środa, 29 maja 2013

Rozdział 12

*Oczami Jessicki
          Wracając brzegiem morza, spoglądaliśmy na niebezpieczne ruchy wody. Morze podczas trwania takiej pogody, było niezwykle niebezpieczne. Zanurzenie się mogło spowodować nawet utratę życia. Czułam jak zimne powietrze uderzało o moją twarz, na której także rozbijały się krople deszczu, z każdą kolejną sekundą przybierające na sile.
          Przez całą drogę, która wcale nie była długa, ani jedno z nas nie odezwało się słówkiem. Mogły to być skutki, przygnębiającej pogody, która sporadycznie, zaszczycała nas swoją obecnością. Będąc już nieopodal ogniska, a raczej miejsca, gdzie go rozpaliliśmy, Liam stanął jak wryty, zatrzymując tym całą resztę.
- Co się stało? – spytał Niall, stając obok niego i spoglądając na wyraz twarzy swojego przyjaciela.
- Patrzcie. – powiedział i gestem ręki wskazał w stronę kalifornijskiego morza. Wszyscy jak na zawołanie spojrzeliśmy w tamtą stronę. Mogliśmy zaobserwować walkę Harrego z rozbijającymi się falami. Mimo, że to było przy samym brzegu, to i tak droga sprawiała trudności. Kędzierzawy trzymał w swoich ramionach Chealsy. – Coś się stało. – stwierdził Liam przybierając poważy ton głosu i szybko udał się w stronę szatyna. Nie czekając długo ruszyliśmy za nim.
- Co jest? – spytał Zayn, kiedy Harry przybiegł do miejsca, gdzie przedtem paliło się ognisko. Styles ignorując pytanie, prędko położył ciało Chealsy na zimny piasek.
- Co jej się stało?! – spytała Rosalie, przyklękając przy kucającemu nad nieprzytomną blondynką, chłopakowi.
- Weszliśmy do wody,  zanim zrobiła się taka pogoda. – zaczął Harold i spojrzał ku niebu. – Chwilę się powygłupialiśmy, pobawiliśmy jak małe dzieci. Kiedy zaczęło się chmurzyć i powoli pokropywać, stwierdziliśmy, że wychodzimy. – powiedział. Spojrzał kolejno na każde z nas, zaczynając od Ros, a kończąc na Liamie. Na chwilę zawahał się. Widziałam jak w jego oczach zbierają się łzy. – W tedy to się stało. Przypłynęła duża fala i uderzając o Cheals, wciągnęła ją pod wodę. – dokończył, łamiącym się głosem.
          Liam siadając z drugiej strony, pochylił się nad naszą przyjaciółką. Udrożniając drogi oddechowe, przyłożył swoje lewe ucho do jej twarzy. Przez kilka sekund, które ciągły się w nieskończoność jednocześnie obserwował klatkę piersiową dziewczyny.
- Nie oddycha. – powiedział. Wszyscy popatrzyliśmy się po sobie. Rosalie momentalnie zaniosła się płaczem. Widząc to, Zayn podszedł bliżej i przytulił ją do siebie. Nie protestowała, bo teraz myślała tylko o życiu naszej przyjaciółki, które wisiało na włosku.
          Poczułam jak do oczu napływają mi łzy, jak spływają po policzkach, tworząc na nich dwa gorzkie strumyki. Słyszałam jedynie szum wiatru, przybierającego na intensywności, przeplatającego się ze szlochem Harrego i płaczem Rosalie, pocieszanej przez Zayna oraz głosem Nialla, wzywającego przez telefon pomoc medyczną. Patrzyłam jak Liam przystępuje do masażu serca dziewczyny, które przestało bić. Byłam świadkiem jak wygasało życie kogoś, kto był dla mnie jedną z ważniejszych osób. Wygasało? A może ono już wygasło? Nie. Jeszcze była nadzieja, która nie mogła nas opuścić. To właśnie ona umiera ostatnia.
          Po kilkunastu minutach, na plaży zjawiło się pogotowie. Szybko położyli blondynkę na noszach i przenieśli do karetki.
- Mogę z nią jechać? – spytał Harry, zarówno nas, jak i lekarzy. Rosalie, podnosząc głowę z klatki piersiowej Zayna, do której była przytulona, lekko kiwnęła w moją stronę głową.
- A kim pan dla niej jest? – odpowiedział pytaniem, na pytanie jeden z ratowników.
- Chłopakiem. – odpowiedziałam, widząc jeszcze większy strach na twarzy kędzierzawego. – On jest jej chłopakiem. – powtórzyłam, tym razem pełnym zdaniem. Lekarz tylko skinął głową i wskazał Harremu, aby zanim poszedł.
          Wszystkich spojrzenia skierowane cały czas były w stronę karetki, która jak szybko pojawiła się na plaży, tak odjechała.
- Jedziemy za nimi. – zarządził Liam, a my mu przytaknęliśmy. Szybko wyzbieraliśmy nasze rzeczy, leżące na piasku i już kierowaliśmy się w stronę samochodu, zaparkowanego zaraz obok wyjścia z plaży, kiedy nagle zatrzymała się Rosalie.
- Czekajcie! – krzyknęła, powodując tym, że wszystkie pary oczu, spojrzały na nią.
- Co się stało? – spytał Zayn z nieukrywaną troską w głosie.
- Nie możemy przecież pojechać bez Scarlett i Louisa. – oznajmiła. Faktycznie, przez to całe zajście, nikt nie zwrócił uwagi, że ta dwójka jeszcze nie wróciła.
- Dobra, więc plan jest taki. – zaczął Liam. – Niall i dziewczyny, pojedziecie do szpitala, a my z Zaynem poszukamy ich i jak tylko się znajdą, też tam przyjedziemy.
          Warunki na drogach były tragiczne. Deszcz stawał się coraz intensywniejszy. Przez cały czas, odkąd wyjechaliśmy z plaży, pośpieszałam Nialla, co było niemądre z mojej strony, ale martwiłam się o moją przyjaciółkę. Jednak nie chciałam aby nam też się coś stało.
- Nie odbiera. – oznajmiła Rosalie z nutką rezygnacji w głosie. Odwróciłam się do tyłu i spojrzałam na zdenerwowaną blondynkę.
- A jeśli coś się stało? – spytałam nagle, wracając do poprzedniej pozy. – Co jeśli ona…
- Przestań Jessica! – przerwał mi Niall, spoglądając na mnie. – Nie możesz tak myśleć. Sama powiedziałaś, że nie powinno tracić się nadziei. Ona umiera ostatnia. – przytoczył mi moje słowa i znów spoglądnął na jezdnię.
          Po upływie parunastu minut, dłużących się w nieskończoność, dojechaliśmy na miejsce. Razem z Rosalie wybiegając z samochodu, udałyśmy się pędem w stronę szpitala. Przechodząc przez szklane drzwi, podeszłyśmy pod informację.
- Przepraszamy, wie może pani, gdzie leży dziewczyna, która się podtopiła? – spytałam, a pielęgniarka wpisując coś w komputer, chwilę później spojrzała na nas.
- W sali 104. Na drugim piętrze, w skrzydle po prawej. – odpowiedziała. Wówczas obok nas pojawił się Niall. Podziękowaliśmy i ruszyliśmy we wskazanym nam kierunku.
          Wchodząc schodami na kolejne piętro, tam, gdzie znajdowała się nasza przyjaciółka, moje serce zaczęło szybciej bić. Bałam się, że usłyszę coś, co zmieni nasze życie. Coś czego już się nie cofnie.
- Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. – powiedział Niall, widząc malujący się strach na mojej twarzy. Delikatnie objął mnie swoim umięśnionym ramieniem.
- Mam taką nadzieję. Dzięki Nialler. – odpowiedziałam, a chłopak lekko się uśmiechnął.
          Naprzeciwko drzwi, znajdował się długi, obity białą skórą fotel, na którym siedział Harry. Twarz schowaną miał w rękach. Szybko podeszliśmy do niego.
- Już wszystko dobrze. – odpowiedział, podnosząc twarz i spoglądając na nas. Najwidoczniej słyszał nasze kroki. W jego oczach pojawiły się dwie małe iskierki, oznaczające radość. Zresztą nie tylko u niego. Słysząc to, co przekazał nam kędzierzawy, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. – Jednak lekarz prosił, żeby dzisiaj do niej nie wchodzić, między innymi, że potrzebuje jeszcze odpoczynku.

*Oczami Harrego

          Nie mogłem spać. Nie mogłem pogodzić się z nawet tak prostą rzeczą, jak to, że chłopcy zdołali mnie namówić abyśmy wszyscy wrócili na noc do domu i pojechali do niej z samego rana. Bałem się, że może coś się zmienić. Nie wiedziałem co mogła pokazać ta noc, w końcu życie jest nieprzewidywalne, co czyni go brutalnym.
          Odrzucając na bok kołdrę, podszedłem do okna. Po szybie spływały małe kropelki, jedyne pozostałości po dzisiejszym deszczu. Popatrzyłem na wyświetlacz zegarka stojącego przy moim łóżku, aczkolwiek dobrze widzianego z punku, w którym stałem. Wskazywał kilka minut po północy. Nie mogłem dłużej czekać. Wyciągnąłem z szafy czyste ubranie i idąc z nim do swojej łazienki, nałożyłem je na siebie.
Wracając do swojego pokoju, zabrałem telefon leżący obok zegarka i najciszej jak tylko mogłem wyszedłem ze swojego pokoju. Zszedłem po schodach jak najszybciej umiałem i otwierając drzwi, wyszedłem na świeże powietrze.
          Wsiadając do jednego z pojazdów, zaparkowanych na naszym podjeździe, odpaliłem szybko silnik i ruszyłem w drogę. Słuchając radia, jechałem pośród wielu domów rozmieszczonych na wzgórzu Hollywood. Żadne ze świateł się nie paliło. Obserwowałem, jak wszyscy pochłonięci byli błogim snem.
          Po kilkunastu minutach drogi, dojechałem pod szpital. Parkując samochód, jak tylko najbliżej się dało, wysiadłem z pojazdu i udałem się w stronę dwupiętrowego budynku. Powoli mijając kobietę dyżurującą na informacji, pochłoniętą rozmową z jednym z lekarzy, po cichu udałem się ku schodom. Wychodząc na drugie piętro, starałem zachowywać się bezszelestnie. Na miejscu sprawdziłem, czy nikogo nie ma w pobliżu. Kiedy już to zrobiłem, szybko udałem się w stronę prawego skrzydła.
          Stojąc pod drzwiami sali 104, biorąc głęboki oddech, powoli uchyliłem drzwi. Na moje nieszczęście, po pomieszczeniu rozniósł się ich skrzypot. Przeklinając się w myślach, przez chwilę zawahałem się. Raz kozie śmierć. Pomyślałem. Powoli przeszedłem przez próg i zamykając za sobą drzwi spojrzałem w stronę łóżka, gdzie leżała Chealsy.
- Harry? – spytała. – Co tu robisz? – zadała kolejne pytanie, powoli podnosząc się z szpitalnego łóżka. Dziewczyna lekko przesunęła się w bok, robiąc mi miejsce. Powoli i delikatnie usiadłem obok niej.
- Nie mogłem spać. – odpowiedziałem. – Cały czas myślałem o tobie. – dodałem, patrząc w jej niebieskie oczy. – Przepraszam Chealsy.
- Daj spokój. Nie przepraszaj mnie, to był wypadek. – weszła mi w słowo. Dziewczyna obdarzyła mnie lekkim uśmiechem.
- Ale mogło coś ci się stać. Mogłaś umrzeć. – dopowiedziałem, głośniejszym tonem wypowiedzi.
- Mogłam i byłam bardzo bliska tego, ale dzięki tobie nic mi się nie stało. Dziękuję Harry. – powiedziała i pocałowała mnie lekko w policzek. Poczułem jak oblewa mnie delikatny rumieniec.
- Nie wracajmy do tego. – powiedziałem i uśmiechnąłem się w jej stronę. Blondynka przytaknęła mi.
          Spędzając niecałą godzinę na rozmowie, zaczęliśmy się robić senni. Powoli wstając z łóżka, miałem zamiar podejść do małego fotela, tuż przy oknie.
- Dokąd idziesz? – spytała mnie Chealsy, chwytając za dłoń.
- Spokojnie, nie zostawię cię. – odpowiedziałem i spojrzałem w stronę fotela. Dziewczyna, pokręciła przecząco głową i powoli posuwając się do tyłu, pokazała mi abym położył się obok niej. – Serio tego chcesz? – spytałem, uśmiechając się szeroko, ukazując przy tym moje dołeczki.
- Myślę, że nic mi nie zrobisz. – odpowiedziała, a jej twarz przykrył delikatny uśmiech. Powoli położyłem się obok i przytulając dziewczynę do siebie, pocałowałem ją w czoło. – Dobranoc Harry. – wyszeptała, patrząc w moje oczy.
- Dobranoc. – odpowiedziałem. – Kolorowych snów ze mną. – dodałem, a dziewczyna lekko się zaśmiała.

*Oczami Perrie

          Może i otaczały mnie moje najbliższe przyjaciółki, czy rodzina, którą stałam się odwiedzać w każdej wolnej chwili, jednak brakowało mi czegoś, a raczej kogoś.
          Tęskniłam za Zaynem, który każdego dnia powtarzał mi, że jestem piękna taka jaka jestem, a także, że kocha mnie najbardziej na świecie. Też go kochałam, w końcu był moim drugim chłopakiem i tym jedynym, którego każdy z nas stara się znaleźć w swoim życiu. Nie chciałam go stracić. Nasz związek był ciągłą niekończącą się walką o szczęście z ludźmi, którzy naszym się nie cieszyli. Może miałam dość zazdrosnych fanek wyzywających mnie, a tak naprawdę w ogóle nie znających. Na samą myśl o tym wszystkim robiło mi się ciężko, jednak dla niego, byłam gotowa to wszystko znosić.
          Weszłam do salonu, gdzie siedziała pozostała trójka naszego zespołu. Widząc mnie, ich twarze przybrały wymuszone uśmiechy. Maski, które miały coś zakryć.
- Co się stało? – spytałam i popatrzyłam kolejno na każdą z nich. Dziewczyny pokręciły jedynie głowami. – Och. Dajcie już spokój. Jesteśmy przyjaciółkami. Nie powinnyśmy mieć przed sobą tajemnic. – dodałam. – Macie mi powiedzieć, chociażby od tego zależało moje życie. – wymieniły się ze sobą spojrzeniami, a z twarzy poschodził uśmiech. Udawany uśmiech.
- Perrie to pewnie nic takiego. Zwykła fanka. – zaczęła Leigh.
- Słucham? Co się stało?! – w tej chwili zaczęłam się bać. Jade powoli schodząc z fotela, podeszła do mnie i podała mi codzienną londyńską gazetę.

Zayn Malik odnalazł w Los Angeles kogoś, dla kogo zerwie z Perrie?
Kilka dni temu Zayn Malik ze znanego na całym świecie zespołu One Direction, widziany był w towarzystwie pewnej uroczej blondynki. Znajomi przytulali się oraz obdarowywali uśmiechami. Czy to oznacza koniec Zerrie?

- To pewnie pomyłka. – wyszeptała Jesy. Dziewczyny patrzyły na mnie wyczekująco.
- Jeśli ona nie wie, że Zayn ma dziewczynę, chętnie jej to uświadomię. – powiedziałam. – Lecę do Los Angeles.
***

Tak więc rozdział dwunasty za nami. Naprawdę przepraszam za to, że tak dawno nic nie dodawałam, ale po prostu rozdział nie chciał mi wyjść. Może i miałam pomysł, ale nie chciał on ubrać się w słowa. Może powyższy tekst nie jest szczytem moich marzeń, ale też nie jest źle. Tak więc jeszcze raz przepraszam i dlatego macie taki mały bonus w postaci trzech perspektyw. Obiecuję, że następny pojawi się szybciej, a akcja powoli będzie się rozkręcała. A teraz taka mała wiadomość. Chodzi o to, że ja lubię Perrie, jestem jej fanką, oraz całego Little Mix, ale teraz wiele z Was pomyśli, że chcę ją w jakiś sposób obrazić. Oczywiście, nie. Pewnie wiele z osób zareagowało by podobnie, jakby przeczytała w gazecie coś o swoim chłopaku w towarzystwie innej dziewczyny. Mam nadzieję, że mi to jakoś wybaczycie. Dziękuję za to, że ze mną jesteście, pomimo, że dodaję rozdziały, jak dodaję, ale obiecuję, że to się w końcu zmieni. Na koniec chciałabym Was zaprosić na bloga, którego prowadzę razem z Moniką. Mam nadzieję, że wejdziecie i napiszecie co myślicie, a jeśli się Wam spodoba, dodacie się do obserwatorów, pozostając z nami na dłużej. Do następnego! :*


piątek, 10 maja 2013

Rozdział 11



*Oczami Chealsy


          Tak naprawdę nie wiem co jest powodem tego, że stoję bezczynnie w jednym i tym samym miejscu, zamiast zrobić chociażby jeden krok w przód. Czy można nazwać to najzwyczajniejszym w świecie strachem przed odrzuceniem, spowodowanym nieodwzajemnionymi uczuciami? A może po prostu wydaje mi się, że jest jeszcze za wcześnie na to, aby pójść o krok dalej i najlepszym rozwiązaniem na ówczesny dzień, jest pozostanie na tym samym etapie? Z drugiej jednak strony, ludzie tak naprawdę zaczynają poznawać się podczas spotykania ze sobą, gdyż właśnie na podstawie tego, następnie zadecydują, czy to w ogóle ma jakikolwiek sens.
          Oczywiście w moich wywodach mam na myśli nikogo innego, tylko Harrego Stylesa. Chłopaka o burzy brązowych loczków i pięknych zielonych tęczówkach, w których zatracam się za każdym razem, kiedy tylko w nie spojrzę. Kogoś, komu przy każdym uśmiechu na twarzy, pokazują się dołeczki, dodające dziecięcego uroku. Osobę, która swoim zachrypniętym głosem przyprawia mnie o szybsze tępo bicia serca. Osobę, która jednym, nawet najdelikatniejszym dotykiem, powoduje ciarki przeszywające całe moje ciało. Osobę, która jednym zniewalającym uśmiechem sprawia, że w moim brzuchu latają dziesiątki kolorowych motylków. Osobę, która w krótkim przeciągu czasowym, odwróciła mój świat do góry nogami.
          Zakochanie. Miłość. Dwa stany dopadające każdego człowieka, na różnych etapach życia, a o których mówienie w moim przypadku jest jeszcze przedwczesne.
          Stojąc pod jesionowymi drzwiami od domu chłopców, zaczęłam się wahać, czy do najlepszy pomysł na wizytę. Może pomyśli, że się mu narzucam. Pomyślałam, po czym od razu skarciłam się w myślach. Przecież jesteśmy dobrymi znajomymi i nic nie szkodzi na przeszkodzie spędzania wspólnie czasu. Biorąc głęboki oddech, szybko zapukałam do środka. Teraz już nie było odwrotu.
- O Chealsy! – przywitał mnie Niall z promiennym uśmiechem, który ozdabiał jego twarz. – Harry prawdopodobnie jest w swoim pokoju. – oznajmił mi, przepuszczając mnie przez próg. – Jakby coś, klucze są pod jedną z doniczek.  
- Macie dla siebie bardzo dużo czasu. – oznajmił Louis, zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć. – Pozostałą czwórką wychodzimy, więc nie będziemy wam przeszkadzać. – objaśnił i zabawnie poruszał brwiami.
- Tylko uważajcie na siebie. – dodał Liam, po czym z pozostałą trójką opuścili dom, a ja stałam jak wryta i powoli analizowałam każde wypowiedziane przez nich słowo.
          Stawiając kolejne kroki na drewnianych stopniach, byłam bliższa pokojowi kędzierzawego kolegi. Z upływem każdej kolejnej sekundy, coraz bardziej zaczynałam się wahać. Może jest zajęty, albo chce pobyć sam, skoro nie pojechał razem z przyjaciółmi? Jest też obca, że gdzieś wyszedł skoro Niall powiedział prawdopodobnie tam jest. 
          Lekko pukając do drzwi sypialni Harrego, czekałam na chociażby na pospolite słowo ,,proszę’’. Znudzona czekaniem, powoli uchyliłam drewniany drzwi, w celu sprawdzenia czy ktokolwiek tam jest.

          Widząc to, co odsłoniły mi drzwi, stanęłam jak wryta. Naprzeciw mnie stał półnagi Harry, całujący się z jakąś dziewczyną z nienagannie wyrzeźbionym ciałem i brązowymi włosami, sięgającymi jej za ramiona. Patrzyłam jak chłopak obejmuje ją swoimi umięśnionymi ramionami. Ich pocałunek przepełniała namiętność.
          Nie wiedziałam co mam zrobić. Poczułam ukłucie w okolicach serca i łzy cisnące mi się do oczu, którym nie mogłam pozwolić popłynąć, zarówno tu, jak i w każdym innym miejscu. To by była oznaka mojej słabości. Zresztą nic takiego się nie stało. Nie byliśmy dla siebie nikim ważnym, tylko zwykłymi znajomymi. Nic więcej nas nie łączyło.
          Starając się nie robić zbędnego hałasu, powoli zamknęłam za sobą drzwi do pokoju kędzierzawego, a następnie zbiegając po schodach znalazłam się w przedpokoju, który równie szybko jak piętro, opuściłam. Wychodząc na świeże powietrze, puściłam się biegiem w stronę swojego domu.
          Leżąc na łóżku w swoim pokoju, ślepo wpatrywałam się w sufit. Starałam się nie myśleć o Harrym i o tym, co zobaczyłam. Wystarczył mi ból serca i lekka zazdrość o chłopaka. Grobową ciszę przerwało delikatne pukanie, a następnie skrzypot drzwi. Słyszałam kroki, które z każdą chwilą stawały się coraz głośniejsze.
- Chealsy? Co się stało? – spytała Rosalie, siadając obok mnie. Spojrzałam na nią swoimi smutnymi oczyma, a ona bez dalszych pytań i zbędnych słów przytuliła mnie do siebie.
- Nie wiem co ja sobie myślałam. Przecież taka dziewczyna jak ja, nie była by dla kogoś takiego jak on wysączająco dobra. Harry jest gwiazdą, a ja zwykłą dziewczyną, niczym nie wyróżniającą się z tłumu. – po upływie paru minut. postanowiłam coś powiedzieć.
- Nawet tak nie mów! – skarciła mnie blondynka. – Jesteś kimś więcej niż zwyczajną osobą. Jesteś ładna, mądra, zabawna i masz dobre serce. Kto wie, co by się ze mną stało gdyby nie ty. – dodała. – Zresztą Harry na pewno to dostrzeże. – oznajmiła i uśmiechnęła się lekko.
- A jak tam z Zaynem? – spytałam, aby zmienić temat. Rosalie momentalnie posmutniała. – A tobie co? – zadałam kolejne pytanie, kładąc jej rękę na ramieniu.
- Pamiętasz ostatnią imprezę u nas w domu? – spytała. Cały czas patrząc na nią, lekko skinęłam głową. – Kiedy poszłam na chwilę do swojego pokoju, przyszedł do mnie Zayn. – blondynka zatrzymała się na chwilę, po czym biorąc głęboki oddech, kontynuowała dalej. – Powiedział mi, że mu znów zależy i mnie pocałował. – dziewczyna przeczesała prawą ręką swoje blond włosy ułożone w fale.
- Tobie też na nim zależy, prawda? – spytałam ją po chwili namysłu.
- Co z tego? Przecież on ma dziewczynę, a ja nie chcę niczego niszczyć. Już tak czuję się wystarczająco źle. – odpowiedziała zrezygnowana.
- Będzie dobrze. – powiedziałam i przytuliłam Ros do siebie. – Wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz.
- Mam nadzieję. – odpowiedziała i popatrzyła na okno. – Tak w ogóle przyszłam ci powiedzieć, że wybieramy się z chłopakami znów na plażę.
- Nie chcę jechać. Nie chcę widzieć Harrego. To zbyt wiele mnie kosztuje. – oznajmiłam.
- To tak jak ja Zayna. Boję się naszego spotkania, jednak nie możemy się chować. Kto wie, czy coś co dzisiaj się wydarzy, nie będzie jedną z piękniejszych chwil w naszym życiu. – popatrzyła na mnie wyczekująco.
- Mam nadzieję, że nie pożałuję swojej decyzji. – odpowiedziałam, a dziewczyna mnie przytuliła, jednocześnie mówiąc jak to będzie fajnie.

           Podczas gdy reszta odbijała piłkę ma drugim końcu plaży, albo poszła na spacer, siedziałam z Harrym na zimnym już piasku, przy powoli wygasającym ognisku. Cały czas czułam jego obecność. Nasze ramiona stykały się ze sobą. Jednak żadne nie miało zamiaru się odezwać. Przerwać przytłaczającej ciszy. Oboje ślepo patrzyliśmy przed siebie, w stronę morza, pogrążeni we własnych rozmyśleniach.
- Coś się stało? – drugi raz dzisiejszego dnia, usłyszałam to samo pytanie. Dźwięk jego ochrypłego głosu sprawił, że moje ciało przeszyły ciarki. – Chłopcy powiedzieli mi, że przyszłaś dzisiaj do nas. – oznajmił. – Do mnie. – dodał po chwili, znacznie ciszej. Poczułam podmuch wiatru, uderzający bezpośrednio o moją twarz i delikatnie rozwiewający moje długie, blond włosy. – Czy to prawda? – zapytał po chwili, wciąż patrząc w jeden i ten sam punkt.
- Tak, to prawda. – oznajmiłam. – Przyszłam dzisiaj w południe do was do domu, do ciebie. Tak po prostu, bez żadnego powodu. Jednak ty byłeś zajęty. – przeniosłam swój wzrok na chłopaka. – Nie chciałam ci przeszkadzać. – dodałam, przyglądając się jemu lewemu profilowi.
          Harry przez dłuższą chwilę nie odezwał się ani słowem. Biorąc głęboki wdech, wypuściłam powietrze ze świstem i spuszczając wzrok, podciągnęłam nogi pod klatkę piersiową i obejmując je, oparłam swoją brodę na kolanach.
- To nie jest moja dziewczyna. – powiedział. – Nic mnie z nią nie łączy. – na dźwięk jego słów, gwałtownie podniosłam głowę i spojrzałam na chłopaka.
          Patrzył na mnie. W jego zielonych oczach widać było troskę, czułość i nieukrywaną nadzieję, że uwierzę w jego słowa. Delikatnie przeczesałam lewą ręką, moje blond włosy.
- Całowaliście się. Nie możesz mówić, że cię z nią nic nie łączy. – powiedziałam. – Zresztą to nie jest moja sprawa. Jesteśmy tylko dobrymi znajomymi. Nic więcej. – dodałam i uśmiechając się do chłopaka blado, odwróciłam od niego wzrok. W tym momencie poczułam jak moje serce pękło na milion kawałków. Chciałam go przytulić i uwierzyć w każde jego słowo, ale nie mogłam. Coś mnie powstrzymywało. Tym czymś był rozum.
- Skoro mówisz, że to nie twoja sprawa, to czemu jesteś na mnie zła? Czemu się nie uśmiechasz? – usłyszałam nad sobą głos szatyna. Nawet nie zauważyłam kiedy wstał.
- Nie jestem na ciebie zła, a to, że się nie uśmiecham to może oznacza, że mam zły dzień, albo źle się czuję. – odpowiedziałam, jednocześnie podnosząc się z piasku.
- Coś cię boli? – chłopak stanął naprzeciw mnie, patrząc na mnie tymi zielonymi tęczówkami, które tak bardzo pokochałam. Tak. Boli mnie serce.
- Nie, nic mi nie jest. To był tylko przykład. – objaśniłam chłopakowi i już miałam go wyminąć, lecz kędzierzawy chwytając mnie za nadgarstek, powstrzymał mnie.
- Chels. – powiedział błagalnie. – Może nie znamy się zbyt długo, ale widzę, że coś ci się stało. Możesz mi powiedzieć. Zaufać. – oznajmił i pogładził mój policzek.
- Wiem Harry i na pewno gdyby coś takiego się stało, powiedziałabym ci. A teraz z racji tego, że jesteśmy na plaży, korzystajmy z jej uroków. – powiedziałam i puszczając chłopakowi oczko, ruszyłam w kierunku morza.
- Chealsy! – usłyszałam głos chłopaka. Delikatnie odwróciłam się do niego przodem. – Chyba nie zamierzasz iść popływać beze mnie. – powiedział i podbiegając do mnie, chwycił mnie za rękę. – Gotowa? – spytał, a ja kiwnęłam głową.
           Po raz pierwszy dzisiejszego dnia, czułam się szczęśliwa. Może i w dalszym ciągu, bolało mnie to, co zobaczyłam dzisiejszego południa, jednak jego obecność koiła wszystkie rany. Sprawił, że na mojej twarzy namalował się mimowolny uśmiech i za żadne skarby nie chciał z niej zejść.
          Powoli niebo przyodziała gruba warstwa ciemnych, deszczowych chmur, a fale przybrały na sile. Chwilę później z góry, zaczęły spływać pierwsze krople, których z każdym ułamkiem sekundy przybywało.
- To co? Wychodzimy?! – spytał Harry, stojąc w pewnej odległości ode mnie. Kiwnęłam tylko głową. Chłopak jedynie uśmiechnął się do mnie i zaczął iść w kierunku brzegu. Biorąc z niego przykład, uczyniłam podobnie.

          Nagle poczułam uderzenie, spowodowane przypływem ogromnej fali. Z początku myślałam, że to nie jest nic złego, że zaraz będę mogła znów wypłynąć na powierzchnię. Jednak okazało się inaczej. Zaczęłam machać bezradnie nogami oraz rękoma, broniąc się przed wciągającym mnie morzem, Jednak na nic się to zdało. Czułam jak uchodzą ze mnie resztki nabranego wcześniej powietrza, a z nim siła. Poczułam tą bezsilność, a następnie lekkość, a zarazem ciężkość w głowie.
***


Cześć :* Na samym początku bardzo dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem. Jest mi z tego powodu bardzo miło, że Wam się spodobało. Wiem, że jak na mnie, zbyt szybko dodaję ten rozdział, jednak możecie traktować to jako rekompensatę, że na dziesiąty musiałyście tak długo czekać. Szczerze powiedziawszy pomysł na rozdział bardzo mi się podoba, jednak to jak opisałam go słowami, już nie za bardzo, a w szczególności końcówka. Ale cóż, nie wszystko zawsze idzie po mojej myśli. Rozdział dedykuję Monice, która wierzy we nie bardziej niż cała moja rodzina. Dziękuję Ci za to! ;* Tak więc obiecuję Wam, że następny postaram się dodać już niedługo i takie małe pytanie na koniec. Czy jak bym zaczęła pisać jeszcze jednego bloga, czytałby go ktoś? Mam też prośbę. Niech każdy kto przeczyta, to zostawi po sobie jakiś ślad, chociażby kropkę. Chce wiedzieć ilu Was tutaj jest. Miłego weekendu :* Kocham Was! :)

niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 10




*Oczami Zayna

          Jest przyjaźń i nic poza tym. Ale czy mi to naprawdę pasuje? Tak, bo to co było, to przeszłość i nic więcej. A może ja sobie tak tylko wmawiam, żeby było łatwiej?
          Czemu ona znów pojawiła się na mojej drodze? Czemu znów sprawiła, że wszystkie moje myśli poświęcone są tylko jej? Czemu sprawia, że jest jedynym obiektem zainteresowania? Wystarczy jedno spojrzenie w jej cudne brązowe oczy, by stracić się kompletnie w ich głębi. Jeden najmniejszy dotyk, sprawia, że przeszywa mnie dreszcz. Jeden jej uśmiech wystarczy, bym zrozumiał czy do szczęścia nic mi więcej nie potrzeba, prócz niej. Ale czy to długotrwałe uczucie?
          Usłyszawszy głos Liama, informujący mnie, że wychodzimy, ostatni raz uśmiechnąłem się do swojego lustrzanego odbicia. Opuściłem łazienkę i szybko zbiegając po krętych schodach, stanąłem w dużym przedpokoju, gdzie czekała na mnie czwórka moich przyjaciół.
- Więc? – spytał Louis, podnosząc jedną brew do góry i spoglądając na każdego z nas.
- Idziemy. – odpowiedział Liam, a my mu przytaknęliśmy.
          Stając pod mahoniowymi drzwiami, po przyciśnięciu dzwonka, czekaliśmy, aż któraś z dziewczyn nam otworzy. Każda sekunda dłużyła mi się w nieskończoność, w końcu za chwilę miałem zobaczyć Rosalie. Bałem się, że pod wpływem impulsu, zrobię coś głupiego. Coś czego będę potem żałował, lub coś co zmieni moje życie. Nie wiedziałem, czy uda mi się powstrzymać przed powiedzeniem jej co prawdopodobnie do niej czuję, czy pocałowaniem jej.
          Moją walkę z myślami i pojawiającym się, jeden za drugim, scenariuszem dzisiejszego wieczoru, przerwała Jessica, która z uśmiechem przywitała nas i przepuściła przez próg. Całą szóstką przeszliśmy do salonu, gdzie siedziała pozostała trójka dziewcząt. Po przywitaniu się z nimi, przyszedł czas na zabawę.
Z każdą kolejną sekundą czułem się coraz lepiej. Alkohol, który zawładnął moim ciałem i umysłem sprawiał, że stawałem się bardziej rozluźniony, pozbawiony zmartwień. Rozglądnąłem się po średniej wielkości salonie, kolejno popatrzyłem się po swoich towarzyszach, jednak moją uwagę przykuło towarzystwo siedzące na fotelu. Siedziały tam Scarlett i Rosalie, które głośno śmiały się z dowcipów opowiadanych przez Louisa.
          W pewnym momencie, nasze spojrzenia się spotkały. Lekko uśmiechnąłem się w stronę blondynki, co odwzajemniła, następnie szybko spuszczając wzrok. Wypowiadając kila słów do dwóch towarzyszących ich osób, wstała z fotela i pośpiesznie udała się ku wyjściu.
          Iść za nią? Nie, chyba nie ma potrzeby. A jeśli coś się jej stało? Nie, raczej nie. W tym momencie zacząłem szukać, jakiegoś powodu, by za nią pójść. Nie obchodziło mnie jej zdanie, czy by sobie życzyła moją obecność, tylko po prostu chciałem być blisko niej. Zachowywałem się jak samolub. Rozpieszczona gwiazdeczka.
          Powoli wszedłem na piętro i udałem się prosto do pokoju Rosalie. Bez pukania wszedłem do środka. Zauważyłem stojącą do mnie tyłem, postać blondynki. Powoli podszedłem bliżej. Poczułem piękną woń jej perfum, których w dalszym ciągu nie zmieniła.
- Wszystko w porządku? – spytałem. Na dźwięk moich słów, Ros gwałtownie odwróciła się do mnie przodem. – Przepraszam, że cię wystraszyłem.
- Tak, wszystko dobrze. – odpowiedziała i lekko się do mnie uśmiechnęła.
          Zapadła cisza, której żadne z nas nie zamierzało przerwać. Ona patrzyła w moje oczy, a ja w jej, w których kompletnie się zatraciłem. Do mojej głowy napłynęły kolejne wspomnienia z Londynu, za którym tęskniłem, związane z blondynką. Były to jedne z piękniejszych, jakie kiedykolwiek zdarzyły się w moim życiu. Chwile, których wspomnienia nie opuszczały mnie przez pewien okres na krok. Chwile, które stanowiły dla mnie pewną inspirację.
- Zayn, słuchasz mnie w ogóle?! – spytała mnie Rosalie.
- Co? Mówiłaś coś? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Tak. Spytałam tylko, czy i ty dobrze się czujesz. – poinformowała mnie blondynka.
- Nie, czuję się źle. – odpowiedziałem. – Jednak kiedy jesteś przy mnie, od razu to się zmienia. – dodałem i lekko przygryzłem dolną wargę. Rosalie na dźwięk moich słów otworzyła szerzej oczy.
- Jesteś pijany. – skomentowała. Już miała mnie wyminąć, lecz uniemożliwiłem jej to, chwytając ją za rękę.
          Rozpocząłem walkę. Sam ze sobą. W mojej głowie biły się ze sobą dwa głosy. Pożądanie ze zdrowym rozsądkiem, przeplatającym się z głosem sumienia, który przypominał mi o Perrie. Mojej ówczesnej dziewczynie, która przecież nie jest mi obojętna. A może powinienem powiedzieć, nie była? Niczego nie byłem teraz pewien, tak jak tego, że zależy mi na Rosalie, jeszcze bardziej niż wcześniej. A może to był mój kaprys?
          Spojrzałem na blondynkę, która spojrzała na mnie ze strachem.
- Nie rób nic, czego będziesz potem żałował. – wyszeptała. Stanąłem przed nią tak, że znów patrzyliśmy sobie twarzą, w twarz.
- Dam ci spokój, jeśli wyjaśnisz mi, czemu ty to robisz! – powiedziałem podniesionym głosem.
- Ale o co ci chodzi?! – spytała prawie, że krzycząc.
- O to, że każdego dnia, odkąd się spotkaliśmy po tak długiej rozłące, tylko ty zajmujesz miejsce w mojej głowie. Moja każda, nawet najmniejsza myśl poświęcona jest wyłącznie tobie. Cały czas widzę twoją delikatną twarz, duże, brązowe oczy, w których niemalże zawsze się zatracam i usta, które niegdyś łączyły się z moimi. – powiedziałem i delikatnie przejechałem palcem, po dolnej wardze dziewczyny, która cały czas stała w bezruchu. – O to, że teraz nie liczy się dla mnie nikt inny, tylko ty. O to, że pociągasz mnie jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. – dokończywszy ostatnie zdanie, na chwilę się zatrzymałem i biorąc głęboki oddech, postanowiłem wyrzucić wszystko co leży mi na sercu. – I o to, że muszę ze sobą walczyć, tylko by powstrzymać się przed tym. – dodałem i namiętnie wpiłem się w usta dziewczyny.
          Rosalie z początku próbowała mnie odepchnąć, jednak za wszelką cenę starałem się jej to nie umożliwić. Po chwili odpuściła. Chwyciła mnie jedną ręką za kark, a drugą błądziła po moich czarnych włosach. Ja za to położyłem jedną rękę na jej policzku, a drugą na tali. Nasz pocałunek stawał się coraz szybszy i namiętniejszy. Nie mogłem się jej oprzeć. Tak bardzo za tym tęskniłem. Za jej pocałunkami i jej osobą. Ignorując całkowicie głos sumienia, kompletnie zatraciłem się w tej jednej chwili, w której oboje tkwiliśmy. Coś trzymało mnie przy niej. Coś co kazało nie rezygnować i podjąć walkę o jej serce. Nie obchodziło mnie, że ktoś może tutaj wejść i nakryć nas.
          Po upływie czasu, nasze usta się rozdzieliły. Spojrzałem na dziewczynę, która wlepiła swoje spojrzenie w podłogę. Delikatnie chwytając za jej podbródek, podniosłem jej twarz, aby uzyskać kontakt wzrokowy. Kiedy tak się stało, po jej policzku spłynęła łza, którą szybko starłem.
- Nie możemy. – odpowiedziała. – Masz dziewczynę, która cię kocha, a ty kochasz ją. – dodała i dotykając mojego policzka, spojrzała w moje oczy i wybiegła z pokoju.
Podszedłem do łóżka, gdzie usiadłem i schowałem twarz w dłonie. Cholera pomyślałem.
- Cholera! – tym razem krzyknąłem. Teraz dopiero doszło do mnie, co najlepszego zrobiłem. Znów ją zraniłem.
***

Cześć ;* Bardzo, ale to bardzo Was przepraszam, że tak długo musiałyście czekać na ten rozdział, ale dodałabym go wcześniej, gdyby nie laptop, który mi się zepsuł. Miałam tam napisany dobry moim zdaniem rozdział z perspektywy Chealsy i teraz jestem na siebie zła, że nie zapisałam go gdzieś jeszcze. Jednak mam nadzieję, że może uda mi się go jakoś uratować, dlatego ten rozdział napisałam z perspektywy Zayna. Teraz przynajmniej wiecie co czuje do głównej bohaterki. Chciałabym ten rozdział zadedykować wszystkim moim czytelnikom, którzy pomimo tak dużych odstępów, nadal mnie nie opuścili. Kocham Was :*