrywał miękki w dotyku, brązowy dywan, na którym stało drewniane dwuosobowe łóżko. Po jego obu stronach znajdowały się szafki nocne. Ścianę, do której przylegały wcześniej wymienione meble, przyozdabiało zdjęcie naszej czwórki, zrobione w Central Parku, pod czas jednego z letnich dni, oraz półka z paroma książkami i doniczkowymi kwiatkami. Prostopadłą ścianę, w pełni przysłaniała duża szafa, która rekompensowała brak garderoby, zresztą jedynej w tym domu, którą, nie trudno zgadnąć, zgarnęła Jessica.
- Wstawać! – krzyknęłam, stojąc nad łóżkiem, na którym moje przyjaciółki, w dalszym ciągu smacznie spały.
- Spadaj! – odkrzyknęła Jess i rzuciła we mnie poduszką. Nie pozostając jej dłużna, trzymając mocno w obu dłoniach mięciutki przedmiot wypełniony pierzem, podeszłam do łóżka i uderzyłam nim w przyjaciółkę. Dziewczyna poderwała się z łóżka i mierząc mnie morderczym spojrzeniem, pochwyciła pierwszą lepszą poduszkę, do której moja swoją drogą miała się nijak. Szatynka, biorąc rozbieg, rzuciła się na mnie i przewracając nas obie na ziemię, zaczęła okładać mnie puchowym przedmiotem, w konsekwencji czego po pokoju zaczęły latać białe piórka.
- Złaś ze mnie idiotko! – krzyczałam i wypluwając pierza z buzi. Rosalie obserwowała całą tą sytuację i zanosiła się głośnym śmiechem, za to Scarlett próbowała rozdzielić się mnie oraz pannę Forks.
- Mogłabyś trochę wyluzować. – Jessica zwróciła się do Scarlett, kiedy udało się jej nas rozdzielić. Szatynka skarciła ją wzrokiem i otrzepała się z pierzy. – Pasowałabyś do Liama, w końcu jesteście do siebie podobni w zachowaniu. – dodała po chwili.
- Nie szukam teraz chłopaka. – odpowiedziała jej. – Zresztą gdyby nie ja, już dawno doprowadziłybyście do jakiejś tragedii. – skwitowała. – Tak więc, Jessica weźmiesz odkurzacz i wszystko co będzie ci potrzebne do doprowadzenia tego pomieszczenia, do poprzedniego stanu, a Chealsy ubierzesz się i pójdziesz do sklepu, bo lodówka świeci pustakami. Wszystko jasne? – spytała, unosząc jedną brew do góry.
- Tak jest! – zasalutowałyśmy i każda udała się w innym kierunku.
          Odświeżona i przebrana, podeszłam pod półkę i wysuwając szufladę, wyjęłam z niej czarny portfel z ćwiekami i spakowałam go do podręcznej torebki, w której chwilę później znalazł się również mój telefon. Schodząc po krętych schodach na dół, przewiesiłam torebkę przez ramię. Znajdując się na parterze, podeszłam pod drzwi i naciskając na mosiężną klamkę, pociągnęłam je do siebie, a następnie przeszłam przez próg, tym samym wychodząc na świeże powietrze. Przekraczając umowną granicę naszej posesji, wyszłam na chodnik, na którym stojąc zauważyłam znaną mi, od wczoraj, twarz.
- Cześć Harry. – przywitałam się z chłopakiem, który na dźwięk moich słów, momentalnie odwrócił się do mnie przodem i podszedł bliżej, zachowując między nami niewielką odległość. Ubrany był w białą koszulkę, klasyczne rurki i tego samego koloru co góra, conversy przed kostkę.
- Cześć Chealsy. – powiedział i uśmiechnął się do mnie lekko. – Gdzie się wybierasz? – spytał, cały czas bacznie mi się przyglądając.
- Do sklepu. – odpowiedziałam krótko.
- Do dobrze się składa, bo ja również się tam wybieram. – powiedział. – Tak więc myślę, że moglibyśmy udać się tam razem. Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko temu. – zaproponował i uśmiechnął się jeszcze szerzej niż wcześniej, a na jego twarzy pojawiły się dołeczki, dodające mu dziecięcego uroku.
- Pewnie, że nie.
          Zarówno, podczas drogi do sklepu, jak i powrotnej, cały czas rozmawialiśmy głównie o naszej dwójce, co jak twierdził mój towarzysz, jest lepszym sposobem na wzajemne poznanie.
- Czy po naszym wyjściu, Rosalie opowiedziała wam coś więcej na temat ich znajomości? Jej i Zayna? – spytał ni stąd, ni zowąd. – Bo nam nic nie chciał powiedzieć. – dodał.
- Tak. Opowiedziała nam. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie byłam zwolenniczką kłamstw, dlatego z reguły zawsze mówiłam prawdę, chyba, że sytuacja była konieczna. – Jednak jeśli chcesz poznać tę historię, musisz spytać się o nią swojego przyjaciela, gdyż ja nie jestem osobą upoważnioną do jej opowiadania. Wybacz.
- Racja. – odpowiedział. – Spokojnie, nie mam ci tego za złe. – dodał po chwili i obdarzył mnie lekkim uśmiechem.
          Położyłam siatki z zakupami na kuchennym blacie i uśmiechnęłam się do, oglądających moje poczynania, dziewczyn.
- Sama to wszystko doniosłaś pod dom? – spytała, jak zwykle podejrzliwa, Jessica.
- Może. – odpowiedziałam z tajemniczym uśmiechem. Prawda jest taka, że było to głównie zasługą Harrego, bardzo chętnego do pomocy.
- Może? – powtórzyła Scarlett i spojrzała na mnie przenikliwie.
- Powiedz nam jedno. Kogo spotkałaś? – spytała prosto z mostu, Rosalie.
- Dobra. – powiedziałam na znak poddania się. – Kiedy wyszłam z domu i skierowałam się do sklepu, spotkałam Harrego, który jak się złożyło, również szedł w to samo miejsce co ja, więc poszliśmy razem. – opowiedziałam pokrótce.
- Harry to dżentelmen. – skwitowała Jess, a dziewczyny ją poparły. – Podoba ci się.
- Harry?! Coś ty, to tylko nowy znajomy. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą po raz drugi, dzisiejszego dnia. – A tak w ogóle, Jessica, przyjaźnimy się, a zapomniałyśmy się spytać, który ci się najbardziej podoba. – zwróciłam się przyjaciółki, uśmiechając się złowieszczo. Na szczęście znalazłam poparcie wśród pozostałych dziewczyn, tak więc całą trójką milcząc,  wyczekiwałyśmy odpowiedzi.
- Otóż, to trudne pytanie… - zaczęła patrząc na każdą z nas.
- Który? – spytała stanowczo Rosalie, a ja pokiwałam głową z bardzo głupim wyrazem twarzy.
- Niall. Niall Horan. – odpowiedziała, a jej twarz przybrała różową barwę.
- Ten blondyn?! – spytała Scarlett, a Jessica jedynie pokiwała głową.
- Tak w ogóle, mamy dzisiaj do nich zaproszenie. – poinformowałam dziewczyny i schodząc z blatu, na którym siedziałam, wyszłam z kuchni.
          O umówionej godzinie, jaką była szesnasta, stałyśmy całą czwórką pod drzwiami domu chłopców. Popatrzyłam na Rosalie, którą z wiadomych przyczyn, musiałyśmy przekonywać aby poszła z nami. Blondynka lekko skinęła głową, dając mi znak, że mogę pukać. Nie minęło kilka sekund, nim jesionowe wrota otworzyły się, a w progu stanął uśmiechnięty, od ucha do ucha, Niall.
          Siedząc wygodnie w salonie, czekałyśmy w towarzystwie Liama i Nialla, na resztę, niegotowych jeszcze, chłopców. Chwilę później do pomieszczenia weszli kolejno, Louis, Zayn, a na samym końcu Harry, który uśmiechnął się w moją stronę.
- Czuję, że coś wisi w powietrzu. – oczywiście nie obyło się bez komentarza Jess, która jako jedyna zauważyła gest kędzierzawego w stosunku do mnie.
***


Cześć Kochane :* Jak same mogłyście zauważyć, rozdział pojawił się dużo wcześniej niż zwykle, bo pomiędzy nim, a po przednim jest pięć dni odstępu. Niestety trudno mi jest przewidzieć, kiedy dodam kolejny. Najwcześniej możecie się go spodziewać, w nocy z piątku na sobotę, albo troszeczkę dłużej. Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem i dwóch nowych obserwatorów. Niby taka mała rzecz, a sprawia, że człowiek jest szczęśliwy i dostaje zastrzyk energii. W prawdzie nie nadrobiłam wszystkich blogów, ale w dalszym ciągu pracuję nad tym, więc sądzę, że do wtorku wszystko załatwię. Przechodząc do rozdziału, powiem szczerze, że mnie osobiście się on w połowie podoba. Moim faworytem pozostaje początek. Może później robi się trochę sennie, ale obiecuję, że w następnym rozdziale będziecie mogli przeczytać przebieg spotkania u chłopaków. Rozdziały będą składały się z jednej, dwóch lub trzech perspektyw, tak przynajmniej wydaje mi się na dzień dzisiejszy, ale wszystko kiedyś wyjdzie. Chciałabym również pochwalić się Wam głupotą – Serio?! Nie ma się czym chwalić! – gdyż zamówiłam nagłówki z każdą bohaterek z osobna, pod wpływem impulsu, bez przemyślenia tego. Tak więc, dobrym pomysłem jest zmienianie szablonu w zależności od tego, której z dziewczyn będzie perspektywa? Pomóżcie.. Życzę miłej niedzieli :*

wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 6


*Oczami Jessicki

          Idealnie! – powiedziałam sobie w duchu, patrząc na swoje odbicie w lustrze, kiedy skończyłam wykonywanie swojego makijażu. Dzisiejszego dnia zdecydowałam się na najzwyklejsze, czarne kreski, wykonane z drobną pomocą eyelinera i pogrubione odpowiednim tuszem, rzęsy. Osobiście, byłam jedną z tak wielu dziewczyn, które bardzo dużą wagę, przywiązywały do swojego wyglądu. Szczerze powiedziawszy, za dużą. Wykonywanie makijażu było dla mnie rutyną, odkąd skończyłam szesnaście lat. Może i nie przedobrzałam z nakładaniem kosmetyków o magicznych właściwościach, co po niektórzy, ale z pewnością nie ruszyłabym się bez niego z domu na krok.
          Spoglądając tak jeszcze przez chwilę w lusterko mojej toaletki, zauważyłam, że nie jestem sama, na co nie zwróciłam wcześniej uwagi, przez skoncentrowanie całej swojej uwagi na czynności, wykonywanej przed momentem.
- Czego chcesz?! – spytałam Chealsy, ze śmiechem. – Rodzicie ci nie mówili, że nie ładnie jest się zakradać do czyjegoś pokoju? – dodałam po chwili, odwracając się do niej przodem.
- Widocznie to przeoczyli. – powiedziała, wzruszając ramionami. – A tobie nie powiedzieli, że dla każdego człowieka trzeba był miłymi, a w szczególności do najlepszej przyjaciółki?
- Przecież zawsze jestem miła dla Rosalie i Scarlett. Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby się na to żaliły. – odpowiedziałam na pytanie zadane przez blondynkę i wytknęłam jej język.
- Dobrze! Nie będę się do ciebie w ogóle odzywać! – oznajmiła, ledwo co powstrzymując śmiech i robiąc naburmuszoną minę, wyszła z mojego królestwa, trzaskając drzwiami.
- Dla mnie bomba! – odkrzyknęłam. Niedługo mi dane było czekać na reakcję ze strony jednej z moich współlokatorek.
- Będziesz małpo czegoś kiedyś chciała! – na wypowiedziane przez nią słowa, zaśmiałam się pod nosem i ostatni raz spoglądając w lustro, wstałam z krzesła i podążyłam w kierunku drewnianych drzwi.
          Woń smażonych naleśników, roznosiła się nie tylko w kuchni. Już schodząc krętymi schodami, dobiegł mnie ten miły dla nosa zapach, który od razu sprawił, że poczułam jeszcze większą potrzebę spożycia najważniejszego posiłku dnia. Przekraczając próg kuchenny, rozkoszując się intensywniejszym, niż w pozostałych częściach domu, zapachem, rozglądnęłam się dokładnie po pomieszczeniu. Siedząca na kuchennym blacie Scarlett, zawzięcie rozmawiała o czymś z Rosalie, która z kolei smażyła uwielbiany przez całą naszą czwórkę przysmak. Jedyną osobą jaka zauważyła, że weszłam do pomieszczenia była Chealsy, która patrzyła na mnie z przymrużonymi oczyma, robiąc przy tym dziwne miny.
          Niebo w gębie. To były jedyne, trafne słowa opisujące co czułam z każdym kolejnym kęsem. Zresztą, kto by się oparł takim słodkością jak czekolada, delikatna dla podniebienia, bita śmietana z kawałkami bananów i truskawkami?
          Wypowiadając zwykłe dziękuję, wstałam od stołu i wkładając talerz do zmywarki, skierowałam się w stronę holu, gdzie po dojściu założyłam czarne balerinki i już chciałam wychodzić, gdy dobiegł mnie głos Scarlett.
- Idziesz się przejść? – spytała, a ja skinęłam lekko głową. – W takim razie, jeśli nie masz nic przeciwko, dotrzymam ci towarzystwa. – powiedziała, a ja uśmiechnęłam się do niej lekko.
- I jak ci się podoba w Los Angeles? – zadałam pytanie, kiedy przeszłyśmy granicę naszej posesji.
- Prawda jest taka, że z początku tęskniłam za Nowym Jorkiem, znajomymi, a także rodziną, jednak cały czas cieszyłam się ze wspólnego mieszkania z wami. Poza tym po upływie miesiąca przyzwyczaiłam się do kalifornijskiego klimatu Los Angeles oraz śpiewania Chealsy pod prysznicem. – powiedziała, po czym obie zaśmiałyśmy się.
          Dobrze jest mieć przy sobie najlepszych przyjaciół, chociaż zawsze trudno jest ich znaleźć, a następnie określić, czy jest to godna osoba, której powierzysz najskrytsze sekrety, a także wyżalisz się z każdego, nawet najbanalniejszego, problemu, jak również podzielisz się swoim uśmiechem. Osobiście, sama uświadamiam to sobie każdego dnia, nawet pod czas zwykłego spaceru po najbliższej okolicy.
- Ziemia do Jess! – usłyszałam w moim lewym uchu, dobrze znany mi głos Scarlett, który przerwał moje rozważania na temat dotyczący zarówno jej, mnie oraz nieobecnych z nami dziewczyn.
- Co się stało? – spytałam i odwracając głowę w jej stronę spoglądnęłam na przyjaciółkę.
- Spójrz. Czy idący przeciw nam dwaj chłopcy, nie należą czasem do ubóstwianego przez ciebie zespołu? – zadała pytanie, prawie, że szepcząc. Delikatnie odwróciłam głowę, tym samym spoglądając przed siebie. Rzeczywiście! Ku nam zmierzali Louis i Liam. Radość, która rozpierała mnie od środka, była w tym momencie czymś nie do opisania. W końcu, po przejściu paru metrów, czekało jedno z moich największych, któremu los dał szansę się spełnić, co w dużym stopniu zależało teraz tylko i wyłącznie ode mnie.
- Wybacz Scarlett. – szepnęłam przyjaciółce, nawet na nią nie spoglądając. Szatynka nawet nie zdążyła spytać o co mi chodzi, gdyż potykając się o, dyskretnie podstawioną jej moją nogę, wylądowała na ziemi. – Scarlett! Nic ci nie jest? – spytałam, z udawaną troską. Nie minęły dwie sekundy, kiedy przy nas zjawili się dwaj przystojni chłopcy, z nieukrywaną chęcią pomocy.
- Wszystko w porządku? – spytał Liam, przykucając przy dziewczynie. Cały on. Czuły, troskliwy, kochany. Scarlett jedynie pokiwała głową. – Dasz radę wstać o własnych siłach? – zadał kolejne pytanie.
- Tak. Przecież nic wielkiego mi się nie stało, poza paroma siniakami. – odpowiedziała i uśmiechnęła się w stronę chłopaka.
- Jestem Louis, a to Liam. – zaczął chłopak ubrany w białą koszulkę z granatowymi paskami i włosami pozostawionymi w nieładzie.
- Jessica, a to moja przyjaciółka Scarlett. – przedstawiłam siebie i powoli wstającą brązowowłosą.
          Od symulowanego przeze mnie upadku szatynki, zaczęła się nasza rozmowa. Może nie trwała ona zbyt długo, ale przez czas jej trwania, zdążyłam dowiedzieć się, że chłopcy całą piątką zamieszają obok nas, przynajmniej przez okres wakacji. Podczas pobytu w Los Angeles będą pracowali nad resztą piosenek z płyty Take Me Home.



*Oczami Rosalie

          Jak znam Jess, jeszcze tak tryskającej szczęściem, jej nie widziałam. Po powrocie z dość długiego spaceru, pierwszym co zrobiła, było obdarowanie zarówno mnie jak i Chealsy paroma miłymi komplementami, a następnie poinformowanie nas o przyjściu gości, czyli nowo poznanych znajomych, których tożsamość była wielką tajemnicą, a wyjawienie jej groziło śmiercią z rąk szatynki.
          Na kilka godzin przed osiemnastą, w domu ruszyły wielkie porządki, w czasie których nie obyło się bez pouczeń naszej przyjaciółki, co oznaczało, że owi goście musieli być w mniemaniu Jess, wyjątkowi.
          Trzy minuty przed umówionym czasem spotkania, po całym domu rozniósł się, niezbyt przyjazny dla uszu, dźwięk dzwonka.
- Zachowujcie się według danych wam przeze mnie rad, bo skończycie jak stare panny z niezliczoną ilością kotów, o ile was wcześniej nie zabiję. – zagroziła Jess i przyozdabiając swoją twarz delikatnym uśmiechem, ruszyła w kierunku przedpokoju.
- Niesamowite! – skwitowała zachowanie naszej przyjaciółki, Chealsy. – O co tak w ogóle tutaj chodzi?! – spytała blondynka, siadając na białym fotelu pomiędzy mną a Scarlett, do której skierowane było to pytanie. Dziewczyna wzięła głęboki wdech, po czym wypuściła ze świstem powietrze nosem i już chciała odpowiedzieć na pytanie, kiedy w salonie z powrotem zjawiła się Jessica, tylko z tą różnicą, że w towarzystwie piątki młodych chłopaków. Zarówno ja, jak i Chealsy z uwagą i ze skupieniem, przyjrzałyśmy się kolejno, każdemu z osobna. Wśród całej gromadki, dostrzegłam dobrze znaną mi twarz, która prawie, że w ogóle się nie zmieniła.

          Po moim policzku spływały gorzkie łzy, jedna po drugiej. Unikając spotkania wzrokowego, wlepiłam spojrzenie na jasną pochodnię latarni, jedynego źródła światła najbliższego otoczenia. Poza bólem jaki sprawiły mi wypowiedziane przez stojącego naprzeciw mnie chłopaka słowa, cały czas czułam na sobie jego wzrok.
- Tak będzie lepiej. – dopowiedział. – Żegnaj Rosalie. – dodał i ostatni raz, delikatnie całując mnie w mokry policzek, odwrócił się i ruszył przed siebie. A ja? Roztrzęsiona stałam i wpatrywałam się w oddalającą postać kogoś, kogo tak bardzo kochałam i nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Osoby, która pomogła mi stanąć na nogi, swoją obecnością wyciągnęła mnie z bagna rzeczywistości i była motywacją do dalszego funkcjonowania. A teraz? Zostawił mnie pod pretekstem poświęcenia się tylko i wyłącznie karierze.
- Chyba dla ciebie. – wyszeptałam, kiedy zniknął mi z pola widzenia.

          Poczułam delikatne ukłucie, gdzieś w okolicach klatki piersiowej. Nie sądziłam, że kiedyś w ogóle się jeszcze spotkamy i szczerze powiedziawszy, nie chciałam tego. Było to równoznaczne z napływem niechcianych wspomnień, nasiąkniętych na wylot bólem i smutkiem. Czy jego obecność równała się powrotem do szarej rzeczywistości?
          W pewnym momencie, po upływu niecałych dwóch lat, nasze spojrzenia znów się spotkały. On patrzył w moje, a ja w jego, w których widniało nieukrywane zdziwienie.
- Rosalie?! – spytał, lekko uśmiechając się do mnie. Wszystkie pary oczu znajdujące się w tym pomieszczeniu, skierowane zostały w moją stronę. – Tak dawno cię nie widziałem. – dodał.
- To wy się znacie?! – spytali jednocześnie Jess i chłopak z loczkami.
- Tak. – odpowiedziałam. – Z Zaynem poznaliśmy się jakiś czas temu. – oznajmiłam.
          Na początku przyjaciele naszej dwójki domagali się większych wyjaśnień, jednak zauważając naszą wzajemną niechęć do odkopywania rozdziału naszej znajomości, na chwilę obecną odpuścili i postanowili zagospodarować czas spędzony u nas na bliższe poznanie się. Nie powiem, wydali się być całkiem mili. Wracając jednak do mojej tajemnicy, zdawałam sobie sprawę, że dziewczyny będą chciały poznać prawdę i w tedy nie odpuszczą, a ja przyparta do muru, nie mająca innego wyboru, opowiem im historię o niejakiej Rosalie Montgomery i Zayna Malika.
***
Witajcie moje kochane ;* Bardzo, ale to bardzo Was przepraszam, po pierwsze za to, że nie dodawałam nic od dwóch tygodni oraz za beznadziejność kolejnego rozdziału. Nie wyszedł po mojej myśli, ale w tak długim odstępie czasu bez pisania, trudno było mi cokolwiek stworzyć. Mogę jedynie przysiąc, że się starałam. W każdym razie obiecuję, że następny będzie lepszy. Tak więc tajemniczym chłopakiem okazał się Zayn i miało tak być od samego początku, ale nie chcąc psuć Wam niespodzianki, napisałam abyście nie sugerowały się szablonem. Jesteście ciekawe reakcji pozostałych dziewczyn? Jak myślicie, czy przez to mogą wywołać się jakieś konflikty? Mogę jedynie powiedzieć, że dowiecie się w następnym rozdziale. Chciałabym Was prosić o wyrażanie swojej opinii w komentarzu, bo po pierwsze chciałabym się dowiedzieć dla ilu tak naprawdę osób piszę, poznać Wasze zdanie, czy sensem jest moja dalsza ,,kariera’’ pisarska, a tak poza tym również szukam motywacji. Obiecuję, że nadrobię zaległości na Waszych blogach, zarówno już czytanych przeze mnie, jak i na te co zostałam zaproszona. Oczywiście musiały mi się narobić przez brak czasu i tu również obiecuję poprawę. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale :*