Kiedy słońce powoli usuwało się w cień, by księżyc mógł wzejść i oświetlić swoim blaskiem jedno z piękniejszych miast na świecie, zachowując tą koleją rzeczy równowagę w przyrodzie, ja
spacerowałam brzegiem Tamizy, rozmyślając o wydarzeniach na przestrzeni lat, mających miejsce w moim życiu. Czemu
los wystawiał mnie na tyle trudnych prób? Nie wiem i zapewne nigdy się nie dowiem. Moje
cierpienia zaczerpnęły początku od chwili śmierci jedynej bliskiej mi osoby,
mojej mamy. Przyszła tak nagle, bez zapowiedzi. Jest to jedna z jej
nieodłącznych cech. Dosięga nas lub naszych bliskich w tedy kiedy najmniej się
jej spodziewamy.
To już dziesiąty rok,
odkąd odeszła do Domu Ojca, a ja w dalszym ciągu nie zdołałam pogodzić się z
tym, że już jej nie ma i nigdy nie wróci na ten świat. Do dnia dzisiejszego
odczuwam pewną pustkę po jej stracie. Pamiętam pierwsze emocjonalnie trudne
chwile. Moment, w którym próbowałam ją obudzić, lecz na próżno się to zdało, a
następnie pogrzeb, a także każdą przepłakaną chwilę, czy to za dnia, czy w
nocy. Przez pierwsze lata żyłam łudząc się, że wróci i znów będzie tak jak dawniej.
Może jakby była tutaj, ze mną, życie
byłoby łatwiejsze? Nie mieliśmy za wiele krewnych, dlatego kiedy moja
rodzicielka przeszła na ten drugi, obiecywany nam świat, w którym ponoć dopiero
zaczyna się prawdziwe życie, nie miał się mną kto zająć przez co trafiłam do
przyklasztornego sierocińca, prowadzonego przez siostry zakonne, a także
jednego księdza. Przez pierwsze tygodnie unikałam jakiegokolwiek kontaktu z
otaczającym mnie światem. Wolałam odizolować się od rzeczywistości, wszystkiego
w moim najbliższym otoczeniu, zamykając się pośród czterech ścian i wypłakując
w poduszkę, czyniąc z mojego życia niewolnika smutku i cierpienia. Z czasem
zdałam sobie jednak sprawę, że czas upływa, idzie do przodu, bez możliwości
cofnięcia go. To bo było nie wróci, nie powtórzy się po raz kolejny. W tedy
przełamałam się, otworzyłam okno na otaczający mnie świat. Nawiązałam kontakty
z ludźmi, podopiecznymi sierocińca, którzy zrozumieli mnie jak nikt inny.
Wszystko to zapewne dlatego, że łączyła nas podobna sytuacja, nie mieliśmy
rodziców.
Życie stało się rutyną.
Budziłam się rankiem, a wieczorem kładłam się spać, by każdego następnego dnia
zachować tą kolejność. Jednak nie przeszkadzało mi to. Z biegiem czasu
przestałam tak bardzo rozpamiętywać śmierć mojej mamy, gdyż wiedziałam, że
jeszcze kiedyś się spotkamy, tam w niebie. Próbowałam żyć pełnią życia,
starając się przy tym nie wracać myślami do smutnych zdarzeń z przeszłości,
które mogłyby doprowadzić mnie do poprzedniego stanu, z którego trudno mi było
wyjść. Nim się obejrzałam zleciało dziewięć lat, na przestrzeni których
przyzwyczaiłam się do sierocińca, odnalazłam w nim dom, miejsce, w którym
czułam się bezpieczna. Lecz to się zmieniło. Z braku pieniędzy, teren został
wykupiony przez jednego z bogatszych ludzi w kraju. Na wiosnę według planów
miało tu stanąć pole golfowe, a nas sieroty poumieszczać w innych placówkach.
Najgorsze w tym wszystkim, że w innych miastach, położonych z dala od Londynu.
Nie chciałam zostawiać mamy, do której na cmentarz przychodziłam niemalże codziennie,
dlatego uciekłam zanim zdążyli mnie przenieść. Przez pierwsze tygodnie błąkałam
się bezradnie po ulicach, stykając się z głodem, brudem i zimnem, a także z
szyderstwem ze strony innych ludzi. Kres temu położyło znalezienie pracy w roli
kelnerki w barze. Wraz z tą posadą otrzymałam jeden z pokojów gościnnych,
mieszczących się na piętrze lokalu. Było to koło ratunkowe, jakie zostało
podarowane mi przez los.
Każdy kolejny dzień
nie wyróżniał się na tle poprzednich. Odpracowanie swojej zmiany, a pomiędzy
nimi długie spacery pośród dobrze znanych mi londyńskich zakamarków, pod czas
których rozmyślałam nad nudą zapełniającą moje życie, czyniącą z niego jeden
wielki bezsens. Wszystko to zaczęło się zmieniać od jednego z wyjątkowo zimnych
wieczorów. Stałam za barem odpracowując swój dyżur, powoli zbliżając się do
końca, z racji tego, że mieliśmy zamykać lokal. Nic szczególnego się nie
działo, było pusto, brak klientów. W pewnym momencie drzwi się uchyliły.
Ujrzałam w nich młodego, bardzo przystojnego chłopaka, który szukając
schronienia przed deszczem zjawił się właśnie tutaj. Zamówił coś ciepłego do
bicia, w celu rozgrzania się od środka. Zaczęliśmy rozmawiać, nie zwracając na
nic uwagi. Nasza znajomość nie skończyła się jak to bywa wielu przypadkach, na
jednym spotkaniu. Przychodził do mnie codziennie. Łączące nas relacje uległy
diametralnej zmianie, w stosunkowo krótkim czasie staliśmy się przyjaciółmi. Czy to nie działo się za szybko? Może,
jednak nie przeszkadzało mi to, ponieważ czułam się przy nim swobodnie, mogłam
być sobą i nikogo nie musiałam udawać. Tak jakbym go znała od zawsze. Z biegiem
czasu staliśmy się parą. Do momentu naszego pierwszego spotkania, zapomniałam
co to znaczy być szczęśliwą, lecz on mi to przypomniał. Obdarzył uczuciem i dał
tak bardzo ważne dla mnie poczucie bezpieczeństwa. Wydawało mi się, że będzie
tak już zawsze, o czym każdego dnia mnie zapewniał. Jeden wieczór wszystko
zepsuł, mój świat na nowo legną w gruzach. Po czterech pięknych miesiącach
bycia razem odstawił mnie w kąt, dla kariery, którą chciał rozwijać. Następne
kilka dni nie nadawałam się do niczego. Ciągle tylko płakałam. Znalazłam się w
dołku, z którego trudno było wyjść. Wszystko mi go przypominało. Gdzie tylko
nie spojrzałam widziałam jego twarz i te piękne oczy, w których niejednokrotnie
się rozpływałam. Czułam na sobie jego usta, czułe pocałunki, którymi mnie
obdarowywał kiedy tylko mógł. Słyszałam jego ciepły, melodyjny głos. Dotąd
żyłam pięknym snem, z którego ktoś mnie wybudził, tym samym zmuszając do
powrotu do szarej rzeczywistości. Po jakimś czasie w końcu wzięłam się w garść.
Nie mogłam przepłakać reszty swojego życia. Wróciłam do pracy i do czynności
sprzed kilku miesięcy tak jakby ostatnie wydarzenia nie miały nigdy miejsca,
tyle że tym razem byłam smutniejsza niż wcześniej. Próbowałam wyrwać go ze
swoich myśli, serca, lecz na próżno. Do dnia dzisiejszego mi to nie wyszło. Nie
widzę innego wyjścia, jak się z tym pogodzić, w końcu o to w życiu chodzi. Jedni muszą cierpieć, by inni byli
szczęśliwi. Między wszystkim musi zostać zachowany jakiś kontrast.
Wybiła godzina
dwudziesta, o czym przypomniało mi bicie big bena. Nie marnując więcej czasu
udałam się w stronę miejsca, gdzie pracowałam, a także mieszkałam. Po upływie
kilku minut doszłam na miejsce. Stałam pod niczym nie wyróżniającym się od
innych budynkiem. Pchnęłam lekko skrzypiące drzwi i przeszłam przez próg, a
następnie przez salę z kilkoma stolikami. Przy niektórych siedzieli klienci,
czekający aż ktoś ich obsłuży. Lecz dzisiaj nie obchodziło mnie to. Moja zmiana
skończyła się kilka godzin temu, co czyniło mnie wolnym. Wychodząc po schodach, tym samym znajdując się
na piętrze, odszukałam swój pokój, w którym gdy tylko się znalazłam, rzuciłam
się na łóżko. Leżąc na mięciutkiej pościeli, bez celowo wpatrywałam się w biały
sufit. Z bezczynności do mojej głowy zaczęło napływać kilkadziesiąt myśli,
wspomnień, szczególnie tych złych, których od dłuższego czasu próbowałam się
wyzbyć. Obróciłam się na drugi bok i swoje spojrzenie wlepiłam w fotografię,
stojącą opartą o lampkę, stojącą na szafce nocnej. Przedstawiała dwie
uśmiechnięte kobiety, które łączyła siostrzana więź. Młodsza, miała blond włosy
spięte w wysokiego kucyka i niebieskie oczy, za to ta druga, starsza, piegowatą
twarz, rude loki sięgające po ramiona i brązowe tęczówki. Były to moja mama i
ciocia, której nie poznałam, gdyż mieszka zupełnie w innej części świata, tak
dokładniej w Nowym Jorku. W tej chwili w mojej głowie narodził się pewien
pomysł. Czemu by tak nie polecieć do
Stanów i zacząć nowe życie? Znaleźć ciotkę? Powoli podniosłam się z łóżka i
podeszłam w stronę okna. Siadając na parapecie i wyglądając zza szybę, zaczęłam
intensywnie nad tym myśleć. W sumie nic, ani nikt mnie tutaj nie trzyma.
Zresztą gorzej już być nie może.
- Dzień dobry. –
przywitałam ją z uśmiechem. – Czy mogłabym zając pani chwilkę? – zapytałam.
- Oczywiście Rosalie.
Usiądź. – odpowiedziała, a następnie gestem ręki wskazała na fotel. – Czy coś
się stało? – spytała z troską, patrząc na bagaż stojący obok mnie.
- Właściwie to nic. –
odparłam. – Po prostu doszłam do wniosku, że nic mnie już nie trzyma w Anglii i
chciałabym zacząć nowe życie, z dala od tego miasta.
- Wyjeżdżasz? Ale
dokąd? – dopytywała.
- Do Nowego Jorku.
Mam tam ciocię, którą postaram się odnaleźć.
- Będę trzymała za
ciebie kciuki. – powiedziała, po czym wstała i podeszła do mnie. Również
uczyniłam to samo. Kobieta przytuliła mnie do siebie.
- Dziękuję za
wszystko co pani dla mnie zrobiła. Zawszę będę o tym pamiętała. – czułam jak
powoli zbiera mi się na płacz. Nie lubiłam pożegnań.
- Nie ma za co. –
obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem. – Zawsze jesteś tutaj mile widziana. –
dodała. Oddałam jej kluczyk od swojego pokoju i jeszcze raz się z nią żegnając,
wyszłam z pomieszczenia, a następnie udałam się ku drzwiom wyjściowym z baru,
miejsca, gdzie do dnia dzisiejszego pracowałam, a także mieszkałam. Kiedy
znalazłam się przed budynkiem, złapałam przejeżdżającą taksówkę i podałam
kierowcy adres cmentarza, na którym spoczywała moja mama.
- Czy mógłby pan
tutaj na mnie poczekać? Dosłownie chwileczkę? – poprosiłam taksówkarza po
dojeździe na miejsce. Lekko skinął głową na znak, że się zgadza. Nie tracąc
zbędnie czasu, opuściłam samochód. Przekraczając mury cmentarne, udałam się ku
alei, na której znajdował się grób mojej mamy. Dobrze znałam drogę, więc nie
przeszkadzało mi to, że było już ciemno. Dochodząc na miejsce, zaczęłam od
zmówienia modlitwy za jej duszę. Kiedy skończyłam, w ciszy przyglądałam się
nagrobkowi, pod którego płytą spoczywała moja rodzicielka. Po moich policzkach
pociekły słone zły. Bolało mnie to, że już nie będę mogła do niej przyjść,
pomodlić się, a także porozmawiać jak to miałam w zwyczaju. Jednak wiem, że ona
mimo to, że jej ciało zakopane jest pod grubą warstwą tej ziemi, zawsze będzie
przy mnie, w końcu jest w moim sercu. – Kocham cię mamusiu. – wyszeptałam,
dotykając zimnej marmurowej płyty, po czym odwróciłam się i z trudem odeszłam.
Weszłam do taksówki,
usadawiając się wygodnie w fotelu i ocierając mokre od łez policzki.
- Wszystko w
porządku? – spytał kierowca, a w jego głosie dało się usłyszeć nutkę troski.
- Tak. – odparłam. –
Możemy jechać. – dodałam, podając adres lotniska. Po półgodzinnej drodze
dotarliśmy na miejsce. Zapłaciłam za kurs, wyciągnęłam walizkę z bagażnika i
dziękując, pożegnałam się z taksówkarzem. Stojąc w bezruchu, wpatrywałam się w
odjeżdżający samochód. Po jego zniknięciu z zasięgu mojego wzroku, odwróciłam
się przodem do ogromnego budynku lotniska i biorąc głęboki wdech, udałam się ku
wejściu. Przeszłam przez szklane drzwi i podeszłam do jednej z kas. Na moje
szczęście było jeszcze jedno wolne miejsce na najbliższy lot, bezpośrednio do
Nowego Jorku. Miałam niewiele czasu do odlotu. Ciągnąc za sobą walizkę udałam
się w kierunku odprawy.
Stojąc już przed
latającą maszyną, zawahałam się przez chwilę. Wiedziałam, że ta bezmyślna
decyzja może mieć wpływ na moje życie. Jeśli
tego nie zrobię, nie wsiądę do samolotu, nigdy nie dowiem się jaki. Nie mam nic
do stracenia. Z szerokim uśmiechem na twarzy weszłam na pokład i zajęłam
wyznaczone miejsce przy oknie. Po paru minutach wznieśliśmy się w przestworza.
Opierając głowę o szybę, jednocześnie spoglądałam na dobrze znane mi miejsca,
które z każdą kolejną chwilą stawały się coraz mniejsze. Stolica Wielkiej
Brytanii w blasku księżyca wyglądała przepięknie. Mimo tego, że uciekam jak
najdalej stąd, z miasta, w którym wiele się nacierpiałam, ale co ważniejsze
przyszłam na świat oraz wychowałam, na stałe zapisze się w moim sercu. Londyn,
moje miejsce na ziemi, moja mała ojczyzna, zawsze będzie jakąś cząstką mnie.
Tego nikt i nic nie zmieni. Po policzku spłynęła pojedyncza łza, której
pozwoliłam popłynąć dalej. Chociaż jeszcze przez te parę sekund jestem w tym
mieście, to i tak już zaczynam tęsknić. Czy
kiedykolwiek tutaj wrócę? Tego nikt nie jest w stanie przewidzieć…
***
Wiatm Was na moim kolejnym blogu! Pierwsze przemówienie jest zazwyczaj najtrudniejsze, przynajmniej dla mnie. Tak więc mam nadzieję, że spodobał się Wam pierwszy rozdział. Osobiście jestem z niego nawet zadowolona, co nie często się u mnie zdaża. Zachęcam Was do dodawania się do obserwatorów i pozostawiania swojej opini w komentarzu. Pozdrawiam i do zobaczenia w następnym rozdziale ;*
Wiatm Was na moim kolejnym blogu! Pierwsze przemówienie jest zazwyczaj najtrudniejsze, przynajmniej dla mnie. Tak więc mam nadzieję, że spodobał się Wam pierwszy rozdział. Osobiście jestem z niego nawet zadowolona, co nie często się u mnie zdaża. Zachęcam Was do dodawania się do obserwatorów i pozostawiania swojej opini w komentarzu. Pozdrawiam i do zobaczenia w następnym rozdziale ;*
Cudowny początek *-*
OdpowiedzUsuńJuż zakochałam się w historii Rosalie, a to dopiero początek.
Czekam na kolejny i życzę weny.
+obserwuję bloga.
Jak mogłabym tego nie zrobić, kocham twoje opowiadania ;**
Dziękuję Ci za poinformowanie mnie o tym blogu i za te miłe słowa, które napisałaś w komentarzu, bo naprawdę warto było tu wpaśc i przeczytac Twoje kolejne opowiadanie. Dziewczyno, masz ogromny talent i wykorzystujesz to w prawidłowy sposób. Czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój wydarzeń i zgodzę się z Tobą - Pierwsze przemówienie jest najgorsze. : )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Merci. xx
Genialny początek! :3
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się historia Rose.
Ale mam jedną uwagę. Musiałam zaznaczać cały tekst, aby cokolwiek przeczytać! Czcionka i kolor z pewnością nie należą do czytelnych. ;)
Dzięki za komentarz. ;*
Czekam na nn.
wspaniały rozdział ! bardzo mi się podoba ! świetnie piszesz. tylko pozazdrościć takiego talentu ! :) z niecierpliwością czekam na następny ! :D
OdpowiedzUsuńHej. Dziękuję za komentarz u mnie na blogu, jak tylko jutro przyjdę ze szkoły przeczytam Twoją twórczość i myślę, że zostanę. :) Na razie mogę stwierdzić, że masz ładny szablon. Pozdrawiam. <33
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję Ci za to, że mnie poinformowałaś o blogu. Już dawno miałam się wziąć za czytanie Twojej twórczości, lecz zawsze coś mi przeszkadzało. Tym razem tak nie jest, toteż zdecydowałam się skomentować od razu. Bardzo podoba mi się motyw, który zastosowałaś. Fabuła, dla niektórych prosta, według mnie jest bardzo ciekawa. Śmierć pojawia się na wielu blogach, lecz u Ciebie nie stanowi czegoś znaczącego, choć ma duży wpływ na całą historię. Doskonale wszystko opisałaś. Masz bardzo oryginalny i lekki styl. Czyta się szybko, nie robisz błędów, które kolą w oczy. Zapomniałaś o kilku przecinkach, lecz przymknę na to oko. Podoba mi się to, że postać chłopaka jest owiana tajemnicą. Nie powiedziałaś, kim on jest, za co masz u mnie ogromnego plusa. Bardzo realistycznie opisujesz wszystkie emocje, każde uczucie, a nawet potencjalnie niepozorne rzeczy, a to lubię najbardziej. Od niepamiętnych czasów wyznaję zasadę, że dialog ma być dodatkiem do tekstu, a nie go tworzyć, dlatego niezmiernie się raduję, że nie katujesz czytelnika wieloma rozmowami. Są one ograniczone, lecz istnieją. Gratuluję. Szczerze przyznaję, iż blog zapowiada się ciekawie i nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na rozdział następny. Pozdrawiam. xx :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, czekam na pierwszy, i życzę weny
OdpowiedzUsuńŚwietny, cudowny, niesamowity ! Zapowiada się bardzo ciekawie, a ja już z niecierpliwością czekam na rozdział drugi <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział *_*
OdpowiedzUsuńOczywiście czekam nn i dodaje się do obserwatorów :)
Idealny początek ;)
OdpowiedzUsuńjestem bardzo ciekawa losów Rosalie ;P
Czekam na następny ;))
Pozdrawiam,
M.
Zaczyna się niesamowicie. Nie mogę się doczekać kolejnych części.
OdpowiedzUsuńhttp://tonks-onedirection-opowiadania.blogspot.com
To dopiero 1 rozdział, a ja już uwielbiam to opowiadanie <3 historia Rose jest przez Ciebie tak fajnie opisana, lekko się to czyta,to zasługa twojego wielkiego talentu pisarskiego!!! Z niecierpliwością czekam na NN i zapraszam do mnie, na nowy rozdział :) http://1d-myinspiration.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa co stanie się dalej. Bohaterka mojego opowiadania również ma na imię Rosalie C:
OdpowiedzUsuńhttp://forever-in-my-herat.blogspot.com
Rozdział długi,wspaniały. Piszesz tak lekko,coś w tym takiego,że chce się czytać dalej <3333 Obserwuję ;)
OdpowiedzUsuńPs. Bardzo podoba mi się wygląd bloga ;*
świetny :) zapraszam do mnie !
OdpowiedzUsuńenetnae.blogspot.com x
Ahh ty maso talentów !! Wiesz jak kocham twój styl pisania.. ;3
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to jest nieziemski. Historia Rosalie bardzo mnie wciagnęła szczególnie po tym jak opisałaś to ile ta dziewczyna przeszła. Najpierw śmierć matki, sierociniec który opuściła i do tego tajemniczy chłopak, który odważył zrobić jej tak coś przykrego... zostawić ją. No poprostu zakochałam się już w tym opowiadaniu. Może i akcja nie jest za duża ale to w jaki sposób opisujesz każdy szczegół zachwyca.
Z niecierpliwością czekam na następny i życzę duuużoo weny kochana ;**
Bardzo interesujący początek. Zdecydowanie będę tu częstym gościem ♥
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy :D
http://i-am-alone-onedirection.blogspot.com
Cześć maleńka .Przede wszystkim chciałam ci podziękować za komentarze pozostawione u mnie .Coś we mnie drgnęło i postanowiłam przeczytać co piszę jedna z moich ulubionych czytelniczek ,która zostawia takie wyczerpując i zadawalające komentarze ,mam nadzieję ,że również uda mi się odpowiednio ciebie dowartościowywać :)
OdpowiedzUsuńCo do prologu to jest na prawdę świetny i nie mogę się doczekać rozdziałów ,które mam nadzieję ,że powoli będą wyjaśniały całą tą historię .Mimo ,że to dopiero epilog to i tak wiem ,że cały blog będzie świetny sądząc po tym jak piszesz .Nie wiem czy satysfakcjonują cię słowa takiej amatorki jak ja ,ale na prawdę mi się spodobał i z niecierpliwością będę czekała na kolejne rozdziały . Obiecuję ,że zostanę do końca :)
Znowu beczę, słuchając "The Cinematic Orchestra - Transformation" przeczytałam dziś drugi raz opowiadanie z którym się zżyłam i beczałam czytając go, a teraz jeszcze czytając twojego bloga też beczę. Kurde, chyba już wariuję. Masz talent, nie zapominaj o tym :)
OdpowiedzUsuńwiesz co, jestem zachwycona ! .♥
OdpowiedzUsuńkocham ten blog, to miłość od pierwszego wejrzenia! .xd
opowiadanie nieźle się zaczyna, tylko bohaterowie trochę do siebie podobni. przynajmniej takie odniosłam wrażenie. ale mam nadzieję, że akcja to nadrobi c:
OdpowiedzUsuńjest dosyć dużo blogów z opowiadaniami o 1D, Twój już na wstępie ma u mnie plus za świetną grafikę. życzę powodzenia i weny!
Bardzo fajnie się zaczyna xd napewno będę wpadać ;p życzę dużo pomysłów na nowe rozdziały :D
OdpowiedzUsuńu mnie pojawił się nowy rozdział, zapraszam : ) http://1d-myinspiration.blogspot.com/ i z niecierpliwością czekam na nowy rozdział u cb :> pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz :) No i piękny Zayn na szablonie ;)
OdpowiedzUsuńDwie nastolatki żyjące w skrajnej rozpuście. Mieszkanki Las Vegas korzystające w pełni z uroków tego miasta. Alkochol, seks i wieczna zabawa.
http://blaise-georgia.blogspot.com/
Zapraszamy! :))
To pierwsze twoje opowiadanie, które czytam. Ten rozdział bardzo mi się podoba:D jest boski :) ciekawe, czy Rose odnajdzie ciotkę...
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam na moje opowiadania. your-last-first-kiss-1dstory.blogspot.com tego bloga zaczęłam pisać niedawno, jest juz prolog i bohaterowie :)
Prowadzę też drugiego bloga x1dforevernumber1x.blogspot.com Na obydwa serdecznie zapraszam :DPozdrawiam i czekam na następny rozdział :D
Osobiście mi się podoba, dużo tu cierpienia, ale mam nadzieję, że będzie lepiej. Rozdział wyczerpująco długi, ale myślę, że to mały problem. Uważam, że taka jedna osóbka jak ja nie sprzykrzy ci problemów, jak raz na jakiś czas wpadnie i skomentuje ;**
OdpowiedzUsuńTrafiłam tutaj dzięki komentarzowi na moim blogu i muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona bo opowiadanie zapowiada się ciekawie, więc już się zabieram za czytanie kolejnych rozdziałów. :D
OdpowiedzUsuńhttp://you-are-carrying-changes.blogspot.com