*Oczami Scarlett
Czy po upływie
jednego, niepełnego dnia, można powiedzieć, że coś się zmieniło? Zapewne tak i
nie. Może to tylko gra, robienie czegoś na pokaz by zmylić innych, wyłącznie po
to aby myśleli, że wszystko jest dobrze, a tak naprawdę jest zupełnie inaczej?
A może dawne, żywione do siebie uczucia okazały się silniejsze, niż pamięć
chcąca zakopać wszystkie wspomnienia tej dwójki, głęboko pod brudną warstwą
ziemi? Kim tak naprawdę są dla siebie, on i moja najlepsza przyjaciółka? Kim
tak naprawdę się stali po wczorajszej rozmowie odbytej na plaży? Czy aby na
pewno tylko przyjaciółmi? A może to jedynie początek czegoś co zmieni ich
życie, być może na lepsze lub na gorsze?
Spędzałam popołudnie na siedzeniu pośród rozmaitych
kwiatów, znajdujących się na średniej wielkości polanie, odkrytej przeze mnie
przypadkiem po upływie czterech dni od przeprowadzki z Nowego Jorku. Wdychając
przecudną woń, która roznosiła się w każdym możliwym kierunku, obserwowałam
przyrodę najbliższego otoczenia. Zachowania owadów, gorące słońce
powoli usuwające się w cień oraz latające płatki kwiatów przenoszone przez
wiatr. Jednocześnie myślałam o Rosalie i Zaynie, a dokładniej o skutkach
rozmowy odbytej wczorajszego dnia. Może i z pozoru wydawało się to być czymś pozytywnym,
a także przełomowym w relacjach tej dwójki, jednak martwiłam się o moją przyjaciółkę.
Nie chciałam aby cierpiała, bo tego uczucia zaznała stanowczo za dużo razy w
swoim osiemnastoletnim życiu.
Szmer trawy, który z każdą kolejną chwilą stawał się
być głośniejszy, sprowadził moją uwagę na ziemię. Nagle ucichł, a ja poczułam
jak otaczające mnie rośliny, uginają się pod czyimś ciężarem. Spoglądając w
lewą stronę, zauważyłam siedzącego po turecku Louisa, uśmiechającego się do
mnie lekko.
- Nie boisz się wężów, chowających się w trawie i
czyhających na kogoś, kim mogłyby się pożywić? – spytał, badawczo mi się
przyglądając.
- To nie to, że się ich nie boję, bo szczerze
powiedziawszy przerażają mnie, jednak uważam, że nie wolno pozwolić by strach
pokierował naszym życiem. – odpowiedziałam i rozglądnęłam się dookoła. –
Zresztą trudno się nie powstrzymać przebywaniu w tak cudownym miejscu. –
dodałam, a chłopak lekko skinął głową.
- Tak, to prawda. Cieszę się, że jest takie miejsce
w najbliższym otoczeniu, gdzie mogę się wyciszyć i o wszystkim pomyśleć, nie
bojąc się, że któryś z moich przyjaciół lub tłum wrzeszczących fanek mi
przeszkodzi. – powiedział.
- Na twoje szczęście reszta dziewczyn, w tym
Jessica, kompletnie nic nie wiedzą o tym miejscu, więc nie musisz się obawiać.
– poinformowałam siedzącego obok mnie chłopaka, który na dźwięk moich słów
lekko się zaśmiał.
- Nie sądzę, abym był jej ulubieńcem z pośród naszej
piątki. – popatrzyłam na Louisa z pytającą miną. – Może i nie byłem najbardziej
aktywny z całego towarzystwa podczas waszej wizyty u nas w domu, ale udało mi
się przyuważyć jej starania zwrócenia na siebie uwagi Nialla. – objaśnił mi, a ja
mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Mogę cię o coś spytać? – szatyn popatrzył na mnie,
a chwilę później skinął głową i uśmiechnął się zachęcająco. – Czemu jesteś taki
smutny? Cały czas błądzisz myślami daleko od miejsca, w którym sam się
znajdujesz.
Na dźwięk wypowiedzianych przeze mnie dwóch zdań,
chłopak momentalnie spuścił głowę. Widziałam jak z jego twarzy, którą zdobił
lekki zarost, znika delikatny, ale szczery uśmiech, który niedawno co ją
przyozdobił. I chociaż jego ciało spoczywało zaraz obok mnie, swoimi myślami
znów powędrował daleko stąd. Do miejsca, którego zapewne nie znałam. W
przeciągu niecałej minuty stał się tym samym przygnębionym i pogrążonym w
swoich myślach, chłopakiem, który za każdym razem sprawiał to samo wrażenie.
Czy na spacerze, podczas którego się poznaliśmy, czy dwa dni temu, kiedy
złożyłyśmy im wizytę w ich rezydencji, gdzie zamieszkują całą piątką. Znów
zaczął bić od niego smutek oraz cierpienie, z którym najwidoczniej nie umiał
się uporać.
- Louis przepraszam. – wyszeptałam. Powoli podnosząc
się z ziemi, stanęłam nad chłopakiem, który nawet na mnie nie spojrzał. Cały
czas tkwił w jednej, tej samej pozie. – Jestem beznadziejna, nie powinnam była
pytać. Nie chciałam cię urazić. Naprawdę przepraszam. – powiedziałam już
znacznie głośniej. Odwracając się gwałtownie na pięcie, już chciałam udać się w
stronę swojego domu, kiedy poczułam jego dłoń na swojej ręce.
- Wybacz. Trudno jest się oprzeć napływowi setki
wspomnień związanych z jedną osobą. – powiedział i zaśmiał się dźwięcznie. – W
cale nie jesteś beznadziejna i właśnie dobrze, że spytałaś. – dodał i
puszczając moją rękę, stanął naprzeciwko mnie. – Przejdziemy się? –
zaproponował, a ja lekko skinęłam głową.
Z każdą kolejną
chwilą, oddalaliśmy się coraz dalej od miejsca, w którym przed momentem
siedzieliśmy, tym samym przybliżając się do niewielkiego jeziorka. Co jakiś
czas spoglądałam na idącego obok szatyna, walczącego z lekkimi podmuchami
wiatru, czochrającymi jego niestarannie ułożoną grzywkę, którą nie dając za
wygraną, bezsilnie poprawiał. Widząc, że się mu przyglądam, zaprzestał
czynności i zaśmiał się dźwięcznie.
- Co cię tak nagle rozbawiło? – spytałam, co
spowodowało u chłopaka niepochamowany przypływ śmiechu.
- Twoja zapatrzona we mnie mina. – oznajmił, za co
zarobił kuksańca w bok.
Czując na sobie wzrok Louisa, odwróciłam się w jego
stronę. Chłopak delikatnie uśmiechnął się do mnie i z powrotem zwrócił
swoją uwagę na zachodzące słońce, którego już w połowie nie było widać. Od
kilku minut siedzieliśmy na krótkim, wykonanym z desek, pomoście, znajdującym
się nad jeziorkiem, w którego tafli odbijały się promienie usuwającego się
gorącego słońca. W otoczeniu dało się słyszeć szum koron drzew, które rozwiewał
wiatr oraz śpiew ptaków.
- Chciałaś wiedzieć, o czym tak często myślę i czemu
moją twarz przykrywa smutek. – odezwał się nagle mój towarzysz. Popatrzyłam na
niego, zachęcająco się uśmiechając, co odwzajemnił. – Tak więc słuchaj uważnie.
Opowiem ci historię niejakiego Louisa Tomlinsona i Eleonor Calder.
Niezwykła w swojej zwykłości dziewczyna o imieniu
Eleonor przyszła na świat pewnego lipcowego dnia. Jaki był? Deszczowy, a może
słoneczny? Nikt w to nie będzie wnikał. Ważne jest to, co się w tedy wydarzyło,
a mianowicie urodził się ktoś, kto kilkanaście lat później uszczęśliwił pewnego
chłopaka, Louisa. Dziewczyna pochodząca z Londynu, stolicy ponoć jednego z
najpiękniejszych państw świata, Wielkiej Brytanii, gdzie jeszcze nigdy nie
byłam i nie wiadomo, czy będę. Szatynka z lekko pofalowanymi włosami
sięgającymi za ramiona o brązowych oczach, w których nie jeden raz tonął
chłopak siedzący obok mnie. Dawniej, osoba nie wyróżniająca się z tłumu i
postrzegana za zwykłą obywatelkę, dopóki nie zaczęła się spotykać z Louisem
Tomlinsonem, który zobaczył w niej coś, czego inni nie potrafili dostrzec.
Ponadto szatyn mówił o niej z taką czułością, co ukazywało jego prawdziwe
uczucie żywione do ów dziewczyny. Czemu
związek tej kochającej się dwójki, został zniszczony przez fanów, którzy na
pozór powinni szanować wszystkie wybory swojego idola?
Kończąc swoją długą wypowiedź na temat ukochanej,
Louis przez chwilę spoglądał na mnie. Następnie wlepił swoje spojrzenie w taflę
jeziorka. Wiedziałam, że muszę coś powiedzieć. Coś co podniesie chłopaka na
duchu, lecz zarazem będzie czystą prawdą. Wzięłam głęboki wdech i patrząc na
chłopaka, powoli położyłam mu moją prawą dłoń na ramieniu.
- Ona nie chciała abyś cierpiał. W końcu zrobiła to
tylko po to, żeby zaoszczędzić ci problemów, które stwarzali wam fani ponoć
nazywający się tymi prawdziwymi. – zwróciłam się chłopaka. – Nie możesz smucić
się do końca życia Louis. Musisz iść dalej, a nie oglądać się za siebie. Być
tym chłopakiem, jakim jesteś naprawdę. Szczęśliwym, zabawnym. Zobaczysz, w
końcu wszystko się ułoży. – dodałam i uśmiechnęłam się lekko.
- Masz rację Scarlett. Nie mogę stać w miejscu, bo
zmarnuje swoje życie. – powiedział i uśmiechnął się szczerze.
- I co się tak szczerzysz? – spytałam, kiedy uśmiech
Louisa przybrał nienaturalną wielkość. Chłopak jedynie poruszył zabawnie
brwiami, po czym wstał i biorąc mnie na ręce podszedł bliżej krawędzi pomostu. – Nie
zrobisz tego. – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
- Założysz się? – spytał i podniósł jedną brew do
góry.
Popatrzyłam na
chłopaka błagalnie. Szatyn przewrócił teatralnie oczami i zaczął się wycofywać,
a ja odetchnęłam z ulgą. Niestety okazało się być to błędem, bo Tomlinson
biorąc rozbieg, odbił się przy krawędzi i trzymając mnie w objęciach, wskoczył
do wody. Szybko, obydwoje znaleźliśmy się pod taflą nagrzanego przez słońce,
jeziorka, po czym wynurzyliśmy się na powierzchnię.
- Kretyn! – wykrzyknęłam tak, że moje słowa odbiły
się echem po otoczeniu płosząc przy tym wszystkie ptaki.
- Przestań krzyczeć, bo spłoszysz przy tym coś
jeszcze. – zwrócił się do mnie z cwaniackim uśmiechem i pokazał mi język.
- Czyli mam rozumieć, że wrócił prawdziwy Louis
Tomlinson? – spytałam nie oczekując odpowiedzi.
Zanurzeni niemalże po same brody, w stopniowo
ochładzającej się wodzie, bawiliśmy się jak małe dzieci. Co jakiś czas
zanurzaliśmy się pod taflę jeziorka, robiąc przy tym przeróżne fikołki, a także
przepychając i chlapiąc, głośno przy tym krzycząc i śmiejąc w niebogłosy. Nie
mogłam powiedzieć, że było źle, bo znów mogłam poczuć się jak mała dziewczynka,
nie zwracająca uwagi na otaczające problemy, których ilość powoli będzie
narastała, między innymi dlatego, że wchodzę w dorosłe życie.
- Dziękuję Scarlett. Jesteś niesamowita. –
podsumował chłopak, obdarowując mnie niewymuszonym uśmiechem.
***
Cześć! Na samym początku, bardzo dziękuję za miłe
dwanaście komentarzy pod ostatnim rozdziałem, które jak zwykle zmotywowały mnie
do działania, a efektem tego jest rozdział powyżej. Jak też obiecałam, kolejny
pojawił się znacznie wcześniej, bo nie cały tydzień po dodaniu i prawdę
powiedziawszy miałam zamiar opublikowania go dopiero w piątek, ale niech
stracę. Muszę przyznać, że jak rzadko kiedy, jestem z niego całkiem zadowolona,
jednak czuję malusieńki niedosyt. Obiecuję, że niedługo będziecie mogli przeczytać
coś nasiąkniętego akcją, tylko dajcie mi troszkę czasu, bym mogła stworzyć do
tego odpowiednią sytuację. Teraz mam taką malutką prośbę. Każdy kto przeczytał
rozdział, niech zostawi po sobie jakiś ślad. Chciałabym zobaczyć dla ilu
wspaniałych ludzi piszę. Ponadto z rozdziału na rozdział, powoli zaczęła spadać
liczba komentarzy i to nie tak, że jest to denerwujące, ale zaczynam mieć
obawy, że robię coś źle. Więc jeśli tak naprawdę jest, napiszcie mi, bo lepiej
żyć ze świadomością niż jej brakiem. Kocham Was!