sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 15



*Oczami Rosalie
          Patrzyłam jak próg pomieszczenia, w którym znajdowała się większość z nas, przekroczyła ładna, niska dziewczyna z rozpuszczonymi blond włosami. Wszystkie prowadzone dotąd rozmowy momentalnie ucichły, a każde spojrzenie wlepione zostało w jej osobę. Tylko ja i Scarlett nie miałyśmy pojęcia, o co chodzi. Rozglądając się w celu uzyskania jakiejś odpowiedzi, zatrzymałam się na Jessice. Dziewczyna wzdychając, powolnym ruchem głowy wskazała na nieznaną mi dziewczynę, to na Zayna. Zaraz po tym podniosła dłonie na wysokość klatki piersiowej i ułożyła je w serce.
          Od razu zrozumiałam o co chodzi. Prostując się, ukradkiem spojrzałam w jej stronę. Dowiedziałam się kim jest ta dziewczyna i domyślałam się co za chwilę może się wydarzyć.  Momentalnie spoważniałam. Ciało zostało sparaliżowane, a serce przyśpieszyło tempa pracy. Wszystkiemu winny był strach.
Blondynka powoli podeszła w stronę fotela, na którym siedział Zayn. Odkąd dziewczyna pojawiła się w naszym domu, nie odezwał się ani słowem. Powoli spuszczając głowę, spoglądał na końce swoich czarnych butów.
- Możecie zostawić nas samych? – zapytała, spoglądając na każdego z nas.
          Na prośbę dziewczyny, wszyscy bez słowa zaczęli opuszczać pomieszczenie. Biorąc z nich przykład, powoli wstając z fotela, ruszyłam w kierunku wyjścia. Przechodząc obok dziewczyny, poczułam na swojej ręce, zaciśniętą, zimną dłoń. Szybko obracając głowę w jej stronę, spojrzałam jej prosto w oczy.
- Z tobą też mam do pogadania. – odparła i drugą ręką, wskazała mi na fotel, gdzie siedział jej chłopak.
          Jej uścisk powoli stał się rozluźnił. Powoli podchodząc w stronę fotela, usiadłam na jego drugim końcu. Spojrzałam na chłopaka, który kątem oka spoglądał na mnie. Widać było po nim zdenerwowanie. Przełknęłam głośno ślinę. Chciałam mu dać do zrozumienia, że będzie dobrze. Jednak nie miałam jak.
Patrzyłam jak dziewczyna krąży po pokoju. Jej twarz przybrała poważny wyraz. Co jakiś czas spoglądała na swojego chłopaka i na mnie. Jednak nie odezwała się ani słowem. Z każdą sekundą stawało się to coraz bardziej denerwujące. Nie wiedziałam, czego możemy się spodziewać.
- Chcesz mi o czymś powiedzieć? – zwróciła się do chłopaka, zatrzymując się tuż przed nim.
          Chłopak przez dłuższy czas milczał, tkwiąc w tej samej pozie. Blondynka była cierpliwa i stojąc nad nim, wyczekiwała odpowiedzi z jego strony. Mulat prawą dłonią, przeczesał swoje nienagannie ułożone włosy i powoli podnosząc twarz ku górze, spojrzał na swoją dziewczynę. Patrzyli sobie prosto w oczy. Widać w nich było tak wiele emocji. Strach, przed tym co mogło się za chwilę stać. Ból, rozczarowanie całą tą sytuacją, której przysporzyły im dziennikarze oraz w dużym stopniu ja. Wśród tych negatywnych uczuć, można było również wyczytać te dobre, takie jak radość, spowodowana spotkaniem tej dwójki. Widać było, że jej na nim zależało, a ona nie była jemu obojętna. Nie mogłam tego zepsuć.
- Perrie – zwrócił się do niej po imieniu. – To nie tak jak myślisz. – dodał. Już ot wierzył usta, by coś powiedzieć, jednak dziewczyna była szybsza.
- To nie tak jak myślę?! Zdradziłeś mnie z tą dziewczyną! Przecież mam oczy! Widziałam wasze zdjęcie w gazecie, na którym podczas wizyty na plaży uśmiechacie się do siebie. – odpowiedziała podniesionym głosem. – Jak mogłeś mi to zrobić?! – zapytała po chwili. Atmosfera robiła się coraz bardziej nerwowa. Wiedziałam, że muszę mu pomóc. – Jesteś jednym, wielkim kłamcą. – dodała znacznie ciszej.
- Mylisz się co do niego. – odparłam. Oboje spojrzeli na mnie, zaciekawieni tego co powiem. – To prawda, że wymienialiśmy się uśmiechami, a także, że spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, ale to tylko dlatego, że jesteśmy przyjaciółmi. Nic poza tym.
- Nie broń go. – odpowiedziała od niechcenia. – Nie można mówić o przyjaźni, jeśli zna się tylko kilka dni.
- Tutaj się z tobą nie zgodzę. – odezwał się Zayn. – Czasami zdarza się taka przyjaźń, która nie trwa tyle co inne. Po prostu dobrze czują się w swoim towarzystwie i mogą sobie powiedzieć wiele spraw. A to co jest pomiędzy nimi, z każdym dniem rozkwita coraz bardziej. – kończąc swoją wypowiedź, spojrzał na mnie. Uśmiechając się lekko do niego spojrzałam na Perrie, która patrzyła na niego z zaciekawieniem, ale także niedowierzaniem. – Poza tym my  Rosalie znamy się od dawna. Poznaliśmy się w Londynie, kilka miesięcy przed castingiem, który zmienił całe moje życie.
- Tak, tylko ja niedługo po tym przeprowadziłam się zupełnie na inny kontynent i kontakt się urwał. Teraz jakoś los chciał abyśmy znów się spotkali i odnowili dawną więź. – odpowiedziałam.
- Nie wierz w to, co piszą w gazetach. Sama po sobie wiesz, że dziennikarze zrobią z igły widły. – zwrócił się do swojej dziewczyny.
- Zresztą widać, że Zayn bardzo cię kocha i nie widzi świata poza tobą. – powiedziałam. – Cały czas o tobie opowiadał. Oczywiście same dobre rzeczy. – dodałam. Dziewczyna lekko się zaśmiała.
- Czy to prawda? – zapytała swojego chłopaka, a on tylko lekko skinął głową. Po chwili wstał z fotela i przytulił blondynkę do siebie. Dziewczyna odwzajemniła gest. – Tak bardzo cię kocham. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. – dodała, wtulając się w jego tors.
- Ja ciebie też. – odpowiedział, po czym pocałował ją w czubek głowy.
          Powoli wstając z fotela, udałam się w kierunku wyjścia. Nie chciałam im przeszkadzać. Ostatni raz obracając się w ich stronę, spojrzałam na nich. Relacja, która ich łączyła była magiczna. Chciałam aby mnie coś takiego kiedykolwiek spotkało, chociaż z każdym dniem powoli zaczynałam w to wątpić.
Natrafiając na spojrzenie chłopaka, uśmiechnęłam się do niego lekko. Momentalnie odwzajemnił gest. Przytulając do siebie dziewczynę, bezdźwięcznie mi podziękował, a ja tylko skinęłam głową i szybko opuściłam pomieszczenie.
          Z jednej strony widok kogoś kogo przez większą część życia kochałam z kimś innym, sprawiał, że moje serce pękało rozdrabniając się na małe kawałeczki. Bolało mnie to, że nigdy więcej nie powie mi, że mnie kocha, nie przytuli do siebie, dając głupie poczucie bezpieczeństwa, które dla mnie było czymś ważnym, a także nie pocałuje. Z drugiej strony widziałam na jego twarzy uśmiech, a w oczach radość, co sprawiało, że ja byłam szczęśliwa. Byłam dla niego gotowa poświęcić swoje szczęście, dlatego, że był miłością mojego życia.

*Oczami Jessicki
          Powoli otwierając drzwi, przekroczyłam próg sypialni jednej z moich przyjaciółek. Idąc jak najszybciej mogłam, podeszłam do łóżka, przylegającego do ciemnej brązowej ściany, w której porobione były specjalne otwory, służące jako półki. Leżały tam między innymi książki, nasze wspólne albumy oraz małe, kolorowe pudełeczka.
          Delikatnie siadając na jednym z brzegów dwuosobowego mebla, powoli położyłam się obok śpiącej dziewczyny. Na jej twarzy gościł niewielki, ale szczerzy uśmiech. Zrobiło mi się głupio, z tego powodu, że zaraz będę musiała wyrwać ją z kolorowego snu.  
- Rosalie, śpiąca królewno, czas wstawać. Książę z bajki na ciebie czeka. – powiedziałam, nie odrywając od przyjaciółki wzroku. Blondynka powoli obróciła się do mnie plecami ignorując moją obecność. – Dobra! Sama tego chciałaś! – podniosłam głos. Szybko wstając z łóżka, pochwyciłam koniec kołdry i z całej siły, ściągnęłam ją z dziewczyny.
- Akurat miałam sama to zrobić, bo było mi gorąco. Dzięki Jess. – powiedziała i wtulając się w poduszkę, próbowała spać dalej.
- Dość tego! – krzyknęłam. Szybko podchodząc pod szafkę nocną, wyciągnęłam kwiaty z wazonu i podnosząc szklany przedmiot, nachyliłam go nad dziewczyną, wylewając na nią całą zawartość.
          Po pomieszczeniu, które wypełniały długie promienie kalifornijskiego słońca, rozniosły się piski. Dziewczyna momentalnie wstając z łóżka, popatrzyła przez chwilę na miejsce swojego wypoczynku, a następnie obdarzyła mnie morderczym spojrzeniem.
- Coś się stało? – spytała, przegrzebując szafę w poszukiwaniu ubrań, które mogłaby dzisiaj założyć.
- Ubierz się ładnie, bo idziemy do chłopaków. – odparłam, uśmiechając się w jej stronę.
- O nie! Ja tam nie idę. – odpowiedziała, wyglądając zza drzwi dużej, drewnianej szafy. – Nie teraz , kiedy jest tam jego dziewczyna, z którą Zayn prawie, że się rozstał z mojego powodu. – wyjaśniła, jednocześnie wyciągając z półki białą koszulę.
- Nie rozstali się? – spytałam ze zdziwieniem. Dziewczyna kolejny raz dzisiejszego ranka, popatrzyła na mnie złowrogim wzrokiem. – To co teraz będzie z wami?!
          Blondynka powoli zamykając drzwi od szafy, podeszła pod łóżko i siadając na jego kraju, odłożyła ubrania na bok. Swoje spojrzenie utkwiła na dłoniach, którymi zaczęła się bawić.
- Co się stało? – spytałam, przysiadając się obok niej.
- Zayn i ja to już historia. Nigdy nie będziemy razem. On kocha Perrie, a Perrie kocha go. – odparła i popatrzyła na mnie. W jej oczach było widać ból, ale także odrobinę radości. – Chcę dla niego jak najlepiej i jestem gotowa poświęcić się, jeśli miałby byś przez to szczęśliwy. – dodała. Nie czekając długo, przytuliłam ją do siebie.
- Będzie dobrze. Jeśli nie będziesz z Zaynem, na pewno spotkasz kogoś na swojej drodze. – oznajmiłam. – Kogoś, kto cię uszczęśliwi i będziesz dla niego najważniejsza na świecie.
- Mam nadzieję. – powiedziała.
- Jednak to nie powód, byś siedziała w domu i unikała go. – dodałam.
- Nie masz z kim tam iść? – spytała, unosząc jedną brew ku górze.
- Nie, że nie mam. Miałyśmy iść tam wszystkie, ale Chealsy i Scarlett jadą do miasta, bo mają parę załatwień. Więc chcesz, czy nie chcesz, musisz tam ze mną iść. – oznajmiłam.
- Zgoda. – powiedziała od niechcenia i zabierając swoje rzeczy, zniknęła za drzwiami do swojej osobistej łazienki.
          Stojąc pod mahoniowymi drzwiami, szybko w nie zapukałam. Cały czas patrzyłam na Rosalie, która z każdą kolejną chwilą miała coraz więcej wątpliwości.
- Nie Jess. Ja nie mogę. Idź sama. – odparła. Posłała mi przepraszające spojrzenie i już miała się wycofywać, kiedy drzwi otworzyły się a w progu stanął mulat.
- Cześć dziewczyny. – przywitał nas ze szczerym uśmiechem.
- Hej. – odparłam wesoło.
- Hej. – powtórzyła po mnie blondynka, słabym głosem.
- Wszystko w porządku? – spytał, podchodząc do dziewczyny. Szybko pokiwała głową i uśmiechnęła się do chłopaka blado. – Rosalie musimy porozmawiać. – oznajmił. Moja przyjaciółka pokręciła głową.
- Nie możemy. Nie teraz. – odparła. – To by było dziwne, gdybyśmy oboje gdzieś zniknęli, a twoja dziewczyna została sama.
- Masz rację. Innym razem. – odpowiedział.
Podążałyśmy w ciszy za mulatem, prowadzącym nas do salonu. Kiedy doszliśmy na miejsce, wszyscy przywitali nas z szerokimi uśmiechami na twarzy.
- Gdzie Chealsy? – zapytał od razu Harry, podchodząc do nas i przytulając na powitanie.
- Miała coś razem ze Scarlett do załatwienia. – odparłam.
           Siadając na białym fotelu obok Louisa i Liama, słuchałyśmy kawałów opowiadanych przez chłopaka ubranego w koszulkę w paski. W pewnym momencie jego słowa przeplatające się ze śmiechem pozostałej dwójki, przestały docierać do moich uszu. Całą swoją uwagę skupiłam na siedzącym naprzeciwko blondynie, rozmawiającym z Harrym.
Nie wiem czy słusznie, czy nie, ale wydawało mi się, że Niall mnie nie lubi. Odkąd się poznaliśmy, to właśnie z nim zamieniłam najmniej zdań. Nasze rozmowy nie kleiły się ze sobą, a chłopak unikał mojej osoby. Nie wiedziałam co jest ze mną nie tak. Zawsze myślałam, że jestem w porządku.
          Wstając z fotela i przepraszając na chwilę siedzące obok mnie osoby, wyszłam się przewietrzyć. Wychodząc przez znajdujące się w salonie drzwi, wyszłam do ogrodu. Powoli podeszłam do basenu i przykucając, w zimnej wodzie zamoczyłam palce lewej dłoni.
- Wszystko dobrze Jess? – zapytał mnie Liam, który ni stąd ni z owąd stanął koło mnie, strasząc mnie jednocześnie. Poczułam jak tracę grunt pod nogami. Mój umysł na chwilę przestał pracować. Widziałam każdy ułamek sekundy, przybliżający mnie do upadku.
          Zanurzając się po czubek głowy w zimnym basenie, po chwili wypłynęłam na powierzchnię. Przecierając oczy i krztusząc się wodą, spojrzałam na Liama.
- Nic ci nie jest?! – spytał wystraszony. Jednocześnie podając mi prawą dłoń, którą pochwyciłam, pomógł mi wyjść z wody. – Przepraszam cię Jess. Naprawdę nie chciałem cię wystraszyć. – mówił bardzo szybko.
- Liam – zwróciłam się do chłopaka, jednak on nie przestawał mówić. – Liam – powtórzyłam, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Nic się nie stało. – odparłam. – A teraz wybacz, muszę iść do domu w celu założenia czegoś suchego. – odparłam, uśmiechając się do niego. Chłopak momentalnie posmutniał. – Jak chcesz możesz iść ze mną. – zaproponowałam.
          Wchodząc po chodach na piętro, weszliśmy do mojego pokoju. Liam usiadł na łóżku i rozglądnął się dokładnie po całym pomieszczeniu. Za to ja, weszłam do garderoby i rozglądając się pomiędzy półkami, zaczęłam poszukiwania jakiegoś ubrania.
- Ładnie tutaj masz. – dobiegł mnie głos chłopaka.
- Dziękuję! – odkrzyknęłam. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Niby takie nic, a cieszy.
          Po paru minutach gorączkowych poszukiwań, przeszłam do łazienki, gdzie założyłam na siebie suche rzeczy i wróciłam do pokoju, gdzie siedział mój kolega. Usiadłam obok niego.
- Ładnie wyglądasz. – oznajmił, a ja poczułam, że się czerwienie. – W końcu szukałaś tego stroju dosyć długo. – dodał i zaśmiał się dźwięcznie.
- Naprawdę?! Przepraszam, że musiałeś tak długo czekać. Mam nadzieję, że się na mnie nie obraziłeś. – powiedziałam z udawanym smutkiem. Liam spojrzał na mnie, poczym oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Czemu wyszłaś w tedy z salonu? – spytał po chwili.
- Musiałam się przewietrzyć. – skłamałam. Tak naprawdę nie chciałam ciągle myśleć o Niallu. Chłopaku, nie zwracającym na mnie uwagi.
- Wydaje mi się, że coś innego jest tego powodem. – powiedział i uśmiechnął się do mnie zachęcająco. – Jak siedzieliśmy na tym fotelu u nas w salonie, widziałem jak momentalnie posmutniałaś. Byłaś taka nieobecna. Niby ciałem siedziałaś obok, jednak duchem byłaś gdzie indziej. – dodał. – Wszystko gra? Martwię się.
- Tak Liam, wszystko dobrze. To nic. Po prostu tęsknię za domem, rodziną. Będę musiała kiedyś ich odwiedzić. – stwierdziłam.
          Nim się obejrzeliśmy, dochodziła godzina druga po południu. Liam oznajmił, że musi już iść, przygotować obiad. Zaproponowałam mu, że odprowadzę go do drzwi. Kiedy schodziliśmy po schodach, do domu weszły Rosalie, a zaraz za nią pozostała dwójka.
- Są listy z uczelni! – krzyknęły entuzjastycznie. – Cześć Liam! – dodały na widok idącego obok mnie chłopaka.
- Cześć dziewczyny. – powiedział i obdarzył je szczerym uśmiechem. – Już wam nie przeszkadzam. – powiedział i puścił im oczko, a następnie żegnając się, wyszedł.
          Prędko przechodząc do salonu, usiadłyśmy na obitym czarną skórą fotelu. Scarlett rozdała nam białe koperty z listami z uczelni.
- Boję się. – powiedziała szatynka i popatrzyła na każdą z nas.
- My też. – oznajmiłam patrząc na pozostałą dwójkę. – To co, na trzy? – spytałam, a dziewczyny jedynie skinęły głową.
***

Cześć! Kolejny rozdział za nami. Mam nadzieję, że z racji tego, że zbliżają się wakacje, będę mogła dodawać przynajmniej jeden w tygodniu oraz spokojnie pracować nad nowym opowiadaniem. Nie pytajcie czemu, bo nie wiem nic poza tym, że pisanie uzależniło mnie jak narkomana narkotyk. Mam nadzieję, że się Wam spodobał. Bardzo dziękuję za kilka bardzo miłych komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Jak myślicie, co teraz może się wydarzyć? Macie jakieś podejrzenia z kim będą pozostałe dziewczyny? Czy w ogóle z kimś będą? I jak potoczą się losy Chealsy z Harrym? Tego dowiecie się już niedługo. Chociaż jeśli macie jakieś spostrzeżenia, chętnie poczytam! Pozdrawiam :)

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 14



*Oczami Chealsy
          Miniony tydzień był najgorszym w całym moim życiu. Przepełniony był znudzeniem i strachem o jutro. Jednak za chwilę miało się to w końcu skończyć. Już niedaleko. Jeszcze tylko parę kroków. Powtarzałam sobie w myślach, zmierzając w stronę wyjścia ze szpitala. Chociaż oficjalnie lekarze wypisali mnie, bałam się, że za chwilę okaże się to pomyłką i jedna z pielęgniarek biegnąc w moją stronę, zatrzyma mnie i oznajmi, że muszę tam wrócić.
          Stojąc na zewnątrz, odetchnęłam głośno z ulgą. Już tutaj nie wrócę. Nie ma mowy. Poczułam umięśnioną rękę na swoich ramionach. Spojrzałam w stronę Harrego. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
- Jak się czujesz Chealsy? – spytał z lekkim rozbawieniem. Doskonale znał moją odpowiedź. W końcu to on był moim najczęstszym gościem. Osobą, której przez ostatni tydzień zwierzałam się ze wszystkiego. Tego co mi się nie podobało lub przeciwnie.
- Świetnie! – krzyknęłam radośnie. – Cieszę się, że w końcu opuściłam mury tego miejsca. – dodałam po chwili, spoglądając na szpital.
- Czyżby było aż tak źle? – zadał kolejne pytanie, na które tym razem nie odpowiedziałam. Obdarowałam chłopaka jedynie srogim spojrzeniem i ruszyłam w stronę parkingu.
- Możemy już jechać? - odwróciłam się do chłopaka przodem. Szatyn jedynie skinął głową.
          Opierając głowę o szybę, wsłuchiwałam się w słowa piosenki, lecącej w radiu. Znam skądś te głosy. Stwierdziłam i wysilając swoje szare komórki, za wszelką ceną starałam się przypomnieć skąd.
- Widzę, że ktoś tu jest sam swoim fanem. – skomentowałam, kiedy chłopak zaczął pogłaśniać melodię. Zaśmiałam się lekko pod nosem.
- W cale nie. Robię to tylko i wyłącznie dla ciebie. – odparł i spojrzał na mnie swoimi zielonymi tęczówkami, w których za każdym razem tonęłam.
- Pomyliłeś mnie z Jessicą. – oznajmiłam. – Osobiście słyszałam tylko jedną waszą piosenkę. – dodałam. – Tak w ogóle gdzie my jedziemy? – spytałam po chwili, widząc, że chłopak skręca w złym kierunku. – Myślałam, że udamy się prosto do domu.
- Pomyślałem, że miło będzie spędzić razem czas. Dom może poczekać. – powiedział i uśmiechnął się tajemniczo.
          Patrzyłam na postać chłopaka, idącego parę kroków przede mną. Machając rękoma na odwrót do stawianych kroków, rozglądał się na boki. W pewnym momencie zatrzymał się. Zrobiłam to samo. Powoli na ile mógł, odwrócił głowę do tyłu. Spojrzał w moją stronę.
- Chodź tutaj. – nalegał. – Proszę. – dodał po chwili, uśmiechając się jak małe dziecko, kiedy czegoś potrzebuje.
- Nie, bo ty coś kombinujesz. – odparłam i wytknęłam mu język.
- Nic nie kombinuję! – oznajmił, jednocześnie tupiąc nogą.
- Haroldzie Edwardzie Stylesie zachowujesz się jak małe dziecko. – powiedziałam. Chłopak udał obrażonego i odwracając się, ruszył do przodu. Przewracając teatralnie oczyma, przyśpieszyłam kroku.
          Usłyszałam piski i głośne wołania. Chwilę później obok Harrego zebrał się tłum młodych dziewczyn. Opierając się o szarawy budynek, spoglądałam w stronę zbiorowiska. Chłopak nie odmówił żadnego wspólnego zdjęcia, czy obdarowania autografem. Widać było, że fani byli częścią jego życia, sprawiającą mu sporo radości.
          Machając im na pożegnanie, ruszyliśmy w kierunku, którego w przeciwieństwie do Harrego, nie znałam. Musiałam całkowicie mu zaufać. W końcu próby dowiedzenia się, dokąd zmierzamy, nie powiodły się.
- Lubię kiedy się tak uśmiechasz. – z rozmyśleń wyrwał mnie głos szatyna. Popatrzyłam na niego zdezorientowana. – Szczerze, a nie sztucznie. – dodał.
- Pomyślałam o tobie i twoich fanach. Wasza więź jest taka prawdziwa. Nie robisz tego na pokaz jak niektóre osoby. Ty to po prostu kochasz. Kochasz tak mocno jak swoich fanów. – odpowiedziałam. Spojrzałam na chłopaka, patrzącego na mnie z zaciekawieniem.
- Już myślałem, że powiesz coś o mojej zniewalającej urodzie a tu takie zaskoczenie. Jednak nie mniej miłe. – oznajmił chłopak, po czym dźwięcznie się zaśmiał. – Ale to prawda. Te dziewczyny, zarówno dla mnie jak i chłopaków, znaczę naprawdę bardzo dużo. Bez nich nie zaszlibyśmy tak daleko. Nie moglibyśmy robić tego, co naprawdę kochamy. To one są głównym filarem podtrzymującym One Direction. Są częścią naszego życia, naszą rodziną.
- To co powiedziałeś było piękne. – odparłam. Czułam jak do moich oczu, cisnął się łzy. Jednak nie chciałam pozwolić im wypłynąć. Nagle Harry objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie.
- Przy mnie nie musisz udawać. – wyszeptał do mojego ucha, odgarniając zasłaniające je włosy. – Wrażliwość to dobra cecha. – dodał.
          Zatrzymaliśmy się pod jedną z kawiarenek. Harry podchodząc do wejścia, otworzył drzwi i przytrzymując je, przepuścił mnie w progu. Następnie sam wszedł. Siadając w rogu sali, dokładni rozglądnęłam się po pomieszczeniu.
          Było to niewielkie pomieszczenie z małą ilością klientów. Podłoga wykonana była z ciemnego drewna i ścianą z motywem pomarańczowych cegieł. Na drugim końcu znajdował się mały barek, przy którym krzątały się dwie młode dziewczyny, zapewne dorabiające na studia. Czarne fotele obite były skórą, a na stojących przed nimi drewnianych stołach, znajdowały się flakony z jedną, czerwoną różą. Okna przysłaniały zsunięte do połowy brązowe rolety.
          Przeglądając karty menu, które przed momentem przyniosła nam rudowłosa kelnerka, poszukiwaliśmy czegoś do zjedzenia, jednocześnie spoglądając na siebie i wygłupiając się.
- Tylko nic nie wspominaj Niallerowi, że byliśmy w kawiarni. Był by na mnie obrażony, że go z nami nie zabrałem. – oznajmił Harry, kiedy rozkoszowaliśmy się pysznym, czekoladowym ciastem. – Nie chcę się niepotrzebnie kłócić. – dodał i puścił mi oczko.
          Wychodząc na świeże powietrze, spojrzałam na chłopaka. On jedynie uśmiechnął się do mnie i znów zaczął iść przed siebie. Zastanawiałam się, czy to już koniec atrakcji i będziemy mogli wrócić do domu.
- Harry? – zwróciłam się do szatyna. – Jedziemy już do domu?
- Jeszcze nie. – odparł. – Musimy iść jeszcze w jedno miejsce. – dodał.
- Ja nie mam tak dobrej kondycji jak ty! – krzyknęłam, kiedy chłopak oddalił się, robiąc dość dużą odległość między nami.
- Najwyższy czas nad tym popracować! – okrzyknął mi i odwracając się do mnie przodem, pokazał mi język. Gestem ręki nakazał abym do niego podeszła. Wolnym krokiem udałam się w jego stronę.
- Najwidoczniej czas nad tym popracować. – wydrzeźniłam chłopka, wymijając go.
          Stojąc przy kasie do wesołego miasteczka, popatrzyłam na chłopaka pytająco.
- Marudziłaś mi, że zanudziłaś się w szpitalu prawie na śmierć, więc pomyślałem, że jak wyjdziesz wybawisz się za całe siedem dni. – oznajmił entuzjastycznie.
- To miłe z twojej strony. – odpowiedziałam, przytulając się do chłopaka. – Dziękuję. – dodałam po chwili.
          Kilka minut później, siedzieliśmy w małych samochodzikach, cały czas się o siebie zderzając.
- Nie umiesz jeździć. – skomentowałam.
- O to właśnie tutaj chodzi. – powiedział z uśmiechem. Na jego twarzy pojawiły się dołeczki, które dodawały mu dziecięcego uroku, przez co wyglądał na młodszego.
          W drodze powrotnej opowiadaliśmy sobie wzajemnie, śmieszne zdarzenia, które miały miejsce w naszym życiu. Rozmawialiśmy również o pasjach i zainteresowaniach oraz rzeczach, dzięki którym mogliśmy cię jeszcze lepiej poznać.
          Słysząc głośny huk z mojej prawej strony, zatrzymałam się i rozglądnęłam się w obie strony, a następnie spojrzałam na ziemię.
- Nic ci nie jest? – spytałam Harrego, ledwo co powstrzymując śmiech. – Coś ty w ogóle zrobił? – zadałam kolejne pytanie, jednocześnie wyciągając rękę ku chłopakowi. Kędzierzawy patrząc się na mnie krzywo, chwycił ją a następnie pociągnął mnie z całej siły, tak, że wylądowałam na nim.
- I kto się śmieje ostatni? – spytał zabawnie poruszając brwiami i śmiejąc się jak wariat.
          W pewnym momencie śmiech ucichł. Jego twarz znajdowała się blisko mojej. Za blisko. Wpatrywaliśmy sobie prosto w oczy. Harry powoli zaczął zbliżać się swoimi ustami do moich. Cały czas czułam jego ciepły oddech, a także dotyk dłoni, który sprawiał, że przeszywał mnie dreszcz.
- Nie mogę. – wyszeptał. – Nie mogę. – powtórzył już głośniej. Powoli odsuwając mnie od siebie, wstał z zimnej ziemi. – Przepraszam. – dodał i ruszył w kierunku samochodu, który zaparkowany był na parkingu znajdującym się tuż obok miejsca, w którym się znajdowaliśmy.
          Jedna chwila mogła zmienić wszystko. Na lepsze, a może na gorsze. Prawdę powiedziawszy chciałam tego. Pragnęłam aby mnie pocałował. Marzyłam o tym, aby poczuć jego wargi na swoich. Śniłam o tym, abyśmy się stali kimś więcej niż zwykłymi znajomymi, czy przyjaciółmi. Prawdę powiedziawszy nadal nie mogłam wywnioskować, kim dla siebie byliśmy.
          Moment, w którym na chwilę utkwiliśmy i sytuacja w jakiej się znaleźliśmy, a raczej jej finał potrafił zepsuć wszystko. Atmosfera panująca między nami, stała się niezręczna. Żadne z nad nie odezwało się do siebie słowem. Dzień, który mogłam uznać za jeden z lepszych w moim życiu, gdyż spędziłam go z nim, uświadomił mi parę spraw. To co ja czuję do niego i to, co on do mnie. Zakochanie, a koleżeństwo to dwa różne światy.
          Poczekałam aż Harry zaparkuje samochód. Kiedy już to zrobił, wzięłam kilka głębokich wdechów.
- Dziękuję za dzisiaj. – powiedziałam, nie patrząc w stronę szatyna. Następnie jak najszybciej umiałam opuściłam samochód i zatrzaskując za sobą drzwi, udałam się w stronę mojego i dziewczyn domu.
          Stojąc pod mahoniowymi drzwiami, ostatni raz spojrzałam na Harrego. W dalszym ciągu siedział w samochodzie ze skupioną miną. Powoli odwracając się, nacisnęłam mosiężną klamkę i uchylając drzwi, weszłam do środka.
          W pomieszczeniu panowała cisza. Wydało mi się to dziwne, skoro drzwi było otwarte. Może dziewczyny poszły do chłopaków? Pomyślałam. Wolnym krokiem udałam się w stronę salonu.
- Niespodzianka! – krzyknęli wszyscy, kiedy przekroczyłam próg pomieszczenia. Czyli po to była ta cała szopka z nadrobieniem całego tygodnia w jeden dzień.
- Cieszymy się, że już do nas wróciłaś! – krzyknęła mi do ucha Scarlett, przez co lekko się skrzywiłam. Dziewczyna jak najmocniej umiała, przytuliła mnie do siebie. Kiedy uwolniłam się spod jej ucisku, rozglądnęłam się po dziewczynach i chłopakach.
- Dziękuję, że coś takiego zorganizowaliście dla mnie, ale naprawdę nie trzeba było. – odparłam i obdarzyłam ich wszystkich szczerym uśmiechem.
- Sprawiliśmy ci tym radość? – spytał Zayn, a ja przytaknęłam. – To znaczy, że trzeba było. – dodał i puścił mi oczko.

*Oczami Harrego
          Z każdą kolejną minutą zabawa rozkręcała się w najlepsze. Pomieszczenie wypełniała głośna muzyka, a nas rozluźniał alkohol. Spoglądałem na każdego z osobna. Zaczynając od Nialla i Jess, którzy wymieniali się słodkimi uśmieszkami. Coś się szykuje. Stwierdziłem i lekko zaśmiałem się pod nosem. Rosalie i Zayna, którzy od kilku dni trzymali się od siebie z daleka. Ta dwójka już od samego początku była dla mnie zagadką, w końcu nie zdołałem dowiedzieć się skąd oni się znali. Liama, który rozmawiał ze Scarlett i Chealsy, oraz pijanego Louisa próbującego każdego rozśmieszyć.
          Patrzyłem na Chealsy. Była piękna. Aż za bardzo. Jej duże niebieskie oczy, które wręcz hipnotyzowały. Pełne usta kuszące za każdym razem do pocałunku, od których ledwo się powstrzymywałem. Podobnie też było ze słowami. Już dawno mogłem jej powiedzieć, że coś do niej czuję. Jednak była, jest i będzie prosta przyczyna dla, której nie mogę tego zrobić.
          Wyszedłem na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Idąc kamienną dróżką znajdującą się z przodu domu dziewczyn, spotkałem na niej Zayna. W pobliżu chłopaka czuć było zapach papierosów. Podszedłem bliżej.
- Co tam stary? Jak się bawisz? – spytałem, kładąc mu dłoń na ramieniu. Mulat odwrócił się w moją stronę. W jego czekoladowych oczach widać było ból. – Co się stało? – zadałem kolejne pytanie. – Rosalie? – dodałem, nie czekając na jego reakcję.
- Nie umiem się z nią dogadać. Kiedy jest dobrze, zawsze ktoś musi to zepsuć. – powiedział, nie patrząc przed siebie. – Zawsze muszę ją skrzywdzić. – dodał znacznie ciszej, po czym spuścił wzrok.
- Mam tak z Chealsy. - oznajmiłem. – Ona jest inna niż wszystkie dziewczyny, z którymi się umawiałem. Zależy mi na niej, jednak specjalnie ją od siebie odpycham by jej nie zranić.
- Jako twój przyjaciel dam ci radę. Musisz coś z tym zrobić bo w przeciwnym razie stracisz ją na dobre, tak jak ja kiedyś kogoś bardzo mi drogiego. – spojrzałem na niego pytająco. – Opowiem ci kiedy indziej. Teraz idź i działaj. – dotykając mojego ramienia, uśmiechnął się do mnie zachęcająco. Następnie kierując się w stronę domu, zostawił mnie samego.
          Rozglądnąłem się po salonie. Nie zobaczyłem jej. Powoli podszedłem w stronę Scarlett.
- Wiesz może, gdzie jest Chealsy? Muszę jej coś powiedzieć. – oznajmiłem.
- Powiedziała, że źle się czuje i poszła do swojego pokoju. – odpowiedziała szatynka i uśmiechnęła się do mnie. Podziękowałem jej i prędko opuściłem pomieszczenie.
          Wbiegając bo krętych, białych schodach, znalazłem się na piętrze. Moje serce zaczęło szybciej bić. Z każdym kolejnym krokiem w mojej głowie pojawiały się czarne scenariusze. Kiedy stanąłem pod drzwiami i wyciągnąłem w ich kierunku trzęsącą się rękę, przeszedł mnie dreszcz. Przymykając na chwilę powieki, zacząłem myśleć pozytywnie. Przełknąłem głośno ślinkę i pukając w drewniane drzwi, uchyliłem je i przeszedłem przez próg.
          Zobaczyłem tam ją. Siedziała na łóżku. Pogrążona była we własnych myślach. Nagle jej głowa zwróciła się ku mnie.
- Harry co tutaj robisz? – spytała nie kryjąc zdziwienia.
- Chaelsy muszę Ci coś powiedzieć. – oznajmiłem. Powoli podchodząc w jej stronę, usiadłem obok. – Już od dawna chciałem ci to powiedzieć, ale jednak powstrzymywałem się. Nie jestem dobrą osobą, zresztą możesz o to zapytać Jess, w końcu jest naszą fanką i wie, co piszą na mój temat. Ranię dziewczyny, ale może dlatego, że na żadnej mi aż tak bardzo nie zależało. Jednak ty wniosłaś w moje życie coś innego. Coś dzięki czemu zmieniłem się. – powiedziałem. – Robiłem jednak wszystko by ci tego nie powiedzieć, by cię nie pocałować, bo nie chciałem cię skrzywdzić. Za bardzo mi na tobie zależy. Znając życie nie było by mnie teraz tutaj, gdyby nie rada jednego z moich przyjaciół. Wizja starty ciebie była zbyt straszna. Kocham cię Chealsy. – dodałem i chwytając jej twarz w obie dłonie, przywarłem swoimi ustami do jej ust. Blondynka odwzajemniła pocałunek.
- Ja ciebie też. – powiedziała i uśmiechając się do mnie, wtuliła się w mój tors.
          Po całym domu rozniósł się dźwięk dzwonka, który poprzedzał głośne pukanie. Pośpiesznie wychodząc z pokoju Chealsy, udałem się w stronę schodów, po których szybko zbiegłem. W progu prowadzącym do salonu stał Liam, który najwyraźniej zamierzał otworzyć. Uśmiechnąłem się do niego lekko. Powoli dotykając mosiężnej klamki, nacisnąłem na nią i uchyliłem drzwi.
- Cześć Harry. Zastałam może Zayna? – do moich uszu dotarł dobrze znany mi głos. Spojrzałem na Perrie. Była zdenerwowana, jednak nie wiedziałem czemu. Połykając głośno ślinę, wpuściłem ją do domu.  
***

Witajcie! Kolejny rozdział za nami. Nie wiem, czy Wam się spodoba, jednak ja nie zaliczę go do udanych. Coś mi w nim nie pasuje. Po prostu nie spełnił tego, czego od niego oczekiwałam. Mam jedynie nadzieję, że kolejne będą lepsze. Będą przesiąknięte akcją, uczuciami pozytywnymi lub też nie. Pamiętacie jak mówiłam, że zakończę pisanie tego bloga w sierpniu? Być może stanie się to o wiele później. Prawdopodobnie nie wzięłam wszystkiego co planuję pod uwagę i być może przeciągnie się to w czasie, czyli będziecie musiały się ze mną pomęczyć. Najlepsze zostawiłam na koniec. Serdecznie Wam dziękuję za wszystkie komentarze. Każdy, nawet najkrótszy motywuje mnie do napisania kolejnego rozdziału i planowania przyszłych blogów. Sądzę, że wiele z Was mnie rozumie. Jesteście najwspanialszymi czytelniczkami na świecie! :*

czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział 13

*Oczami Zayna

Nowa dziewczyna Zayna Malika?!

Od paru dni, Zayn Malik ze znanego nam wszystkim brytyjskiego zespołu One Direction, widziany był w towarzystwie pewnej blondwłosej dziewczyny. Co najgorsze nie była to Perrie Edwards z Little Mix! Para obdarowywała się wzajemnie słodkimi uśmiechami. Czyżby na to wszystko, miała wpływ duża liczba, dzielących ich kilometrów? Dla przypomnienia dodamy, że pan Malik znajduje się teraz w Los Angeles, gdzie z resztą swoich przyjaciół pracują nad nową płytą Take Me Home, która ukarze się jesienią. 
 

          Nad moim ciałem zawładnęły nerwy i strach. Każdy kolejny sygnał, dłużył się w nieskończoność. Czułem jak moje serce przyśpieszyło tempa pracy. Patrząc jednoczenie na trzymaną w drugiej ręce gazetę, oglądałem znajdujące się tam zdjęcia, moje i Rosalie, które musiały zostać zrobione od razu po przyjeździe do Los Angeles. Jak zwykle potrafili zrobić z igły widły.
- Cholera! – zakląłem głośno, rzucając swoim telefonem o łóżko. Z każdym kolejnym nieudanym połączeniem, denerwowałem się coraz bardziej. Zacząłem chodzić w kółko po swoim pokoju, gorączkowo rozglądając się na wszystkie, możliwe strony.
- Co się dzieje Zayn? – spytał Louis, ni stąd, ni z owąd, zjawiając się w moim pokoju. Powoli przysiadł się na kraju mojego łóżka. Przez cały czas czułem na sobie jego wzrok. Powoli podchodząc w stronę, gdzie siedział mój przyjaciel, ściągnąłem z szafki nocnej dzisiejsze wydanie gazety i podałem je Tomlinsonowi.
          W pomieszczeniu przez dłuższą chwilę panowała cisza. Louis spoglądał to na mnie, to na trzymaną w obu dłoniach gazetę.
- Powiedz coś. – powiedziałem błagalnie, patrząc na przyjaciela. Chłopak wziął głęboki oddech.
- Czujesz coś do Rosalie? – spytał prosto z mostu. Momentalnie spuściłem wzrok.
          Milczałem. Nie wiedziałem co mam teraz powiedzieć. Oczywiste było to, że Ros była dla mnie kimś ważnym. Kochałem ją. Jednak problem polegał na tym, że Perrie nie była mi obojętna. Stałem teraz na rozstaju dróg, gdzie jedna prowadziła do szczęścia. Mojego szczęścia.
- Tak. – odpowiedziałem. – Ale do Perrie też. – dodałem po chwili.
          Usłyszałem kroki, które z każdą chwilą stawały się głośniejsze. Poczułem ciepłą dłoń mojego przyjaciela, na moim ramieniu. Spojrzałem na niego błagalnie. On jedynie uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
- Nie możesz kierować się zdaniem ani moim, ani reszty, tylko swojego serca. – poinformował mnie, cały czas patrząc w moje czekoladowe tęczówki. – One w tym przypadku, wie najlepiej. – dodał i wyszedł z mojego pokoju, zostawiając mnie samego.
          Stojąc pod mahoniowymi drzwiami, przez chwilę zawahałem się, czy to aby na pewno dobry pomysł, by pójść do Rosalie. Nie miałem jednak wyjścia. Musiałem sobie wszystko z nią wyjaśnić. Biorąc głęboki oddech, zapukałem do środka.
          Dzisiejszego dnia, każde oczekiwanie dłużyło się w nieskończoność, doprowadzając mnie tym do szału. A co jeśli ona nie chce mnie widzieć? Pomyślałem. Nagle usłyszałem dźwięk otwieranego zamka od drzwi wejściowych.
- Cześć Zayn. – przywitała mnie Jessica, pojawiając się w progu. Uśmiechnęła się do mnie szeroko, co odwzajemniłem.
- Cześć Jess. Jest może Rosalie? – spytałem od razu. Nie chciałem tracić ani chwili, gdyż czas w zaistniałych okolicznościach był na wagę złota.
- U siebie w pokoju. – odpowiedziała i wpuściła mnie do środka.
          Idąc krętymi schodami na piętro, myślałem co mam jej powiedzieć. Potrzebowałem jakiegoś znaku, którą z nich mam wybrać. Z Perrie byliśmy szczęśliwą i darzącą się miłością parą, jednak kiedy spotykałem się z Rosalie było podobnie. Czemu otaczają mnie same cudowne dziewczyny?!
          Pukając w drzwi prowadzące do pokoju Rosalie, nie czekając na odpowiedź, uchyliłem je i wszedłem do środka. Dziewczyna stała koło szafy z ubraniami, szukając w niej czegoś.
- Hej Zayn. – przywitała mnie.
- Cześć. – odpowiedziałem, blado się uśmiechając. – Rosalie musimy porozmawiać. – oznajmiłem. Dziewczyna spojrzała na mnie z pytającym wyrazem twarzy. – Zaraz wszystkiego się dowiedz. – dodałem.
          Powoli podchodząc w stronę łóżka, usiadłem na jego skraju. Delikatnie poklepałem miejsce obok siebie, dając znak by usiadła obok mnie. Dziewczyna niepewnie, podeszła bliżej i zajęła wskazane przeze mnie miejsce. Przez chwilę w pomieszczeniu panowała głucha cisza. Rosalie bacznie mi się przyglądała, czekając na to, co miałem jej dopowiedzenia.
- Zgadnij kto pojawił się w dzisiejszym wydaniu gazety. – powiedziałem z udawaną radością. – My! Ty i ja. – oznajmiłem, nie czekając na jej odpowiedź. – Zrobili z ciebie moją dziewczynę, z którą zdradzam Perrie. – dodałem po chwili. Blondynka nic nie powiedziała. – A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie odbiera moich telefonów.
- Zayn wszystko się jakoś ułoży. – powiedziała niepewnie. – Skoro jesteście parą, to na pewno macie do siebie zaufanie, a poza tym ona też jest sławna, więc wie jak to jest z prasą. – dziewczyna próbowała mnie jakoś pocieszyć.
- Nie chodzi mi o to. Nie odbierane telefony idzie jakoś wytłumaczyć. Prasę też, bo oni piszą to co chcą, a nie to, co jest prawdą.
- To o co? – spytała.
- O to, że nie wiem, która z was jest dla mnie ważniejsza. – powiedziałem na jednym wdechu.
- Zayn… – dziewczyna już chciała coś powiedzieć, jednak wszedłem jej w słowo.
- Taka jest prawda. – oznajmiłem, patrząc w jej brązowe tęczówki. Dziewczyna momentalnie spuściła wzrok, wbijając go w swoje place u stóp.
- Teraz tylko tak ci się wydaje. – odpowiedziała.
- Zapomniałaś już jak było, kiedy razem chodziliśmy? – spytałem, wstając z łóżka i stając naprzeciwko siedzącej dziewczyny. – Było nam dobrze.
- Właśnie. Było. – powiedziała i spojrzała mi w oczy. – To już nie wróci.
- Mówisz tak tylko dlatego, że się boisz. Ja się nie poddam i będę walczył. – oznajmiłem i szybko wyszedłem z jej pokoju, nie dając dojść jej do głosu.




*Oczami Scarlett

           Dookoła otoczona byłam pięknymi widokami miasta aniołów, które doskonale było widać stojąc na balkonie, jednego z drapaczy chmur. Czując delikatny, letni wiatr uderzający o moją twarz i rozwiewający moje włosy, napawałam się wspaniałymi widokami. Próbowałam skupić na tym całą moją uwagę, jednak coś mnie rozpraszało. A może ktoś?
          Co jakiś czas dyskretnie spoglądałam na stojącego obok mnie Louisa. Od jakiegoś czasu nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. A dokładniej od naszego spotkania na polanie, gdzie dość często przesiadywałam, kiedy chciałam pobyć sama lub coś na spokojnie przemyśleć.
          Zawsze na jego widok, na mojej twarzy zaraz pojawiał się szczery uśmiech. Chłopak swoim sposobem bycia umiał mnie rozśmieszyć. Jego obecność sprawiała, że potrafiłam zapomnieć o wszystkich problemach. O całym otaczającym mnie świecie. Skupienie, z którym nigdy dotąd nie miałam problemu, zaczęło sprawiać mi trudność. Louis był niesamowitą osobą, tylko ja nie miałam u niego żadnych szans.
- O czym tak myślisz? – spytał mnie z szerokim uśmiechem na twarzy, co dodawało mu uroku, a mnie doprawiało o szybsze bicie serca.
- O niczym. – odparłam. Szatyn jednak nie dawał za wygraną.
- Przecież widzę. Mi możesz powiedzieć, przecież przyjaźnimy się. oznajmił.
          Przyjaźń jest zarówno pięknym słowem, jak i stanem. Każdy z nas przez całe swoje życie, pragnie znaleźć kogoś z kim podzieli się swoim szczęściem, jak i bólem. Kogoś z kim będzie mógł porozmawiać o wszystkim i o niczym. Kogoś, kto będzie przy nim w każdej sytuacji. Dobrej, a także złej. Kogoś kto będzie mu bliski. Jednak każde wspomniane słowo o przyjaźni pomiędzy mną a Louisem bolało.
- Scarlett słuchasz mnie w ogóle?! – z przemyśleń wyrwał mnie chłopak kierując do mnie pytanie. Spojrzałam na niego. Na jego twarzy w dalszym ciągu widniał szczery i szeroki uśmiech, a w oczach tańczyły iskierki. Był zupełnie inny niż na samym początku pobytu w mieście aniołów. W końcu mogłam poznać Louisa Tomlinsona, który był odzwierciedleniem chłopaka z opowiadań Jessicki.
- Cały czas. – odpowiedziałam śmiejąc się. Chłopak jedynie pokiwał głową z rezygnacją i przeczesał lewą ręką swoje, pozostawione w nieładzie, włosy.
- To co mówiłem? – po chwili zadał kolejne pytanie, a na jego twarzy namalował się chytry uśmieszek. – No właśnie, tak mnie słuchasz. – dodał, widząc wyraz mojej twarzy.
          Zapadła cisza, której żadne nie miało zamiaru przerwać. Louis spoglądał na mnie, jednocześnie bawiąc się swoimi brązowymi włosami. Ja zaś wpatrywałam się w jego przecudne oczy, w których tonęłam, jak każda zakochana osoba w tęczówkach swojej drugiej połówki. Nawet nie odwzajemniającej jej uczuć. Nagle zadzwonił telefon Louisa. Chłopak wyciągając go z przedniej kieszeni swoich męskich, czerwonych rurek, najpierw spojrzał na wyświetlacz. Na jego twarzy znów pojawił się uśmiech. Szybko naciskając na zieloną słuchawkę, przyłożył urządzenie do ucha.
          Odchodząc troszkę dalej, słuchałam rozmowy chłopaka z osobą po drugiej stronie. Nie dowiedziałam się kto do niego zadzwonił, bo rozmowa nie trwała długo, a podczas niej Louis nie zwrócił się po imieniu do swojego rozmówcy. Aczkolwiek z tonu wypowiedzi i wyrazu twarzy, dało się wyczytać ogromną radość.
          Kończąc rozmowę, szatyn pośpiesznie włożył swój telefon do tej samej kieszeni spodni, gdzie znajdował się wcześniej. Spoglądając w moją stronę, powoli podszedł do mnie i oparł się o zabezpieczającą przed wypadnięciem, barierkę.
- Dzwoniła Eleonor. – oznajmił. Spojrzałam na niego z ciekawością. – Za kilka dni przyjedzie do Los Angeles z wizytą. - dodał. 

***


Cześć! Jak widzicie, kolejny rozdział za nami. Mam nadzieję, że się Wam spodoba i wyrazicie swoją opinię w komentarzu. Jest to dla mnie bardzo ważne. Ostatnimi czasy mam wrażenie, że robię coś źle. Zauważyłam, że od pierwszego rozdziału do poprzedniego, liczba komentarzy strasznie zmalała. W tej sytuacji zaczęłam snuć obawy, że faktycznie się Wam nie podoba. Jeśli tak naprawdę jest, napiszcie mi, a ja postaram się nad tym co mi nie wychodzi, popracować. Mam jednak nadzieję, że tak nie jest i moje opowiadanie mniej więcej trafia w Wasze gusty. Od niedawna zaczęłam pracę nad kolejnym opowiadaniem, które ruszy od sierpnia, czyli od momentu, w którym skończy się ten blog. Mam nadzieję, że ktoś z moich wiernych czytelników będzie je czytał. Życzę miłego dnia :)