środa, 29 maja 2013

Rozdział 12

*Oczami Jessicki
          Wracając brzegiem morza, spoglądaliśmy na niebezpieczne ruchy wody. Morze podczas trwania takiej pogody, było niezwykle niebezpieczne. Zanurzenie się mogło spowodować nawet utratę życia. Czułam jak zimne powietrze uderzało o moją twarz, na której także rozbijały się krople deszczu, z każdą kolejną sekundą przybierające na sile.
          Przez całą drogę, która wcale nie była długa, ani jedno z nas nie odezwało się słówkiem. Mogły to być skutki, przygnębiającej pogody, która sporadycznie, zaszczycała nas swoją obecnością. Będąc już nieopodal ogniska, a raczej miejsca, gdzie go rozpaliliśmy, Liam stanął jak wryty, zatrzymując tym całą resztę.
- Co się stało? – spytał Niall, stając obok niego i spoglądając na wyraz twarzy swojego przyjaciela.
- Patrzcie. – powiedział i gestem ręki wskazał w stronę kalifornijskiego morza. Wszyscy jak na zawołanie spojrzeliśmy w tamtą stronę. Mogliśmy zaobserwować walkę Harrego z rozbijającymi się falami. Mimo, że to było przy samym brzegu, to i tak droga sprawiała trudności. Kędzierzawy trzymał w swoich ramionach Chealsy. – Coś się stało. – stwierdził Liam przybierając poważy ton głosu i szybko udał się w stronę szatyna. Nie czekając długo ruszyliśmy za nim.
- Co jest? – spytał Zayn, kiedy Harry przybiegł do miejsca, gdzie przedtem paliło się ognisko. Styles ignorując pytanie, prędko położył ciało Chealsy na zimny piasek.
- Co jej się stało?! – spytała Rosalie, przyklękając przy kucającemu nad nieprzytomną blondynką, chłopakowi.
- Weszliśmy do wody,  zanim zrobiła się taka pogoda. – zaczął Harold i spojrzał ku niebu. – Chwilę się powygłupialiśmy, pobawiliśmy jak małe dzieci. Kiedy zaczęło się chmurzyć i powoli pokropywać, stwierdziliśmy, że wychodzimy. – powiedział. Spojrzał kolejno na każde z nas, zaczynając od Ros, a kończąc na Liamie. Na chwilę zawahał się. Widziałam jak w jego oczach zbierają się łzy. – W tedy to się stało. Przypłynęła duża fala i uderzając o Cheals, wciągnęła ją pod wodę. – dokończył, łamiącym się głosem.
          Liam siadając z drugiej strony, pochylił się nad naszą przyjaciółką. Udrożniając drogi oddechowe, przyłożył swoje lewe ucho do jej twarzy. Przez kilka sekund, które ciągły się w nieskończoność jednocześnie obserwował klatkę piersiową dziewczyny.
- Nie oddycha. – powiedział. Wszyscy popatrzyliśmy się po sobie. Rosalie momentalnie zaniosła się płaczem. Widząc to, Zayn podszedł bliżej i przytulił ją do siebie. Nie protestowała, bo teraz myślała tylko o życiu naszej przyjaciółki, które wisiało na włosku.
          Poczułam jak do oczu napływają mi łzy, jak spływają po policzkach, tworząc na nich dwa gorzkie strumyki. Słyszałam jedynie szum wiatru, przybierającego na intensywności, przeplatającego się ze szlochem Harrego i płaczem Rosalie, pocieszanej przez Zayna oraz głosem Nialla, wzywającego przez telefon pomoc medyczną. Patrzyłam jak Liam przystępuje do masażu serca dziewczyny, które przestało bić. Byłam świadkiem jak wygasało życie kogoś, kto był dla mnie jedną z ważniejszych osób. Wygasało? A może ono już wygasło? Nie. Jeszcze była nadzieja, która nie mogła nas opuścić. To właśnie ona umiera ostatnia.
          Po kilkunastu minutach, na plaży zjawiło się pogotowie. Szybko położyli blondynkę na noszach i przenieśli do karetki.
- Mogę z nią jechać? – spytał Harry, zarówno nas, jak i lekarzy. Rosalie, podnosząc głowę z klatki piersiowej Zayna, do której była przytulona, lekko kiwnęła w moją stronę głową.
- A kim pan dla niej jest? – odpowiedział pytaniem, na pytanie jeden z ratowników.
- Chłopakiem. – odpowiedziałam, widząc jeszcze większy strach na twarzy kędzierzawego. – On jest jej chłopakiem. – powtórzyłam, tym razem pełnym zdaniem. Lekarz tylko skinął głową i wskazał Harremu, aby zanim poszedł.
          Wszystkich spojrzenia skierowane cały czas były w stronę karetki, która jak szybko pojawiła się na plaży, tak odjechała.
- Jedziemy za nimi. – zarządził Liam, a my mu przytaknęliśmy. Szybko wyzbieraliśmy nasze rzeczy, leżące na piasku i już kierowaliśmy się w stronę samochodu, zaparkowanego zaraz obok wyjścia z plaży, kiedy nagle zatrzymała się Rosalie.
- Czekajcie! – krzyknęła, powodując tym, że wszystkie pary oczu, spojrzały na nią.
- Co się stało? – spytał Zayn z nieukrywaną troską w głosie.
- Nie możemy przecież pojechać bez Scarlett i Louisa. – oznajmiła. Faktycznie, przez to całe zajście, nikt nie zwrócił uwagi, że ta dwójka jeszcze nie wróciła.
- Dobra, więc plan jest taki. – zaczął Liam. – Niall i dziewczyny, pojedziecie do szpitala, a my z Zaynem poszukamy ich i jak tylko się znajdą, też tam przyjedziemy.
          Warunki na drogach były tragiczne. Deszcz stawał się coraz intensywniejszy. Przez cały czas, odkąd wyjechaliśmy z plaży, pośpieszałam Nialla, co było niemądre z mojej strony, ale martwiłam się o moją przyjaciółkę. Jednak nie chciałam aby nam też się coś stało.
- Nie odbiera. – oznajmiła Rosalie z nutką rezygnacji w głosie. Odwróciłam się do tyłu i spojrzałam na zdenerwowaną blondynkę.
- A jeśli coś się stało? – spytałam nagle, wracając do poprzedniej pozy. – Co jeśli ona…
- Przestań Jessica! – przerwał mi Niall, spoglądając na mnie. – Nie możesz tak myśleć. Sama powiedziałaś, że nie powinno tracić się nadziei. Ona umiera ostatnia. – przytoczył mi moje słowa i znów spoglądnął na jezdnię.
          Po upływie parunastu minut, dłużących się w nieskończoność, dojechaliśmy na miejsce. Razem z Rosalie wybiegając z samochodu, udałyśmy się pędem w stronę szpitala. Przechodząc przez szklane drzwi, podeszłyśmy pod informację.
- Przepraszamy, wie może pani, gdzie leży dziewczyna, która się podtopiła? – spytałam, a pielęgniarka wpisując coś w komputer, chwilę później spojrzała na nas.
- W sali 104. Na drugim piętrze, w skrzydle po prawej. – odpowiedziała. Wówczas obok nas pojawił się Niall. Podziękowaliśmy i ruszyliśmy we wskazanym nam kierunku.
          Wchodząc schodami na kolejne piętro, tam, gdzie znajdowała się nasza przyjaciółka, moje serce zaczęło szybciej bić. Bałam się, że usłyszę coś, co zmieni nasze życie. Coś czego już się nie cofnie.
- Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. – powiedział Niall, widząc malujący się strach na mojej twarzy. Delikatnie objął mnie swoim umięśnionym ramieniem.
- Mam taką nadzieję. Dzięki Nialler. – odpowiedziałam, a chłopak lekko się uśmiechnął.
          Naprzeciwko drzwi, znajdował się długi, obity białą skórą fotel, na którym siedział Harry. Twarz schowaną miał w rękach. Szybko podeszliśmy do niego.
- Już wszystko dobrze. – odpowiedział, podnosząc twarz i spoglądając na nas. Najwidoczniej słyszał nasze kroki. W jego oczach pojawiły się dwie małe iskierki, oznaczające radość. Zresztą nie tylko u niego. Słysząc to, co przekazał nam kędzierzawy, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. – Jednak lekarz prosił, żeby dzisiaj do niej nie wchodzić, między innymi, że potrzebuje jeszcze odpoczynku.

*Oczami Harrego

          Nie mogłem spać. Nie mogłem pogodzić się z nawet tak prostą rzeczą, jak to, że chłopcy zdołali mnie namówić abyśmy wszyscy wrócili na noc do domu i pojechali do niej z samego rana. Bałem się, że może coś się zmienić. Nie wiedziałem co mogła pokazać ta noc, w końcu życie jest nieprzewidywalne, co czyni go brutalnym.
          Odrzucając na bok kołdrę, podszedłem do okna. Po szybie spływały małe kropelki, jedyne pozostałości po dzisiejszym deszczu. Popatrzyłem na wyświetlacz zegarka stojącego przy moim łóżku, aczkolwiek dobrze widzianego z punku, w którym stałem. Wskazywał kilka minut po północy. Nie mogłem dłużej czekać. Wyciągnąłem z szafy czyste ubranie i idąc z nim do swojej łazienki, nałożyłem je na siebie.
Wracając do swojego pokoju, zabrałem telefon leżący obok zegarka i najciszej jak tylko mogłem wyszedłem ze swojego pokoju. Zszedłem po schodach jak najszybciej umiałem i otwierając drzwi, wyszedłem na świeże powietrze.
          Wsiadając do jednego z pojazdów, zaparkowanych na naszym podjeździe, odpaliłem szybko silnik i ruszyłem w drogę. Słuchając radia, jechałem pośród wielu domów rozmieszczonych na wzgórzu Hollywood. Żadne ze świateł się nie paliło. Obserwowałem, jak wszyscy pochłonięci byli błogim snem.
          Po kilkunastu minutach drogi, dojechałem pod szpital. Parkując samochód, jak tylko najbliżej się dało, wysiadłem z pojazdu i udałem się w stronę dwupiętrowego budynku. Powoli mijając kobietę dyżurującą na informacji, pochłoniętą rozmową z jednym z lekarzy, po cichu udałem się ku schodom. Wychodząc na drugie piętro, starałem zachowywać się bezszelestnie. Na miejscu sprawdziłem, czy nikogo nie ma w pobliżu. Kiedy już to zrobiłem, szybko udałem się w stronę prawego skrzydła.
          Stojąc pod drzwiami sali 104, biorąc głęboki oddech, powoli uchyliłem drzwi. Na moje nieszczęście, po pomieszczeniu rozniósł się ich skrzypot. Przeklinając się w myślach, przez chwilę zawahałem się. Raz kozie śmierć. Pomyślałem. Powoli przeszedłem przez próg i zamykając za sobą drzwi spojrzałem w stronę łóżka, gdzie leżała Chealsy.
- Harry? – spytała. – Co tu robisz? – zadała kolejne pytanie, powoli podnosząc się z szpitalnego łóżka. Dziewczyna lekko przesunęła się w bok, robiąc mi miejsce. Powoli i delikatnie usiadłem obok niej.
- Nie mogłem spać. – odpowiedziałem. – Cały czas myślałem o tobie. – dodałem, patrząc w jej niebieskie oczy. – Przepraszam Chealsy.
- Daj spokój. Nie przepraszaj mnie, to był wypadek. – weszła mi w słowo. Dziewczyna obdarzyła mnie lekkim uśmiechem.
- Ale mogło coś ci się stać. Mogłaś umrzeć. – dopowiedziałem, głośniejszym tonem wypowiedzi.
- Mogłam i byłam bardzo bliska tego, ale dzięki tobie nic mi się nie stało. Dziękuję Harry. – powiedziała i pocałowała mnie lekko w policzek. Poczułem jak oblewa mnie delikatny rumieniec.
- Nie wracajmy do tego. – powiedziałem i uśmiechnąłem się w jej stronę. Blondynka przytaknęła mi.
          Spędzając niecałą godzinę na rozmowie, zaczęliśmy się robić senni. Powoli wstając z łóżka, miałem zamiar podejść do małego fotela, tuż przy oknie.
- Dokąd idziesz? – spytała mnie Chealsy, chwytając za dłoń.
- Spokojnie, nie zostawię cię. – odpowiedziałem i spojrzałem w stronę fotela. Dziewczyna, pokręciła przecząco głową i powoli posuwając się do tyłu, pokazała mi abym położył się obok niej. – Serio tego chcesz? – spytałem, uśmiechając się szeroko, ukazując przy tym moje dołeczki.
- Myślę, że nic mi nie zrobisz. – odpowiedziała, a jej twarz przykrył delikatny uśmiech. Powoli położyłem się obok i przytulając dziewczynę do siebie, pocałowałem ją w czoło. – Dobranoc Harry. – wyszeptała, patrząc w moje oczy.
- Dobranoc. – odpowiedziałem. – Kolorowych snów ze mną. – dodałem, a dziewczyna lekko się zaśmiała.

*Oczami Perrie

          Może i otaczały mnie moje najbliższe przyjaciółki, czy rodzina, którą stałam się odwiedzać w każdej wolnej chwili, jednak brakowało mi czegoś, a raczej kogoś.
          Tęskniłam za Zaynem, który każdego dnia powtarzał mi, że jestem piękna taka jaka jestem, a także, że kocha mnie najbardziej na świecie. Też go kochałam, w końcu był moim drugim chłopakiem i tym jedynym, którego każdy z nas stara się znaleźć w swoim życiu. Nie chciałam go stracić. Nasz związek był ciągłą niekończącą się walką o szczęście z ludźmi, którzy naszym się nie cieszyli. Może miałam dość zazdrosnych fanek wyzywających mnie, a tak naprawdę w ogóle nie znających. Na samą myśl o tym wszystkim robiło mi się ciężko, jednak dla niego, byłam gotowa to wszystko znosić.
          Weszłam do salonu, gdzie siedziała pozostała trójka naszego zespołu. Widząc mnie, ich twarze przybrały wymuszone uśmiechy. Maski, które miały coś zakryć.
- Co się stało? – spytałam i popatrzyłam kolejno na każdą z nich. Dziewczyny pokręciły jedynie głowami. – Och. Dajcie już spokój. Jesteśmy przyjaciółkami. Nie powinnyśmy mieć przed sobą tajemnic. – dodałam. – Macie mi powiedzieć, chociażby od tego zależało moje życie. – wymieniły się ze sobą spojrzeniami, a z twarzy poschodził uśmiech. Udawany uśmiech.
- Perrie to pewnie nic takiego. Zwykła fanka. – zaczęła Leigh.
- Słucham? Co się stało?! – w tej chwili zaczęłam się bać. Jade powoli schodząc z fotela, podeszła do mnie i podała mi codzienną londyńską gazetę.

Zayn Malik odnalazł w Los Angeles kogoś, dla kogo zerwie z Perrie?
Kilka dni temu Zayn Malik ze znanego na całym świecie zespołu One Direction, widziany był w towarzystwie pewnej uroczej blondynki. Znajomi przytulali się oraz obdarowywali uśmiechami. Czy to oznacza koniec Zerrie?

- To pewnie pomyłka. – wyszeptała Jesy. Dziewczyny patrzyły na mnie wyczekująco.
- Jeśli ona nie wie, że Zayn ma dziewczynę, chętnie jej to uświadomię. – powiedziałam. – Lecę do Los Angeles.
***

Tak więc rozdział dwunasty za nami. Naprawdę przepraszam za to, że tak dawno nic nie dodawałam, ale po prostu rozdział nie chciał mi wyjść. Może i miałam pomysł, ale nie chciał on ubrać się w słowa. Może powyższy tekst nie jest szczytem moich marzeń, ale też nie jest źle. Tak więc jeszcze raz przepraszam i dlatego macie taki mały bonus w postaci trzech perspektyw. Obiecuję, że następny pojawi się szybciej, a akcja powoli będzie się rozkręcała. A teraz taka mała wiadomość. Chodzi o to, że ja lubię Perrie, jestem jej fanką, oraz całego Little Mix, ale teraz wiele z Was pomyśli, że chcę ją w jakiś sposób obrazić. Oczywiście, nie. Pewnie wiele z osób zareagowało by podobnie, jakby przeczytała w gazecie coś o swoim chłopaku w towarzystwie innej dziewczyny. Mam nadzieję, że mi to jakoś wybaczycie. Dziękuję za to, że ze mną jesteście, pomimo, że dodaję rozdziały, jak dodaję, ale obiecuję, że to się w końcu zmieni. Na koniec chciałabym Was zaprosić na bloga, którego prowadzę razem z Moniką. Mam nadzieję, że wejdziecie i napiszecie co myślicie, a jeśli się Wam spodoba, dodacie się do obserwatorów, pozostając z nami na dłużej. Do następnego! :*


6 komentarzy:

  1. O Boże odetchnęłam z ulgą dobrze że Chealsy nic nie jest, masz szczęście!
    Bo wiesz wiem w jakim mieście mieszkasz z adresem nie będzie trudno, namierzę Ci przez numer telefonu :D
    Będzie grubo, Perrie w LA, ja już chce to przeczytać!
    Ale myślę że sobie wszystko z Rosalie wyjaśnią i nie dojedzie do rękoczynów :P
    Widać że Harry czuję coś do Chealsy, a ona do niego! Niech ta miłość kwitnie ;D
    Czekam na następny ;))
    Pozdrawiam,
    M.

    Wiesz ja tam mogę wpaść i zaobserwować tego bloga, no ale nie wiem czy będę czekać z niecierpliwością na rozdziały, przecież w połowie będę je pisać :D
    Hehe to taki żarcik na koniec :P
    Przepraszam ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć!

    Jeju, Ada, od czego mogę zacząć, podpowiesz mi? Nigdy nie wiem...
    HMMM, dziękuję za Twój komnetarz, wiedz, że Twoje komntarze, nawet te najkrótsze, motywują mnie najbardziej bo jetseś od samego początku ze mną i mam taki jakby sentyment, szacunek do Ciebie, nie wiem jak to ubrać w słowa, haha! Jednak nie wiem, czy będziesz miała jeszcze okazję mnie tak motywować, ale, nie mówmy teraz o tym!


    Nie martw się, że dopiero teraz dodajesz rodział, naprawdę, prawdziwi czytelnicy, poczekają :)

    No więc tak:
    Cieszę się niezmiernie, iż Chels wyszłą z tego obronną ręką. Ni zniosłabym, gdyby główna bohaterka zginęła w dwunastym rozdziale.
    Awww, to słodkie, że Hazz i Chels, takjaby są parą, prawda? No bo, podał się za jej chłopaka,a ta jego troska o nią, kiedy ona była w szpitalu, jejkuuuu!

    I ta ich czułość, nie no trzymajcie mnie!

    Koniec Zerrie?
    dobrze, że w końcowej notce dodałaś parę słów o tym Perrie i LM. Lepiej wytłumaczyć niektórym to i owo. To, ze uczyniłaś z Pers bohatera negatywnego, jak się nie mylę, wcale nie znaczy, że jej nie lubisz, ale jak wspomniałam, ludzie to idioci, więc lepiej im to napisać :)
    OOO, Perrie i Rosalie. HMMM.Pers w LA, boję sie, żeby one się tam o neigo nie pobiły, o Jezusie.

    Tak, masz rację, akja się rozkręca, a ja juz powoli zaczynam traktować Cię jak siostrę. dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłaś <#

    OOO! nowy blog! znasz ju,ż moją opinię na ten temat :) pzreczyatm wszytsko co Twoje, ale wybvacz, dzisiaj już nie ma siły, jutro się wezmę za to, dobrze?
    nawet nie musisz się pytać, czy wejdę i zaobserwuję! masz to jak w banku <3

    Pozdrwiam, Kocham , Całuję
    Ula

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski rozdział czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :)
    Znowu przepraszam, bo (jeśli czytałaś mój najnowszy rozdział i notatkę pod nim) ten komentarz nie będzie należał do najdłuższych, gdyż nie mam kompletnie czasu, ale przeczytałam rozdział i jak zwykle mogę powiedzieć tylko jedno: gdzie rodzą się takie talenty jak ty?!
    Mam nadzieję, że przyjazd Perrie nie wpłynie źle na relację Zayna z Rosalie i, chociaż tak jak ty nic do niej nie mam, Malik z nią zerwie. Ale, znając Ciebie, jeszcze jej skomplikujesz życie... :P
    Harry i Chelsea - czekam na oficjalne ogłoszenie paringu :) Słodko, że się podał za jej chłopaka, no i w ogóle dobrze, że nic jej nie jest. Ale to było do przewidzenia ;)
    Pozdrawiam cieplutko
    Merr
    + Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger oraz Liebster Award! Więcej u mnie na http://percyiannabeth.blogspot.com/ w zakładce "THE VERSATILE BLOGGER/LIEBSTER AWARD" :)

    OdpowiedzUsuń
  5. naprawdę świetny rozdział! nie mogę doczekać się następnego! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Po pierwsze Chealsy i Harry! To przecież widać, że tą dwójkę ciągnie do siebie i powinni być razem! Ja w każdym bądź razie, trzymam mocno za nich kciuki. Niepokoi mnie z kolei fakt, że Perrie przyjeżdża do Zayn'a. Myślę, że to nie skończy się dobrze. Przewiduję spoooro łez i emocji.
    Podsumowując rozdział jest świetny, ty jesteś świetna i już z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń