Spróbujcie
mnie chociaż zrozumieć. Zdanie wypowiedziane drżącym głosem
przez Rosalie, takim sposobem kończąc opowiadanie pewnego rozdziału z historii
swojego życia, którego nigdy wcześniej nie poznałyśmy, chociażby w połowie. Od
momentu, kiedy te parę słów dotarło do moich uszu, nieustannie odbijały się
echem w mojej głowie, którą można by było w niniejszej sytuacji, porównać do
studni.
W pomieszczeniu panowała niezręczna cisza, której żadna z nas nie ośmieliła się przerwać. Spojrzałam na blondynkę, siedzącą naprzeciwko mnie. Po obu jej policzkach, spływały łzy bólu, spowodowane przywołaniem wspomnień, jednego z nieszczęśliwszych momentów jej życia. Rozumiałam ją, chociaż sama nie doświadczyłam czegoś podobnego. Ponadto nie dziwiło mnie to, że nic nam wcześniej nie powiedziała. Chciała po prostu zapomnieć o nim, o Zaynie, który był jej pierwszą miłością, oraz zaznać odrobiny szczęścia.
Osobiście, mogłam poznać taką Rosalie. Smutną. Cierpiącą. Zagubioną. Takie przynajmniej sprawiała wrażenie, kiedy przypadkowo spotkałam ją siedzącą na krawężniku, idąc w stronę swojego domu. I jak się później okazało, nie myliłam się. Opowiedziała mi jak straciła mamę, o sierocińcu, w którym mieszkała przez parę długich lat, o jego zamknięciu i tułaczce po ulicach Londynu, a następnie pracy, jedynym źródle jej utrzymania. W młodym wieku, przeżyła więcej niż niejedna osoba, kilka razy od niej starsza.
Podczas jej, prawie dwuletniego, pobytu w Nowym Jorku, patrzyłam jak rozkwitła. Niegdyś smutna twarz, przyozdobiona została szerokim i szczerym uśmiechem, a w ciemnobrązowych oczach, tańczyły iskierki. W tedy stała się dla mnie przykładem osoby, którą warto naśladować. Osoby, która nauczyła mnie, że nie ważne jak ciężkie jest życie, nie wolno się poddawać.
Przez cały czas miałam wielką nadzieję, że pozostała dwójka, siedząca po moich obu stronach, podobnie do mnie, nie będzie miała jej tego za złe. Biorąc pod uwagę charakter Scarlett, o to nie musiałam się aż tak martwić. Szatynka była osobą ułożoną i spokojną, a także starającą się każdego zrozumieć. W tej sytuacji, jak prawie w każdej innej, gorzej mogło być z Jess, która ma trudny charakter. Nie pomagał również fakt, iż jest ona wielką fanką chłopaków.
Przykładając, zaciśniętą w pięść, dłoń, odchrząknęłam cały czas patrząc w stronę szatynki. Dziewczyna, jak na zawołanie, spojrzała w moją stronę. Proszę cię, powiedz coś. Błagałam w myślach, mając złudną nadzieję, że jakimś magicznym sposobem, Jessica usłyszy moje prośby. Chyba powoli zaczynam świrować!
- Czemu nie powiedziałaś nam tego wcześniej? Przecież jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. – odezwała się Jessica z nutką żalu w głosie, ale pomimo tego, odetchnęłam z ulgą. Równie dobrze mogła nic nie powiedzieć.
- Z dość błahego powodu. Nie chciałam tego wspominać. Nie chciałam już więcej cierpieć, tylko zaznać szczęścia. Budzić się z uśmiechem na twarzy, nawet najmniejszym, ale szczerym, który widniałby na niej do końca dnia, a nawet i pod czas snu. Może dla innych jest to czymś banalnym, jednak dla mnie ma to ogromne znacznie. – odpowiedziała ze spuszczoną głową. – Przepraszam. Naprawdę bardzo was przepraszam. Teraz gdy tak na to popatrzę, widzę, że zachowywałam się jak samolub. Nie powinnam była tak postępować, w końcu jesteśmy przyjaciółkami. – dodała i popatrzyła kolejno na każdą z nas. – Najlepszymi przyjaciółkami. – poprawiła się, a na jej twarzy namalował się delikatny uśmiech. Nie czekając długo, Jessica przytuliła ją do siebie, jak najmocniej umiała. Scarlett patrząc w stronę, tulących się dziewczyn, uśmiechnęła się radośnie, a ja odetchnęłam z ulgą, zażegnując całą nieprzyjemną sytuację.
- Obiecaj jedno. Koniec z sekretami. Nawet najmniejszymi. – powiedziała do Rosalie. – Was też się to tyczy. – zwróciła się do nas.
- Obiecuję. – odpowiedziała Montgomery, a my kiwnęłyśmy głowami, na znak, że się z nią zgadzamy.
Obudziłam się na niewygodnej podłodze w pokoju Rosalie. Najwidoczniej wczorajsze rozmowy do późnych godzin nocnych, pochłonęły każdą z nas do tego stopnia, że nie zauważyłyśmy, kiedy zmrużył nas sen. Powoli podnosząc się z ziemi, rozglądnęłam się po sypialni przyjaciółki, którą wypełniały promienie słoneczne gorącego słońca. Było to średniej wielkości pomieszczenie z przewagą jasnych barw. Nagrzaną podłogę w postaci paneli, częściowo okrywał miękki w dotyku, brązowy dywan, na którym stało drewniane dwuosobowe łóżko. Po jego obu stronach znajdowały się szafki nocne. Ścianę, do której przylegały wcześniej wymienione meble, przyozdabiało zdjęcie naszej czwórki, zrobione w Central Parku, pod czas jednego z letnich dni, oraz półka z paroma książkami i doniczkowymi kwiatkami. Prostopadłą ścianę, w pełni przysłaniała duża szafa, która rekompensowała brak garderoby, zresztą jedynej w tym domu, którą, nie trudno zgadnąć, zgarnęła Jessica.
- Wstawać! – krzyknęłam, stojąc nad łóżkiem, na którym moje przyjaciółki, w dalszym ciągu smacznie spały.
- Spadaj! – odkrzyknęła Jess i rzuciła we mnie poduszką. Nie pozostając jej dłużna, trzymając mocno w obu dłoniach mięciutki przedmiot wypełniony pierzem, podeszłam do łóżka i uderzyłam nim w przyjaciółkę. Dziewczyna poderwała się z łóżka i mierząc mnie morderczym spojrzeniem, pochwyciła pierwszą lepszą poduszkę, do której moja swoją drogą miała się nijak. Szatynka, biorąc rozbieg, rzuciła się na mnie i przewracając nas obie na ziemię, zaczęła okładać mnie puchowym przedmiotem, w konsekwencji czego po pokoju zaczęły latać białe piórka.
- Złaś ze mnie idiotko! – krzyczałam i wypluwając pierza z buzi. Rosalie obserwowała całą tą sytuację i zanosiła się głośnym śmiechem, za to Scarlett próbowała rozdzielić się mnie oraz pannę Forks.
- Mogłabyś trochę wyluzować. – Jessica zwróciła się do Scarlett, kiedy udało się jej nas rozdzielić. Szatynka skarciła ją wzrokiem i otrzepała się z pierzy. – Pasowałabyś do Liama, w końcu jesteście do siebie podobni w zachowaniu. – dodała po chwili.
- Nie szukam teraz chłopaka. – odpowiedziała jej. – Zresztą gdyby nie ja, już dawno doprowadziłybyście do jakiejś tragedii. – skwitowała. – Tak więc, Jessica weźmiesz odkurzacz i wszystko co będzie ci potrzebne do doprowadzenia tego pomieszczenia, do poprzedniego stanu, a Chealsy ubierzesz się i pójdziesz do sklepu, bo lodówka świeci pustakami. Wszystko jasne? – spytała, unosząc jedną brew do góry.
- Tak jest! – zasalutowałyśmy i każda udała się w innym kierunku.
Odświeżona i przebrana, podeszłam pod półkę i wysuwając szufladę, wyjęłam z niej czarny portfel z ćwiekami i spakowałam go do podręcznej torebki, w której chwilę później znalazł się również mój telefon. Schodząc po krętych schodach na dół, przewiesiłam torebkę przez ramię. Znajdując się na parterze, podeszłam pod drzwi i naciskając na mosiężną klamkę, pociągnęłam je do siebie, a następnie przeszłam przez próg, tym samym wychodząc na świeże powietrze. Przekraczając umowną granicę naszej posesji, wyszłam na chodnik, na którym stojąc zauważyłam znaną mi, od wczoraj, twarz.
- Cześć Harry. – przywitałam się z chłopakiem, który na dźwięk moich słów, momentalnie odwrócił się do mnie przodem i podszedł bliżej, zachowując między nami niewielką odległość. Ubrany był w białą koszulkę, klasyczne rurki i tego samego koloru co góra, conversy przed kostkę.
- Cześć Chealsy. – powiedział i uśmiechnął się do mnie lekko. – Gdzie się wybierasz? – spytał, cały czas bacznie mi się przyglądając.
- Do sklepu. – odpowiedziałam krótko.
- Do dobrze się składa, bo ja również się tam wybieram. – powiedział. – Tak więc myślę, że moglibyśmy udać się tam razem. Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko temu. – zaproponował i uśmiechnął się jeszcze szerzej niż wcześniej, a na jego twarzy pojawiły się dołeczki, dodające mu dziecięcego uroku.
- Pewnie, że nie.
Zarówno, podczas drogi do sklepu, jak i powrotnej, cały czas rozmawialiśmy głównie o naszej dwójce, co jak twierdził mój towarzysz, jest lepszym sposobem na wzajemne poznanie.
- Czy po naszym wyjściu, Rosalie opowiedziała wam coś więcej na temat ich znajomości? Jej i Zayna? – spytał ni stąd, ni zowąd. – Bo nam nic nie chciał powiedzieć. – dodał.
- Tak. Opowiedziała nam. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie byłam zwolenniczką kłamstw, dlatego z reguły zawsze mówiłam prawdę, chyba, że sytuacja była konieczna. – Jednak jeśli chcesz poznać tę historię, musisz spytać się o nią swojego przyjaciela, gdyż ja nie jestem osobą upoważnioną do jej opowiadania. Wybacz.
- Racja. – odpowiedział. – Spokojnie, nie mam ci tego za złe. – dodał po chwili i obdarzył mnie lekkim uśmiechem.
Położyłam siatki z zakupami na kuchennym blacie i uśmiechnęłam się do, oglądających moje poczynania, dziewczyn.
- Sama to wszystko doniosłaś pod dom? – spytała, jak zwykle podejrzliwa, Jessica.
- Może. – odpowiedziałam z tajemniczym uśmiechem. Prawda jest taka, że było to głównie zasługą Harrego, bardzo chętnego do pomocy.
- Może? – powtórzyła Scarlett i spojrzała na mnie przenikliwie.
- Powiedz nam jedno. Kogo spotkałaś? – spytała prosto z mostu, Rosalie.
- Dobra. – powiedziałam na znak poddania się. – Kiedy wyszłam z domu i skierowałam się do sklepu, spotkałam Harrego, który jak się złożyło, również szedł w to samo miejsce co ja, więc poszliśmy razem. – opowiedziałam pokrótce.
- Harry to dżentelmen. – skwitowała Jess, a dziewczyny ją poparły. – Podoba ci się.
- Harry?! Coś ty, to tylko nowy znajomy. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą po raz drugi, dzisiejszego dnia. – A tak w ogóle, Jessica, przyjaźnimy się, a zapomniałyśmy się spytać, który ci się najbardziej podoba. – zwróciłam się przyjaciółki, uśmiechając się złowieszczo. Na szczęście znalazłam poparcie wśród pozostałych dziewczyn, tak więc całą trójką milcząc, wyczekiwałyśmy odpowiedzi.
- Otóż, to trudne pytanie… - zaczęła patrząc na każdą z nas.
- Który? – spytała stanowczo Rosalie, a ja pokiwałam głową z bardzo głupim wyrazem twarzy.
- Niall. Niall Horan. – odpowiedziała, a jej twarz przybrała różową barwę.
- Ten blondyn?! – spytała Scarlett, a Jessica jedynie pokiwała głową.
- Tak w ogóle, mamy dzisiaj do nich zaproszenie. – poinformowałam dziewczyny i schodząc z blatu, na którym siedziałam, wyszłam z kuchni.
O umówionej godzinie, jaką była szesnasta, stałyśmy całą czwórką pod drzwiami domu chłopców. Popatrzyłam na Rosalie, którą z wiadomych przyczyn, musiałyśmy przekonywać aby poszła z nami. Blondynka lekko skinęła głową, dając mi znak, że mogę pukać. Nie minęło kilka sekund, nim jesionowe wrota otworzyły się, a w progu stanął uśmiechnięty, od
ucha do ucha,
Niall.
Siedząc wygodnie w salonie, czekałyśmy w towarzystwie Liama i Nialla, na resztę, niegotowych jeszcze, chłopców. Chwilę później do pomieszczenia weszli kolejno, Louis, Zayn, a na samym końcu Harry, który uśmiechnął się w moją stronę.
- Czuję, że coś wisi w powietrzu. – oczywiście nie obyło się bez komentarza Jess, która jako jedyna zauważyła gest kędzierzawego w stosunku do mnie.
***
W pomieszczeniu panowała niezręczna cisza, której żadna z nas nie ośmieliła się przerwać. Spojrzałam na blondynkę, siedzącą naprzeciwko mnie. Po obu jej policzkach, spływały łzy bólu, spowodowane przywołaniem wspomnień, jednego z nieszczęśliwszych momentów jej życia. Rozumiałam ją, chociaż sama nie doświadczyłam czegoś podobnego. Ponadto nie dziwiło mnie to, że nic nam wcześniej nie powiedziała. Chciała po prostu zapomnieć o nim, o Zaynie, który był jej pierwszą miłością, oraz zaznać odrobiny szczęścia.
Osobiście, mogłam poznać taką Rosalie. Smutną. Cierpiącą. Zagubioną. Takie przynajmniej sprawiała wrażenie, kiedy przypadkowo spotkałam ją siedzącą na krawężniku, idąc w stronę swojego domu. I jak się później okazało, nie myliłam się. Opowiedziała mi jak straciła mamę, o sierocińcu, w którym mieszkała przez parę długich lat, o jego zamknięciu i tułaczce po ulicach Londynu, a następnie pracy, jedynym źródle jej utrzymania. W młodym wieku, przeżyła więcej niż niejedna osoba, kilka razy od niej starsza.
Podczas jej, prawie dwuletniego, pobytu w Nowym Jorku, patrzyłam jak rozkwitła. Niegdyś smutna twarz, przyozdobiona została szerokim i szczerym uśmiechem, a w ciemnobrązowych oczach, tańczyły iskierki. W tedy stała się dla mnie przykładem osoby, którą warto naśladować. Osoby, która nauczyła mnie, że nie ważne jak ciężkie jest życie, nie wolno się poddawać.
Przez cały czas miałam wielką nadzieję, że pozostała dwójka, siedząca po moich obu stronach, podobnie do mnie, nie będzie miała jej tego za złe. Biorąc pod uwagę charakter Scarlett, o to nie musiałam się aż tak martwić. Szatynka była osobą ułożoną i spokojną, a także starającą się każdego zrozumieć. W tej sytuacji, jak prawie w każdej innej, gorzej mogło być z Jess, która ma trudny charakter. Nie pomagał również fakt, iż jest ona wielką fanką chłopaków.
Przykładając, zaciśniętą w pięść, dłoń, odchrząknęłam cały czas patrząc w stronę szatynki. Dziewczyna, jak na zawołanie, spojrzała w moją stronę. Proszę cię, powiedz coś. Błagałam w myślach, mając złudną nadzieję, że jakimś magicznym sposobem, Jessica usłyszy moje prośby. Chyba powoli zaczynam świrować!
- Czemu nie powiedziałaś nam tego wcześniej? Przecież jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. – odezwała się Jessica z nutką żalu w głosie, ale pomimo tego, odetchnęłam z ulgą. Równie dobrze mogła nic nie powiedzieć.
- Z dość błahego powodu. Nie chciałam tego wspominać. Nie chciałam już więcej cierpieć, tylko zaznać szczęścia. Budzić się z uśmiechem na twarzy, nawet najmniejszym, ale szczerym, który widniałby na niej do końca dnia, a nawet i pod czas snu. Może dla innych jest to czymś banalnym, jednak dla mnie ma to ogromne znacznie. – odpowiedziała ze spuszczoną głową. – Przepraszam. Naprawdę bardzo was przepraszam. Teraz gdy tak na to popatrzę, widzę, że zachowywałam się jak samolub. Nie powinnam była tak postępować, w końcu jesteśmy przyjaciółkami. – dodała i popatrzyła kolejno na każdą z nas. – Najlepszymi przyjaciółkami. – poprawiła się, a na jej twarzy namalował się delikatny uśmiech. Nie czekając długo, Jessica przytuliła ją do siebie, jak najmocniej umiała. Scarlett patrząc w stronę, tulących się dziewczyn, uśmiechnęła się radośnie, a ja odetchnęłam z ulgą, zażegnując całą nieprzyjemną sytuację.
- Obiecaj jedno. Koniec z sekretami. Nawet najmniejszymi. – powiedziała do Rosalie. – Was też się to tyczy. – zwróciła się do nas.
- Obiecuję. – odpowiedziała Montgomery, a my kiwnęłyśmy głowami, na znak, że się z nią zgadzamy.
Obudziłam się na niewygodnej podłodze w pokoju Rosalie. Najwidoczniej wczorajsze rozmowy do późnych godzin nocnych, pochłonęły każdą z nas do tego stopnia, że nie zauważyłyśmy, kiedy zmrużył nas sen. Powoli podnosząc się z ziemi, rozglądnęłam się po sypialni przyjaciółki, którą wypełniały promienie słoneczne gorącego słońca. Było to średniej wielkości pomieszczenie z przewagą jasnych barw. Nagrzaną podłogę w postaci paneli, częściowo okrywał miękki w dotyku, brązowy dywan, na którym stało drewniane dwuosobowe łóżko. Po jego obu stronach znajdowały się szafki nocne. Ścianę, do której przylegały wcześniej wymienione meble, przyozdabiało zdjęcie naszej czwórki, zrobione w Central Parku, pod czas jednego z letnich dni, oraz półka z paroma książkami i doniczkowymi kwiatkami. Prostopadłą ścianę, w pełni przysłaniała duża szafa, która rekompensowała brak garderoby, zresztą jedynej w tym domu, którą, nie trudno zgadnąć, zgarnęła Jessica.
- Wstawać! – krzyknęłam, stojąc nad łóżkiem, na którym moje przyjaciółki, w dalszym ciągu smacznie spały.
- Spadaj! – odkrzyknęła Jess i rzuciła we mnie poduszką. Nie pozostając jej dłużna, trzymając mocno w obu dłoniach mięciutki przedmiot wypełniony pierzem, podeszłam do łóżka i uderzyłam nim w przyjaciółkę. Dziewczyna poderwała się z łóżka i mierząc mnie morderczym spojrzeniem, pochwyciła pierwszą lepszą poduszkę, do której moja swoją drogą miała się nijak. Szatynka, biorąc rozbieg, rzuciła się na mnie i przewracając nas obie na ziemię, zaczęła okładać mnie puchowym przedmiotem, w konsekwencji czego po pokoju zaczęły latać białe piórka.
- Złaś ze mnie idiotko! – krzyczałam i wypluwając pierza z buzi. Rosalie obserwowała całą tą sytuację i zanosiła się głośnym śmiechem, za to Scarlett próbowała rozdzielić się mnie oraz pannę Forks.
- Mogłabyś trochę wyluzować. – Jessica zwróciła się do Scarlett, kiedy udało się jej nas rozdzielić. Szatynka skarciła ją wzrokiem i otrzepała się z pierzy. – Pasowałabyś do Liama, w końcu jesteście do siebie podobni w zachowaniu. – dodała po chwili.
- Nie szukam teraz chłopaka. – odpowiedziała jej. – Zresztą gdyby nie ja, już dawno doprowadziłybyście do jakiejś tragedii. – skwitowała. – Tak więc, Jessica weźmiesz odkurzacz i wszystko co będzie ci potrzebne do doprowadzenia tego pomieszczenia, do poprzedniego stanu, a Chealsy ubierzesz się i pójdziesz do sklepu, bo lodówka świeci pustakami. Wszystko jasne? – spytała, unosząc jedną brew do góry.
- Tak jest! – zasalutowałyśmy i każda udała się w innym kierunku.
Odświeżona i przebrana, podeszłam pod półkę i wysuwając szufladę, wyjęłam z niej czarny portfel z ćwiekami i spakowałam go do podręcznej torebki, w której chwilę później znalazł się również mój telefon. Schodząc po krętych schodach na dół, przewiesiłam torebkę przez ramię. Znajdując się na parterze, podeszłam pod drzwi i naciskając na mosiężną klamkę, pociągnęłam je do siebie, a następnie przeszłam przez próg, tym samym wychodząc na świeże powietrze. Przekraczając umowną granicę naszej posesji, wyszłam na chodnik, na którym stojąc zauważyłam znaną mi, od wczoraj, twarz.
- Cześć Harry. – przywitałam się z chłopakiem, który na dźwięk moich słów, momentalnie odwrócił się do mnie przodem i podszedł bliżej, zachowując między nami niewielką odległość. Ubrany był w białą koszulkę, klasyczne rurki i tego samego koloru co góra, conversy przed kostkę.
- Cześć Chealsy. – powiedział i uśmiechnął się do mnie lekko. – Gdzie się wybierasz? – spytał, cały czas bacznie mi się przyglądając.
- Do sklepu. – odpowiedziałam krótko.
- Do dobrze się składa, bo ja również się tam wybieram. – powiedział. – Tak więc myślę, że moglibyśmy udać się tam razem. Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko temu. – zaproponował i uśmiechnął się jeszcze szerzej niż wcześniej, a na jego twarzy pojawiły się dołeczki, dodające mu dziecięcego uroku.
- Pewnie, że nie.
Zarówno, podczas drogi do sklepu, jak i powrotnej, cały czas rozmawialiśmy głównie o naszej dwójce, co jak twierdził mój towarzysz, jest lepszym sposobem na wzajemne poznanie.
- Czy po naszym wyjściu, Rosalie opowiedziała wam coś więcej na temat ich znajomości? Jej i Zayna? – spytał ni stąd, ni zowąd. – Bo nam nic nie chciał powiedzieć. – dodał.
- Tak. Opowiedziała nam. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie byłam zwolenniczką kłamstw, dlatego z reguły zawsze mówiłam prawdę, chyba, że sytuacja była konieczna. – Jednak jeśli chcesz poznać tę historię, musisz spytać się o nią swojego przyjaciela, gdyż ja nie jestem osobą upoważnioną do jej opowiadania. Wybacz.
- Racja. – odpowiedział. – Spokojnie, nie mam ci tego za złe. – dodał po chwili i obdarzył mnie lekkim uśmiechem.
Położyłam siatki z zakupami na kuchennym blacie i uśmiechnęłam się do, oglądających moje poczynania, dziewczyn.
- Sama to wszystko doniosłaś pod dom? – spytała, jak zwykle podejrzliwa, Jessica.
- Może. – odpowiedziałam z tajemniczym uśmiechem. Prawda jest taka, że było to głównie zasługą Harrego, bardzo chętnego do pomocy.
- Może? – powtórzyła Scarlett i spojrzała na mnie przenikliwie.
- Powiedz nam jedno. Kogo spotkałaś? – spytała prosto z mostu, Rosalie.
- Dobra. – powiedziałam na znak poddania się. – Kiedy wyszłam z domu i skierowałam się do sklepu, spotkałam Harrego, który jak się złożyło, również szedł w to samo miejsce co ja, więc poszliśmy razem. – opowiedziałam pokrótce.
- Harry to dżentelmen. – skwitowała Jess, a dziewczyny ją poparły. – Podoba ci się.
- Harry?! Coś ty, to tylko nowy znajomy. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą po raz drugi, dzisiejszego dnia. – A tak w ogóle, Jessica, przyjaźnimy się, a zapomniałyśmy się spytać, który ci się najbardziej podoba. – zwróciłam się przyjaciółki, uśmiechając się złowieszczo. Na szczęście znalazłam poparcie wśród pozostałych dziewczyn, tak więc całą trójką milcząc, wyczekiwałyśmy odpowiedzi.
- Otóż, to trudne pytanie… - zaczęła patrząc na każdą z nas.
- Który? – spytała stanowczo Rosalie, a ja pokiwałam głową z bardzo głupim wyrazem twarzy.
- Niall. Niall Horan. – odpowiedziała, a jej twarz przybrała różową barwę.
- Ten blondyn?! – spytała Scarlett, a Jessica jedynie pokiwała głową.
- Tak w ogóle, mamy dzisiaj do nich zaproszenie. – poinformowałam dziewczyny i schodząc z blatu, na którym siedziałam, wyszłam z kuchni.
O umówionej godzinie, jaką była szesnasta, stałyśmy całą czwórką pod drzwiami domu chłopców. Popatrzyłam na Rosalie, którą z wiadomych przyczyn, musiałyśmy przekonywać aby poszła z nami. Blondynka lekko skinęła głową, dając mi znak, że mogę pukać. Nie minęło kilka sekund, nim jesionowe wrota otworzyły się, a w progu stanął uśmiechnięty, od
Siedząc wygodnie w salonie, czekałyśmy w towarzystwie Liama i Nialla, na resztę, niegotowych jeszcze, chłopców. Chwilę później do pomieszczenia weszli kolejno, Louis, Zayn, a na samym końcu Harry, który uśmiechnął się w moją stronę.
- Czuję, że coś wisi w powietrzu. – oczywiście nie obyło się bez komentarza Jess, która jako jedyna zauważyła gest kędzierzawego w stosunku do mnie.
***
Cześć Kochane :* Jak same mogłyście zauważyć,
rozdział pojawił się dużo wcześniej niż zwykle, bo pomiędzy nim, a po przednim
jest pięć dni odstępu. Niestety trudno mi jest przewidzieć, kiedy dodam
kolejny. Najwcześniej możecie się go spodziewać, w nocy z piątku na sobotę,
albo troszeczkę dłużej. Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem i dwóch
nowych obserwatorów. Niby taka mała rzecz, a sprawia, że człowiek jest
szczęśliwy i dostaje zastrzyk energii. W prawdzie nie nadrobiłam wszystkich
blogów, ale w dalszym ciągu pracuję nad tym, więc sądzę, że do wtorku wszystko
załatwię. Przechodząc do rozdziału, powiem szczerze, że mnie osobiście się on w
połowie podoba. Moim faworytem pozostaje początek. Może później robi się trochę
sennie, ale obiecuję, że w następnym rozdziale będziecie mogli przeczytać
przebieg spotkania u chłopaków. Rozdziały będą składały się z jednej, dwóch lub
trzech perspektyw, tak przynajmniej wydaje mi się na dzień dzisiejszy, ale
wszystko kiedyś wyjdzie. Chciałabym również pochwalić się Wam głupotą – Serio?!
Nie ma się czym chwalić! – gdyż zamówiłam nagłówki z każdą bohaterek z osobna,
pod wpływem impulsu, bez przemyślenia tego. Tak więc, dobrym pomysłem jest
zmienianie szablonu w zależności od tego, której z dziewczyn będzie
perspektywa? Pomóżcie.. Życzę miłej niedzieli :*