piątek, 1 listopada 2013

Epilog



*Oczami Rosalie
          Stojąc przed dużym, prostokątnym lustrem ze srebrnymi obwódkami, Lisa po raz kolejny przyglądnęła się swojemu odbiciu, zwracając przy tym uwagę na najmniejsze detale. Miała na sobie białą, na pozór prostą suknię, ze zwykłym, wąskim dołem, sięgającym jej do stóp. Wąska przylegająca góra, idealnie przylegała do jej ciała. Na plecach miała trójkątne wcięcie, które wypełniała delikatna koronka, przykrywająca jej ciało. Lekko marszczone rękawy sięgały jej do łokcia. Twarz pokrywał delikatny makijaż, odejmujący jej kilka lat. Włosy zaś spięte w koka, upiększała wpięta w nie jasna różowa róża, które tak bardzo kochała.
- Wyglądasz przepięknie. – powiedziałam i podchodząc do cioci, podałam jej niewielki różany bukiecik. Kobieta przytuliła mnie do siebie i uśmiechnęła się szeroko.
- Ty również. – odpowiedziała, a ja uśmiechnęłam się lekko. Miałam na sobie sukienkę w kolorze pudrowego różu, sięgającą przed kolana. Miała rękawy sięgające za łokcie. Na nogi założone miałam beżowe szpilki. Twarz pokrywał delikatny makijaż, a długie blond włosy układające się w fale pozostawiłam rozpuszczone.
- To będzie najpiękniejszy dzień w twoim życiu. – oznajmiłam. - Gotowa? – spytałam, spoglądając na wiszący w pomieszczeniu zegarek. Lisa lekko skinęła głową.
          Wolnym krokiem weszłyśmy do ogrodu, gdzie wszystkie miejsca pozajmowane były przez gości, a przy pergoli stał ksiądz, James ubrany w czarny garnitur oraz jego świadek Niall. Kiedy tylko nas zobaczyli, uśmiechnęli się lekko, co odwzajemniłyśmy. Wszyscy goście powoli wstali, a orkiestra zaczęła wygrywać marsz. Zauważając zdenerwowanie na twarzy kobiety, położyłam jej prawą dłoń na lewym ramieniu.
- Będzie dobrze Lisa. – szepnęłam jej do ucha, cały czas spoglądając w stronę gości.
- Wiem Ros. – oznajmiła, obejmując mnie lekko. – Już czas.
          Idąc po brukowanej dróżce, pomiędzy dwoma rzędami drewnianych krzeseł, zmierzałyśmy ku ołtarzowi. Czułam na sobie spojrzenia gości, w śród których dostrzegłam wielu znajomych mi twarzy, między innymi moje najlepsze przyjaciółki. Uśmiechając się do nich lekko, ponownie spojrzałam na plecy Lisy. Dochodząc do ołtarza, Lisa podeszła do Jamesa, a ja zatrzymałam się kilka kroków dalej. Chwilę później, dołączył do mnie Niall, który uśmiechnął się na powitanie, co odwzajemniłam.
- Pamiętam cię jeszcze, jako pewnego siebie nastolatka, nie bojącego się niczego, który stał się moim przyjacielem. Jako jeden z niewielu potrafiłeś mnie rozweselić, kiedy byłam naprawdę smutna, a także nauczyłeś mnie żyć pełnią życia. Kiedy wyjechałam do Nowego Jorku, nie sądziłam, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Dziękuję Bogu i zawsze będę mu wdzięczna za to, że ponownie postawił cię na mojej drodze. – powiedziała, cały czas patrząc się mu w oczy. Trzymali się za ręce, uśmiechając się do siebie. – Ślubuję zostać przy tobie do końca. Będę w zdrowiu i chorobie, szczęściu i nieszczęściu. Obiecuję, że nie będę dla ciebie tylko żoną, ale także przyjaciółką, u której zawsze znajdziesz zrozumienie. Ofiaruję ci całe swoje serce i głowę pełną myśli o Tobie, oraz całą siebie z wadami i zaletami, a także miłość, którą żywię do ciebie.
- Zawsze w mojej pamięci zapiszesz się jako żywa, wesoła, uparta rudowłosa dziewczyna, która nie raz potrafiła zaleźć mi za skórą, ale także pocieszyć, rozbawić i zrozumieć. Stałaś się moją najlepszą przyjaciółką, po której stracie trudno było mi się pogodzić. Tak samo jak ty, nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś cię spotkam. Nigdy nie miałem zamiaru przeprowadzać się za ocean, jednak moje serce samo mnie tam poprowadziło. W tedy znów spotkałem ciebie, spacerującą po Central Parku. Kiedy cię ujrzałem, część mnie, która obumarła po twoim wyjeździe bez pożegnania, odżyła. To była jedna z najszczęśliwszych rzeczy, jakie mi się przytrafiły. Tak samo jak to, że po kilkunastu latach stoję w tym miejscu właśnie z tobą. Wiem, że jesteś tą jedyną, z którą chcę iść przez życie, dlatego ślubuję zostać przy tobie do końca swojego życia i dzielić z tobą każdą dobrą i złą chwilę. Chcę być twoim mężem i przyjacielem, chcę cię kochać i być kochanym.
          Kiedy James skończył wygłaszać swoją przysięgę małżeńską, równym krokiem udaliśmy się z Niallem w ich stronę i podaliśmy im złote obrączki z wygrawerowanym napisem Dopóki śmierć nas nie rozdzieli. Odbierając je od nas, założyli je sobie na palce. James, Lisie. Lisa, Jamesowi.
- Co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela. – powiedział ksiądz, i spojrzał na parę nowożeńców. – Jamesie teraz możesz pocałować pannę młodą. – zwrócił się do wujka Nialla. Pan Horan, przybliżył się do swojej żony, i delikatnie dotykając jej policzka, złączył ich usta w czułym pocałunku, zaś wszyscy goście wstając z miejsc zaczęli bić głośne brawa i życzyć młodej parze szczęścia.
          Siedząc przy stoliku państwa młodego, razem z Niallem, towarzyszącą mu Jessicą oraz kilkorgiem ludzi, których nie znałam. Domyślałam się jednak, że są to rodzice pana młodego. Nagle starszy pan wstał i wziął kieliszek szampana do ręki.
- Poproszę o uwagę. – powiedział z identycznym akcentem, z którym mówił Niall. – Chciałbym powiedzieć kilka słów. – oznajmił i spojrzał w stronę młodej pary. – Synu, jestem naprawdę szczęśliwy, że w końcu odnalazłeś osobę, z którą chcesz iść przez życie. Dbaj o swoją ukochaną i traktuj ją jak księżniczkę, bo Lisa jest naprawdę tego warta. A ty Liso, dbaj o mojego syna i bądź powodem jego uśmiechu, a także powodem do życia. – dokończył. Wszyscy powoli wstali z miejsc i chwycili kieliszki. – Zdrowie państwa młodego! – krzyknął i podniósł naczynie do góry, a następnie przykładając je do ust, opróżnił jego zawartość.
- Zdrowie! – krzyknęli pozostali goście i uczynili podobnie co starszy mężczyzna.
          Kiedy słońce powoli zaczynało zachodzić, opuściłam ustrojone białymi zasłonami miejsce, gdzie w rytm wyrywanej przez orkiestrę muzyki, goście wraz z parą nowożeńców, bawili się w najlepsze. Widziałam szczęśliwego Liama, który od razu po powrocie do Londynu wrócił do Danielle, a także tańczących Scarlett i Louisa, Chealsy i Harrego oraz Jessicę i Nialla. Idąc jedną z brukowanych drużek, poprowadzonych obok równo skoszonego trawnika, doszłam nad niewielkie jeziorko, na którego środku znajdowała się mała altana. Minęłam rosnące przy brzegu, niewielkie drzewko z różowymi liśćmi, na którym zawieszone były białe światełka, Przechodząc przez drewniany most, oparłam się o jedną jej barierek i spoglądałam w taflę zimnej wody.
          Poczułam męskie perfumy, które nadal kochałam. Do mojej głowy napłynęła fala wielu wspomnień. Powoli odwracając się w bok, zauważyłam przyglądającego mi się mulata. Ubrany był jasny garnitur i błękitną koszulę z niedopiętymi dwoma ostatnimi guzikami. Jasnobrązowe buty z białym akcentem w postaci paska, doskonale pasowały do góry. Czarne włosy jak zwykle ułożone były idealnie, a twarz zdobił kilkudniowy zarost.
- Cześć Rosalie. – powiedział, lekko uśmiechając się. Taki zwykły gest sprawił, że poczułam w moim brzuchu tysiące latających motylków. Jego głos w dalszym ciągu brzmiał tak samo, jak w tedy w Londynie, kiedy się poznaliśmy. Nie widziałam go prawie od trzech lat i prawdę powiedziawszy nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Chociażby po tym wszystkim co między nami zaszło. Było tak samo jak przy ostatnim pierwszym spotkaniu. Kiedy myślałam, że nic do niego już nie czuję, one wróciły, ze zdwojoną mocą. Nadal go kochałam.
- Cześć Zayn. – przywitałam chłopaka i odwzajemniając gest, również się lekko uśmiechnęłam. – Co tam u ciebie? – spytałam po chwili, panującej między nami ciszy.
- Wszystko w porządku. Robię to co kocham, śpiewam. A u ciebie?
- U mnie też wszystko dobrze. Studiuję już na trzecim roku, mieszkam w Los Angeles, mieście gdzie spełniają się marzenia i ciągle mam nadzieję, że będzie tak też z moimi. – odparłam. – A jak tam ty i Perrie?
- W porządku. Perrie wychodzi za mąż za niejakiego Adama, a ja już któryś rok, zwlekam ze zrobieniem kroku w stronę mojego szczęścia i powiedzenia swojej ukochanej, co tak naprawdę do niej czuję. – odpowiedział. – Potraktowałem ją straszenie i nigdy sobie tego nie wybaczę, ale mam nadzieję, że ona zdoła mi kiedyś odpuścić moje winy.
- Kiedyś na pewno, jeśli już dawno tego nie zrobiła.
- Rosalie, ja przepraszam. Byłem idiotą, tak cię traktując. Po prostu, przez cały czas starałem się siebie samego oszukać, że nic do ciebie już nie czuję, a tak naprawdę kochałem cię jak jeszcze nikogo innego. Po powrocie z Los Angeles, żałowałem, że nie wyznałem ci prawdy. Czułem się taki pusty. Tak jakby ktoś lub coś wyssało ze mnie chęć życia, jego sens, szczęście. Wszystko. – powiedział i złapał moją dłoń, którą przyłożył do swojego serca. – Najwidoczniej los po tych kolejnych trzech latach, zechciał dać mi trzecią szansę, której nie mogę zmarnować. – dodał. - Ono bije tylko dla ciebie. Ty jesteś nim. Jesteś moim sercem, szczęściem i nadzieją, na lepsze jutro. Jesteś powodem mojego uśmiechu i motywacją do wszystkiego. Kocham cię Rosalie. – po moim policzku zaczęły spływać łzy wzruszenia. – Ja wiem, że …
- Też cię kocham Zayn. – powiedziałam, wchodząc mu w słowa. – Zawsze cię kochałam i kochać będę. Jesteś miłością mojego życia, skoro przez ostatnie pięć lat moje uczucia do ciebie nic się nie zmieniły. – oznajmiłam. Chłopak powoli przysuwając się do mnie, obiema dłońmi objął moją twarz. Złączył nasze usta w czułym, przepełnionym miłością pocałunku, który zapieczętował nasze uczucie. Był oznaką początku nowego, lepszego wspólnego życia.
- Obiecuję, że nigdy cię nie skrzywdzę i tym razem nie pozwolę ci już odejść. Będę już zawsze. – wyszeptał mi do ucha i objął mnie swoim silnym ramieniem.
- Na zawsze.
***

Nie mogę uwierzyć, że to już ostatni wpis na tym blogu. Jak ten czas szybko zleciał! Dopiero rok temu zaczynałam pracę nad tym opowiadaniem, które początkowo miało przybrać inną formę, jednak ostatecznie skończyło się na tej. Naprawdę chciałabym aby moja przygoda z opowiadaniem o słonecznym Los Angeles, Rosalie, Jessice, Scarlett, Chealsy, chłopakach z 1D i innych bohaterach, którzy mieli mniejszą rolę w nim, nie kończyło się. Może nie było to jedne z udanych opowiadań na blogosferze, i może narzekałam prawie pod każdym rozdziałem, że ostatni wpis wyszedł mi beznadziejnie, mogło być lepiej lub czegoś mi tutaj brakuje, związałam się i dla mnie jest prawie perfekcyjne, bo czegoś się w nim nauczyłam. Czegoś nowego. Bo w końcu każde kolejne opowiadanie nas czegoś uczy. Daje nowe możliwości, nowe zdolności. Założę się, że będę przeżywała ten koniec jeszcze przez parę miesięcy, albo i nawet rok jak było w przypadku poprzedniego opowiadania i na pewno kiedyś, kiedy będę starsza wrócę na make dreams come true, przeczytam wszystkie swoje wpisy i Wasze budujące mnie komentarze, a w tedy po policzku spłynie łza a na twarzy pojawi się uśmiech. Ogólnie chciałabym Wam wszystkim podziękować za to, że byliście ze mną, komentowaliście, albo i nie, ale jednak byliście, czytaliście i wspieraliście mnie. Dziękuję, że daliście mi możliwość pisania, bo nie robię tego dla siebie, tylko dla Was. Przepraszam też za to, że w pewien sposób jakoś Was zawiodłam, na pewno liczyliście, że będzie lepiej i ja też, ale nie wszystko w życiu wychodzi. Póki co, nie zaczynam nowego opowiadania. Czemu? Bo mimo pomysłów nie wiem jak mam zacząć żeby było idealnie. Żebyście w końcu byli ze mnie dumni i pomyśleli ,,ach ta Ada jednak jest dobra''. Niemniej jednak kiedyś, za miesiąc, za dwa, wrócę tutaj z nowym opowiadaniem. W zasadzie cały czas będę bo czytam Wasze wspaniałe opowiadania, a jeśli ktoś będzie za mną tęsknił, w zakładce kontakt jest powiedziane, gdzie możecie mnie znaleźć. Mam nadzieję, że będziecie czekali na wiadomość o moim nowym opowiadaniu, którą na pewno zamieszczę tutaj. Nie przedłużając, bo zaraz się popłaczę, dziękuję Wam za wszystko i mam nadzieję, że nie zapomnicie kogoś takiego jak ja. Kocham Was! ♥