*Oczami
Zayna
Dopiero
co gorące, kalifornijskie słońce, powoli zaczęło wschodzić na błękitne
bezchmurne niebo, a mieszkańcy miasta aniołów w dalszym ciągu pogrążeni byli w
błogich snach. Jednak nie my. Nie dzisiaj.
Dzisiaj
przyszedł koniec naszej dwumiesięcznej przygody w Los Angeles, mieście gdzie
spełniają się marzenia, którą każdy z nas będzie wspominał inaczej. To był
czas, w którym nasze życie w jakiś sposób się zmieniło. Na lepsze, a także na
gorsze. Część z nas spotkała swoje drugie połówki, których szukały przez długi
okres. Zawiązało się też wiele przyjaźni, które pielęgnowane mogą przetrwać nawet
i całe życie.
Ja
natomiast w Los Angeles zetknąłem się z przeszłością, którą jakiś czas temu
zakopałem głęboko w mojej pamięci, po to aby pod czas tych dwóch miesięcy
wróciła di mnie ze zdwojoną siłą i przewróciła moje życie do góry nogami. Może to był czas by naprawić popełnione
przed dwoma laty błędy? Być może taki właśnie był zamiar losu, ponownie stawiającego
na mojej drodze Rosalie. Jednak nie spełniłem jego oczekiwań, a pogorszyłem sprawę,
czyniąc ją jeszcze nieszczęśliwszą.
To
był ostatni moment by pożegnać się z naszym domem, w którym razem spędziliśmy
całe dwa miesiące wakacji, a do którego na pewno prędko nie wrócimy, a także
ludźmi, których tutaj poznaliśmy lub ponownie spotkaliśmy po upływie kilku lat.
Ostatnia szansa by nacieszyć się pięknymi widokami, jakie ukazywało nam miasto.
To były już ostatnie chwile tutaj, w mieście gdzie spełniło się wiele marzeń. Ostatnie minuty by móc zmienić swoje życie.
Stojąc z boku, spoglądałem jak pozostała
czwórka chłopaków oraz Jessica, dziewczyna Nialla, która postanowiła lecieć do
Londynu razem z nami, żegnała się z Chealsy, Scarlett i Rosalie. Czas, który
właśnie przyszedł, dla niektórych miał być ciężką próbą, czy mimo dużych
odległości między sobą, ich więzi zdołają przetrwać wszystko. Przyjaźń. Miłość.
Nie
obyło się bez gorzkich łez oraz smutku na twarzach, czy w sercach. Nie lubiłem
pożegnań. Były jedynym z najcięższych doznań w życiu człowieka. Co jeśli widzi
się te osoby ostatni raz w życiu? Co jeśli jest wśród nich ktoś, na kim bardzo
nam zależy? Ktoś, kogo darzymy szczególnym uczuciem, jakim nie obdarzyliśmy
nikogo innego? Ktoś, kogo możemy już nigdy więcej nie zobaczyć.
Nie
powiedziałem nic. Kompletnie nic. Nie
zdobyłem się nawet na głupie cześć.
Nie pożegnałem się z nią. Nie zdołałem. Było to dla mnie za trudne. Bałem się,
że jedno spojrzenie zmieni wszystko. Czułem, że jeden dotyk lub słowo mogłoby powstrzymać
mnie przed każdą rzeczą. Mógłby zniszczyć efekty mojej ciężkiej pracy. Jednak
po tym wszystkim co jej zrobiłem, nie potrafiłbym spojrzeć w te duże brązowe
oczy, dotknąć delikatnej dłoni, czy nawet skierować w jej do niej kilka z
pozoru prostych słów. Wiedziałem, że
prędzej czy później będę tego żałował.
Widziałem w oczach swoich przyjaciół
ból. Jednak nic nie mogliśmy na to poradzić. Każda historia ma swój początek,
ale także i koniec. Tak właśnie było z naszą, związaną z Los Angeles. Przyszła
pora aby wrócić do Londynu, naszej pracy i codzienności.
W
pewnym momencie samochód powoli ruszył. Z każdą kolejną sekundą moje serce
przybierało tępa pracy. Wiedziałem, że oni mieli podobnie. Ich serca były
rozdarte. Cieszyli się, że na nowo spotkają się ze swoimi najbliższymi, jednak
część ich chciała pozostać w słonecznym mieście.
- Zatrzymaj się! – krzyknął nagle Harry, prosto do
ucha Liama. Szatyn zrobił tak jak powiedział kędzierzawy, który wyskakując z
samochodu, podbiegł w stronę stojącej przed wejściem do domu dziewcząt,
Chealsy. – Przepraszam, byłem głupi i każde słowo, które wypowiedziałem ci
przed dwoma tygodniami temu było kłamstwem, gdyż posłuchałem się swojego
menagera nie popierającego naszego związku, który jego zdaniem budził
zagrożenie dla zespołu. – powiedział na jednym wdechu. – Wiem, zraniłem cię,
czego nie wybaczę sobie do końca życia, ale mam nadzieję, że ty zrobisz inaczej
i zapomnisz o tym, na tyle by znów móc mnie pokochać i być moją dziewczyną, bo
tylko ty potrafisz nadać jemu sens. Kocham cię Chealsy. – dodał i nie czekając
na reakcję z jej strony, złapał ją za twarz i przyciągając do siebie, złożył na
jej ustach czuły pocałunek.
Obserwowałem całą tą scenkę, ukazującą szczęście, ale i odwagę mojego
przyjaciela. Coś, na co sam nie potrafiłem się zdobyć przez całe wakacje. Każdą
miłą chwilę między mną a Rosalie, na następny dzień, psułem mówiąc słowa czy
popełniając czyny, które coraz bardziej oddalały ją ode mnie. Spojrzałem na
nią. Stała tam i spoglądała na zakochanych Harrego i Chealsy, dla których
historia jednak postanowiła skończyć się szczęśliwie.
Po paru minutach dojechaliśmy z
miejsca, w którym spędziliśmy ostatnie dwa miesiące i zdążyliśmy się do niego
przywiązać. Jadąc w stronę lotniska, ostatni raz spoglądaliśmy na piękne
krajobrazy, których przez długi czas nie zobaczymy. Przechodząc przez wejście
lotniska, od razu skierowaliśmy się w stronę od prawy, a po upływie kolejnych
kilkunastu minut, wzbijaliśmy się w przestworza. Czułem jak jakaś część mnie
obumiera, a moje życie straciło coś cennego. Ale czemu?
Rozstając się z najlepszymi przyjaciółmi oraz Jess, na lotnisku, na
którym wylądowaliśmy po drugiej w nocy, złapałem pierwszą lepszą przejeżdżającą
tamtą drogą taksówkę i zamówiłem kurs pod swój dom. Opierając się o zimną
szybę, spoglądałem na doskonale znane mi widoki. Na zimny i ponury Londyn,
który był moim domem. Tutaj czułem się najlepiej, ale czy teraz po
dwumiesięcznej nieobecności, wszystko będzie tak jak dawniej?
Szedłem
dobrze znanymi mi uliczkami, które oświetlały jedynie pochodnie wysokich
latarni. Zdałem się na los. Nie znałem celu, do którego kroczyłem. Chwiejnym
krokiem podążałem tam, gdzie prowadziły mnie nogi. Co jakiś czas tracąc
równowagę, podpierałem się o barierki mostów, ściany szarawych budynków, a
także słupy i drewniane ławki. W prawej dłoni, ściskałem napoczętą szklaną
butelkę Jacka Danielsa. Nie mając więcej siły, przysiadłem na jednej z ławek
niedaleko Tamizy. Pomimo alkoholu we krwi, potrafiłem poznać co to było za
miejsce. To tutaj dwa lata temu, każdego z dnia przychodziłem z Rosalie. To była nasza ławka.
Czułem
jak duże, zimne krople deszczu, których z każdą kolejną sekundą pojawiało się
coraz więcej, rozbijały się o moją twarz, następnie po niej spływając.
Przemoczone ubranie przyklejało się do mojego ciała, sprawiając, że cały
drżałem. Chłodne i silne powiewy wiatru, poruszały koronami nielicznych w tej
okolicy drzew, a także spowalniały moje ruchy. Szedłem jemu naprzeciw,
jednocześnie rozglądając się za jakimś schronieniem. Znajdowałem się na niczym
nie wyróżniającej się ulicy, gdzie stały szare, poniekąd zniszczone budynki. W
tedy zobaczyłem kawiarenkę, z której dochodziło światło. Szybko idąc w jej
stronę, wszedłem do środka, gdzie przywitał mnie przyjemny dotyk ciepła.
Zostawiając za sobą niewielkie kałuże, powstałe z ociekających ze mnie kropel
deszczu, podszedłem w stronę baru. Siadając na wysokim, drewnianym krześle,
przyglądałem się pracy kelnerki, przecierającej blat.
-
Dobry wieczór. – kiedy tylko zauważyła mnie, odłożyła ściereczkę na bok i
przywitała mnie lekko się uśmiechając. Widać było, że nie była szczęśliwa. Z
jej oczu bił ból, taki jakiego u nikogo jeszcze nie widziałem. – Coś podać? –
zaproponowała.
-
Poproszę gorącą herbatę z cytryną. Dwa razy. – złożyłem zamówienie i czekając
aż dziewczyna włączy elektryczny czajnik, postanowiłem się jej przedstawić. –
Jestem Zayn.
-
Rosalie, miło mi.
To
właśnie w tedy się poznaliśmy. Gdyby nie intensywne opady deszczu, nie
zacząłbym szukać schronienie przed nim i nigdy nie powędrowałbym w nieznane mi
zakamarki, gdzie mieściła się kawiarnia, w której pracowała. Nie poznałbym jej.
Nie odnalazłbym kogoś, kto nada mojemu życiu sensu. Jednak pewnie gdyby nie to,
nie musiałaby przeze mnie cierpieć.
-
To jest niszczenie mienia! Nieładnie Malik. – powiedziała z podniesionym
głosem, ledwo co powstrzymując śmiech. – Tak w ogóle, umiesz się tym nożem
obsługiwać? – spytała po chwili.
-
Oj tam! Musimy przecież pokazać światu naszą miłość. – odpowiedziałem. – Czyżby
panna Montgomery wątpiła w moje umiejętności? – zadałem pytanie i przygryzłem
lekko dolną wargę.
-
Ja? – udała zdziwioną. – Nigdy bym nie śmiała.
Klepiąc drewniane oparcie ławki, przejechałem palcem po wyrytym na nim
sercu z inicjałami moimi i blondynki. Następnie podnosząc leżącą obok mnie,
szklaną butelkę, przyłożyłem jej początek do ust i upiłem kilka łyków. Na mojej
twarzy pojawił się lekki grymas. Czułem jak ciecz rozgrzewa mnie od środka, jednocześnie
powodując palenie niektórych wnętrzności.
Po
jej bladych policzkach spływały gorzkie łzy, jedna po drugiej. W celu niknięcia
spotkania wzrokowego, utkwiła spojrzenie w pochodnie latarni, która była jednym
źródłem światła w najbliższym otoczeniu.
-
Tak będzie lepiej. – odpowiedziałem. – Żegnaj Rosalie. – dodałem i ostatni raz,
delikatnie całując ją w mokry policzek, odwróciłem się ruszyłem przed siebie.
Zachowałem się jak sukinsyn. Zostawiłem
dziewczynę, którą kochałem dla kariery, która wówczas była dla mnie
priorytetem. Chciałem za wszelką cenę spełnić swoje marzenie, odnośnie zostania
piosenkarzem, nie zważając przy tym na uczucia Rosalie. A przecież wiedziałem
ile ona przeszła. Wiedziałem, że byłem jedyną osobą, którą miała. Zapalając
papierosa, przekląłem się w myślach.
-
Rosalie?! – spytałem, lekko uśmiechając się do niej. Wszystkie pary oczu
znajdujące się w tym pomieszczeniu, skierowane zostały w jej stronę. – Tak
dawno cię nie widziałem. – dodałem.
- To wy się znacie?! – spytali jednocześnie Harry oraz dziewczyna z brązowymi włosami.
- Tak. – odpowiedziała. – Z Zaynem poznaliśmy się jakiś czas temu. – oznajmiła.
- To wy się znacie?! – spytali jednocześnie Harry oraz dziewczyna z brązowymi włosami.
- Tak. – odpowiedziała. – Z Zaynem poznaliśmy się jakiś czas temu. – oznajmiła.
Kiedy
ciebie ujrzałem, od razu zadałem sobie pytanie, czemu los ponownie po upływie
dwóch lat postanowił postawić się na mojej drodze. Nie wiedziałem jak przez
odnowienie naszej znajomości, potoczy się wiele spraw. Nie zdawałem sobie
wówczas sprawy, że uczucie, które do ciebie żywiłem znów odżyje, lecz tym razem
ze zdwojoną siłą.
Spojrzałem na blondynkę, która spojrzała na mnie ze
strachem.
- Nie rób nic, czego będziesz potem żałował. –
wyszeptała. Stanąłem przed nią tak, że znów patrzyliśmy sobie twarzą, w twarz.
- Dam ci spokój, jeśli wyjaśnisz mi, czemu ty to
robisz! – powiedziałem podniesionym głosem.
- Ale o co ci chodzi?! – spytała prawie, że krzycząc.
- O to, że każdego dnia, odkąd się spotkaliśmy po tak
długiej rozłące, tylko ty zajmujesz miejsce w mojej głowie. Moja każda, nawet
najmniejsza myśl poświęcona jest wyłącznie tobie. Cały czas widzę twoją
delikatną twarz, duże, brązowe oczy, w których niemalże zawsze się zatracam i
usta, które niegdyś łączyły się z moimi. – powiedziałem i delikatnie
przejechałem palcem, po dolnej wardze dziewczyny, która cały czas stała w
bezruchu. – O to, że teraz nie liczy się dla mnie nikt inny, tylko ty. O to, że
pociągasz mnie jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. – dokończywszy ostatnie
zdanie, na chwilę się zatrzymałem i biorąc głęboki oddech, postanowiłem
wyrzucić wszystko co leży mi na sercu. – I o to, że muszę ze sobą walczyć,
tylko by powstrzymać się przed tym. – dodałem i namiętnie wpiłem się w usta
dziewczyny.
Prawda była taka, że znów pragnąłem
poczuć twoje usta na moich. Chciałem cię dotknąć, przytulić i powiedzieć ile
dla mnie znaczysz. Nie wiedziałem, jak w ten sposób cię krzywdzę.
- Nie, nie mylisz. Rosalie, jesteś żałosna. Oczekujesz
ode mnie prawdy i normalnego traktowania, a sama się nie potrafisz się przyznać
do swoich uczuć. – odpowiedziałem. – Nikt cię tego nie nauczył? Nie powiedział,
jak ważne w życiu człowieka są uczucia? – zadałem kilka pytań, patrząc na nią,
jak na gorszą od siebie. – Ach tak, przepraszam. Zapomniałem, że wychowywałaś
się w sierocińcu.
- Dość tego. Wynoś się stąd! – krzyknęła. W jej oczach
od razu pojawiły się łzy, które chwilę potem zaczęły spływać po jej delikatnych
policzkach. Jedna po drugiej. – Dobrze. Może moja matka umarła i nikt w tedy
nie obdarzył mnie żadnym szczególnym uczuciem, ale jestem o wiele więcej warta
od tego chłopaka, który stoi przede mną i chociaż wydawało mi się, że go znam,
wcale tak nie jest. – odpowiedziała, po czym spuściła wzrok. – Zadowolony?
- Ja nie rozumiem, jak mogłem tracić na
taką dziewczynę czas. – odpowiedziałem i odwracając się do niej tyłem,
wyszedłem z jej pokoju, trzaskając drzwiami jak tylko najgłośniej się da.
Kochałem ją, naprawdę ją kochałem.
Jej sposób bycia, charakter, a także wygląd. Była dla mnie wszystkim, miłością
i sensem mojego życia, powodem do uśmiechu, a także motywacją do budzenia się
każdego następnego ranka. Wiedziałem, że ona też do mnie coś czuła.
Zdradzały ją jej oczy, styl mówienia, zachowywanie się przy mnie, a także to,
że starała się bym był szczęśliwy, kosztem swojego. Wstawiła się za mną u
Perrie, kiedy zrobiła nam niespodziewaną wizytę, chociaż sama nic z tego nie miała.
Zawsze starała się mnie pocieszyć. Była przy mnie, gdy tego potrzebowałem. A ja
traktowałem ją jak śmiecia. Obiecałem jej któregoś dnia w Los Angeles, że nie pozwolę jej odejść i co zrobiłem? Nie
ma jej przy mnie, a to wszystko przez moją głupotę. Powiedziałem jej tyle nie
miłych słów, bo chciałem o niej zapomnieć, myślałem, że to będzie idealnym
sposobem. Myliłem się. Jedynym co mi się udało, to skrzywdzić ją. Dziewczynę,
którą naprawdę kochałem, kocham i kochać będę.
Wypijając ostatnią kroplę alkoholu,
popatrzyłem na butelkę, którą następnie z całej siły uderzyłem o chodnik.
Poczułem przeszywający ból, a następnie gorącą ciecz cieknącą po mojej prawej
dłoni. Podnosząc ją na wysokość oczu, zobaczyłem swoją krew, którą zacząłem
wycierać o swoje spodnie. Jednak na próżno. Z każdą chwilą, pojawiało się jej
coraz więcej. Po policzkach spłynęło mi kilka samotnych łez. Łez bólu po
stracie tej jedynej.
Przepraszam Rosalie. Przepraszam za
wszystko.
***
Nie wiem czy Wam też, ale jak na moje możliwości ten rozdział wyszedł całkiem nieźle. W sumie mogę przyznać, że jest on jednym z moim ulubionych, dlatego mogłabym każdego z Was poprosić o komentarz? Ogólnie chciałabym wiedzieć ilu Was tutaj jest, bo chciałabym uwzględnić to w notce pod epilogiem, która pojawi się na początku listopada. Tak, to już ostatni wpis, o którym w sumie mówiłam Wam w ostatnim poście. Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie o nic źli. Przepraszam, że dzisiaj się nie rozpiszę, ale obiecuję nadrobić to w epilogu. Trzymajcie się!
Nie wiem czy Wam też, ale jak na moje możliwości ten rozdział wyszedł całkiem nieźle. W sumie mogę przyznać, że jest on jednym z moim ulubionych, dlatego mogłabym każdego z Was poprosić o komentarz? Ogólnie chciałabym wiedzieć ilu Was tutaj jest, bo chciałabym uwzględnić to w notce pod epilogiem, która pojawi się na początku listopada. Tak, to już ostatni wpis, o którym w sumie mówiłam Wam w ostatnim poście. Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie o nic źli. Przepraszam, że dzisiaj się nie rozpiszę, ale obiecuję nadrobić to w epilogu. Trzymajcie się!