*Oczami Jessicki
Wracając brzegiem morza, spoglądaliśmy na
niebezpieczne ruchy wody. Morze podczas trwania takiej pogody, było niezwykle
niebezpieczne. Zanurzenie się mogło spowodować nawet utratę życia. Czułam jak
zimne powietrze uderzało o moją twarz, na której także rozbijały się krople
deszczu, z każdą kolejną sekundą przybierające na sile.
Przez całą drogę, która wcale nie była długa, ani
jedno z nas nie odezwało się słówkiem. Mogły to być skutki, przygnębiającej
pogody, która sporadycznie, zaszczycała nas swoją obecnością. Będąc już nieopodal
ogniska, a raczej miejsca, gdzie go rozpaliliśmy, Liam stanął jak wryty,
zatrzymując tym całą resztę.
- Co się stało? – spytał Niall, stając obok niego i
spoglądając na wyraz twarzy swojego przyjaciela.
- Patrzcie. – powiedział i gestem ręki wskazał w
stronę kalifornijskiego morza. Wszyscy jak na zawołanie spojrzeliśmy w tamtą
stronę. Mogliśmy zaobserwować walkę Harrego z rozbijającymi się falami. Mimo,
że to było przy samym brzegu, to i tak droga sprawiała trudności. Kędzierzawy
trzymał w swoich ramionach Chealsy. – Coś się stało. – stwierdził Liam
przybierając poważy ton głosu i szybko udał się w stronę szatyna. Nie czekając
długo ruszyliśmy za nim.
- Co jest? – spytał Zayn, kiedy Harry przybiegł do
miejsca, gdzie przedtem paliło się ognisko. Styles ignorując pytanie, prędko
położył ciało Chealsy na zimny piasek.
- Co jej się stało?! – spytała Rosalie, przyklękając
przy kucającemu nad nieprzytomną blondynką, chłopakowi.
- Weszliśmy do wody, zanim zrobiła się taka pogoda. – zaczął Harold
i spojrzał ku niebu. – Chwilę się powygłupialiśmy, pobawiliśmy jak małe dzieci.
Kiedy zaczęło się chmurzyć i powoli pokropywać, stwierdziliśmy, że wychodzimy. –
powiedział. Spojrzał kolejno na każde z nas, zaczynając od Ros, a kończąc na
Liamie. Na chwilę zawahał się. Widziałam jak w jego oczach zbierają się łzy. –
W tedy to się stało. Przypłynęła duża fala i uderzając o Cheals, wciągnęła ją
pod wodę. – dokończył, łamiącym się głosem.
Liam siadając z drugiej strony, pochylił się nad
naszą przyjaciółką. Udrożniając drogi oddechowe, przyłożył swoje lewe ucho do
jej twarzy. Przez kilka sekund, które ciągły się w nieskończoność jednocześnie
obserwował klatkę piersiową dziewczyny.
- Nie oddycha. – powiedział. Wszyscy popatrzyliśmy
się po sobie. Rosalie momentalnie zaniosła się płaczem. Widząc to, Zayn
podszedł bliżej i przytulił ją do siebie. Nie protestowała, bo teraz myślała
tylko o życiu naszej przyjaciółki, które wisiało na włosku.
Poczułam jak do
oczu napływają mi łzy, jak spływają po policzkach, tworząc na nich dwa gorzkie
strumyki. Słyszałam jedynie szum wiatru, przybierającego na intensywności,
przeplatającego się ze szlochem Harrego i płaczem Rosalie, pocieszanej przez
Zayna oraz głosem Nialla, wzywającego przez telefon pomoc medyczną. Patrzyłam
jak Liam przystępuje do masażu serca dziewczyny, które przestało bić. Byłam
świadkiem jak wygasało życie kogoś, kto był dla mnie jedną z ważniejszych osób.
Wygasało? A może ono już wygasło? Nie.
Jeszcze była nadzieja, która nie mogła nas opuścić. To właśnie ona umiera
ostatnia.
Po kilkunastu minutach, na plaży zjawiło się
pogotowie. Szybko położyli blondynkę na noszach i przenieśli do karetki.
- Mogę z nią jechać? – spytał Harry, zarówno nas,
jak i lekarzy. Rosalie, podnosząc głowę z klatki piersiowej Zayna, do której
była przytulona, lekko kiwnęła w moją stronę głową.
- A kim pan dla niej jest? – odpowiedział pytaniem,
na pytanie jeden z ratowników.
- Chłopakiem. – odpowiedziałam, widząc jeszcze
większy strach na twarzy kędzierzawego. – On jest jej chłopakiem. –
powtórzyłam, tym razem pełnym zdaniem. Lekarz tylko skinął głową i wskazał
Harremu, aby zanim poszedł.
Wszystkich spojrzenia skierowane cały czas były w
stronę karetki, która jak szybko pojawiła się na plaży, tak odjechała.
- Jedziemy za nimi. – zarządził Liam, a my mu
przytaknęliśmy. Szybko wyzbieraliśmy nasze rzeczy, leżące na piasku i już
kierowaliśmy się w stronę samochodu, zaparkowanego zaraz obok wyjścia z plaży,
kiedy nagle zatrzymała się Rosalie.
- Czekajcie! – krzyknęła, powodując tym, że
wszystkie pary oczu, spojrzały na nią.
- Co się stało? – spytał Zayn z nieukrywaną troską w
głosie.
- Nie możemy przecież pojechać bez Scarlett i
Louisa. – oznajmiła. Faktycznie, przez to całe zajście, nikt nie zwrócił uwagi,
że ta dwójka jeszcze nie wróciła.
- Dobra, więc plan jest taki. – zaczął Liam. – Niall
i dziewczyny, pojedziecie do szpitala, a my z Zaynem poszukamy ich i jak tylko
się znajdą, też tam przyjedziemy.
Warunki na drogach były tragiczne. Deszcz stawał się
coraz intensywniejszy. Przez cały czas, odkąd wyjechaliśmy z plaży,
pośpieszałam Nialla, co było niemądre z mojej strony, ale martwiłam się o moją
przyjaciółkę. Jednak nie chciałam aby nam też się coś stało.
- Nie odbiera. – oznajmiła Rosalie z nutką
rezygnacji w głosie. Odwróciłam się do tyłu i spojrzałam na zdenerwowaną
blondynkę.
- A jeśli coś się stało? – spytałam nagle, wracając
do poprzedniej pozy. – Co jeśli ona…
- Przestań Jessica! – przerwał mi Niall, spoglądając
na mnie. – Nie możesz tak myśleć. Sama powiedziałaś, że nie powinno tracić się
nadziei. Ona umiera ostatnia. – przytoczył mi moje słowa i znów spoglądnął na
jezdnię.
Po upływie parunastu minut, dłużących się w
nieskończoność, dojechaliśmy na miejsce. Razem z Rosalie wybiegając z
samochodu, udałyśmy się pędem w stronę szpitala. Przechodząc przez szklane
drzwi, podeszłyśmy pod informację.
- Przepraszamy, wie może pani, gdzie leży dziewczyna,
która się podtopiła? – spytałam, a pielęgniarka wpisując coś w komputer, chwilę
później spojrzała na nas.
- W sali 104. Na drugim piętrze, w skrzydle po
prawej. – odpowiedziała. Wówczas obok nas pojawił się Niall. Podziękowaliśmy i
ruszyliśmy we wskazanym nam kierunku.
Wchodząc schodami na kolejne piętro, tam, gdzie
znajdowała się nasza przyjaciółka, moje serce zaczęło szybciej bić. Bałam się,
że usłyszę coś, co zmieni nasze życie. Coś czego już się nie cofnie.
- Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. – powiedział Niall,
widząc malujący się strach na mojej twarzy. Delikatnie objął mnie swoim umięśnionym
ramieniem.
- Mam taką nadzieję. Dzięki Nialler. –
odpowiedziałam, a chłopak lekko się uśmiechnął.
Naprzeciwko drzwi, znajdował się długi, obity białą
skórą fotel, na którym siedział Harry. Twarz schowaną miał w rękach. Szybko
podeszliśmy do niego.
- Już wszystko dobrze. – odpowiedział, podnosząc
twarz i spoglądając na nas. Najwidoczniej słyszał nasze kroki. W jego oczach
pojawiły się dwie małe iskierki, oznaczające radość. Zresztą nie tylko u niego.
Słysząc to, co przekazał nam kędzierzawy, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. –
Jednak lekarz prosił, żeby dzisiaj do niej nie wchodzić, między innymi, że
potrzebuje jeszcze odpoczynku.
*Oczami Harrego
Nie mogłem spać. Nie mogłem pogodzić się z nawet tak
prostą rzeczą, jak to, że chłopcy zdołali mnie namówić abyśmy wszyscy wrócili
na noc do domu i pojechali do niej z samego rana. Bałem się, że może coś się zmienić.
Nie wiedziałem co mogła pokazać ta noc, w końcu życie jest nieprzewidywalne, co
czyni go brutalnym.
Odrzucając na bok kołdrę, podszedłem do okna. Po
szybie spływały małe kropelki, jedyne pozostałości po dzisiejszym deszczu.
Popatrzyłem na wyświetlacz zegarka stojącego przy moim łóżku, aczkolwiek dobrze
widzianego z punku, w którym stałem. Wskazywał kilka minut po północy. Nie
mogłem dłużej czekać. Wyciągnąłem z szafy czyste ubranie i idąc z nim do swojej
łazienki, nałożyłem je na siebie.
Wracając do swojego pokoju, zabrałem telefon leżący
obok zegarka i najciszej jak tylko mogłem wyszedłem ze swojego pokoju. Zszedłem
po schodach jak najszybciej umiałem i otwierając drzwi, wyszedłem na świeże
powietrze.
Wsiadając do jednego z pojazdów, zaparkowanych na
naszym podjeździe, odpaliłem szybko silnik i ruszyłem w drogę. Słuchając radia,
jechałem pośród wielu domów rozmieszczonych na wzgórzu Hollywood. Żadne ze
świateł się nie paliło. Obserwowałem, jak wszyscy pochłonięci byli błogim snem.
Po kilkunastu minutach drogi, dojechałem pod
szpital. Parkując samochód, jak tylko najbliżej się dało, wysiadłem z pojazdu i
udałem się w stronę dwupiętrowego budynku. Powoli mijając kobietę dyżurującą na
informacji, pochłoniętą rozmową z jednym z lekarzy, po cichu udałem się ku
schodom. Wychodząc na drugie piętro, starałem zachowywać się bezszelestnie. Na
miejscu sprawdziłem, czy nikogo nie ma w pobliżu. Kiedy już to zrobiłem, szybko
udałem się w stronę prawego skrzydła.
Stojąc pod drzwiami sali 104, biorąc głęboki oddech,
powoli uchyliłem drzwi. Na moje nieszczęście, po pomieszczeniu rozniósł się ich
skrzypot. Przeklinając się w myślach, przez chwilę zawahałem się. Raz kozie śmierć. Pomyślałem. Powoli
przeszedłem przez próg i zamykając za sobą drzwi spojrzałem w stronę łóżka,
gdzie leżała Chealsy.
- Harry? – spytała. – Co tu robisz? – zadała kolejne
pytanie, powoli podnosząc się z szpitalnego łóżka. Dziewczyna lekko przesunęła
się w bok, robiąc mi miejsce. Powoli i delikatnie usiadłem obok niej.
- Nie mogłem spać. – odpowiedziałem. – Cały czas
myślałem o tobie. – dodałem, patrząc w jej niebieskie oczy. – Przepraszam
Chealsy.
- Daj spokój. Nie przepraszaj mnie, to był wypadek. –
weszła mi w słowo. Dziewczyna obdarzyła mnie lekkim uśmiechem.
- Ale mogło coś ci się stać. Mogłaś umrzeć. –
dopowiedziałem, głośniejszym tonem wypowiedzi.
- Mogłam i byłam bardzo bliska tego, ale dzięki
tobie nic mi się nie stało. Dziękuję Harry. – powiedziała i pocałowała mnie
lekko w policzek. Poczułem jak oblewa mnie delikatny rumieniec.
- Nie wracajmy do tego. – powiedziałem i
uśmiechnąłem się w jej stronę. Blondynka przytaknęła mi.
Spędzając niecałą godzinę na rozmowie, zaczęliśmy
się robić senni. Powoli wstając z łóżka, miałem zamiar podejść do małego
fotela, tuż przy oknie.
- Dokąd idziesz? – spytała mnie Chealsy, chwytając
za dłoń.
- Spokojnie, nie zostawię cię. – odpowiedziałem i
spojrzałem w stronę fotela. Dziewczyna, pokręciła przecząco głową i powoli
posuwając się do tyłu, pokazała mi abym położył się obok niej. – Serio tego
chcesz? – spytałem, uśmiechając się szeroko, ukazując przy tym moje dołeczki.
- Myślę, że nic mi nie zrobisz. – odpowiedziała, a
jej twarz przykrył delikatny uśmiech. Powoli położyłem się obok i przytulając
dziewczynę do siebie, pocałowałem ją w czoło. – Dobranoc Harry. – wyszeptała,
patrząc w moje oczy.
- Dobranoc. – odpowiedziałem. – Kolorowych snów ze
mną. – dodałem, a dziewczyna lekko się zaśmiała.
*Oczami Perrie
Może i otaczały mnie moje najbliższe przyjaciółki,
czy rodzina, którą stałam się odwiedzać w każdej wolnej chwili, jednak brakowało
mi czegoś, a raczej kogoś.
Tęskniłam za Zaynem, który każdego dnia powtarzał
mi, że jestem piękna taka jaka jestem, a także, że kocha mnie najbardziej na
świecie. Też go kochałam, w końcu był moim drugim chłopakiem i tym jedynym,
którego każdy z nas stara się znaleźć w swoim życiu. Nie chciałam go stracić.
Nasz związek był ciągłą niekończącą się walką o szczęście z ludźmi, którzy
naszym się nie cieszyli. Może miałam dość zazdrosnych fanek wyzywających mnie,
a tak naprawdę w ogóle nie znających. Na samą myśl o tym wszystkim robiło mi
się ciężko, jednak dla niego, byłam gotowa to wszystko znosić.
Weszłam do salonu, gdzie siedziała pozostała trójka
naszego zespołu. Widząc mnie, ich twarze przybrały wymuszone uśmiechy. Maski, które miały coś zakryć.
- Co się stało? – spytałam i popatrzyłam kolejno na każdą
z nich. Dziewczyny pokręciły jedynie głowami. – Och. Dajcie już spokój. Jesteśmy
przyjaciółkami. Nie powinnyśmy mieć przed sobą tajemnic. – dodałam. – Macie mi
powiedzieć, chociażby od tego zależało moje życie. – wymieniły się ze sobą spojrzeniami,
a z twarzy poschodził uśmiech. Udawany
uśmiech.
- Perrie to pewnie nic takiego. Zwykła fanka. –
zaczęła Leigh.
- Słucham? Co się stało?! – w tej chwili zaczęłam
się bać. Jade powoli schodząc z fotela, podeszła do mnie i podała mi codzienną
londyńską gazetę.
Zayn
Malik odnalazł w Los Angeles kogoś, dla kogo zerwie z Perrie?
Kilka
dni temu Zayn Malik ze znanego na całym świecie zespołu One Direction, widziany
był w towarzystwie pewnej uroczej blondynki. Znajomi przytulali się oraz
obdarowywali uśmiechami. Czy to oznacza koniec Zerrie?
- To pewnie pomyłka. – wyszeptała Jesy. Dziewczyny
patrzyły na mnie wyczekująco.
- Jeśli ona nie wie, że Zayn ma dziewczynę, chętnie
jej to uświadomię. – powiedziałam. – Lecę do Los Angeles.
***
Tak więc rozdział dwunasty za nami. Naprawdę
przepraszam za to, że tak dawno nic nie dodawałam, ale po prostu rozdział nie
chciał mi wyjść. Może i miałam pomysł, ale nie chciał on ubrać się w słowa. Może
powyższy tekst nie jest szczytem moich marzeń, ale też nie jest źle. Tak więc
jeszcze raz przepraszam i dlatego macie taki mały bonus w postaci trzech
perspektyw. Obiecuję, że następny pojawi się szybciej, a akcja powoli będzie
się rozkręcała. A teraz taka mała wiadomość. Chodzi o to, że ja lubię Perrie, jestem
jej fanką, oraz całego Little Mix, ale teraz wiele z Was pomyśli, że chcę ją w
jakiś sposób obrazić. Oczywiście, nie. Pewnie wiele z osób zareagowało by
podobnie, jakby przeczytała w gazecie coś o swoim chłopaku w towarzystwie innej
dziewczyny. Mam nadzieję, że mi to jakoś wybaczycie. Dziękuję za to, że ze mną
jesteście, pomimo, że dodaję rozdziały, jak dodaję, ale obiecuję, że to się w
końcu zmieni. Na koniec chciałabym Was zaprosić na bloga, którego prowadzę
razem z Moniką. Mam nadzieję, że wejdziecie i napiszecie co myślicie, a jeśli
się Wam spodoba, dodacie się do obserwatorów, pozostając z nami na dłużej. Do
następnego! :*